Katowiczanie, mimo że zagrali lepiej niż w ostatnim spotkaniu ligowym z Odrą Wodzisław, to jednak nie potrafili pokonać Lecha. - Zabrakło nam na boisku atutów, które ma poznańska drużyna, czyli zawodników. Nie mieliśmy czym straszyć. Zabrakło nam też szczęścia, a ono przecież także liczy się w
sporcie - mówił po meczu Jan Żurek, szkoleniowiec "Gieksy".
Gospodarze rozpoczęli mecz tradycyjnie, od głębokiej defensywy, czekając na możliwości kontrataku. Te jednak pojawiały się bardzo rzadko. Również słabo wyglądała gra ofensywna w wykonaniu Lecha i jedynie nieliczne zagrania Michała Golińskiego warte były uwagi.
Zdecydowanie więcej emocji wywołała druga część meczu, która rozpoczęła się od bramki dla Lecha. Piłkę przed pole karne zagrał Maciej Scherfchen, a zupełnie niepilnowany Piotr Reiss bez trudu pokonał wychodzącego z bramki Dariusza Klyttę. - Trudno ocenić, czy był spalony, ale przez chwilę wydawało się nam, że tak było - żałował Krzysztof Markowski, obrońca gospodarzy.
W 71. min wyrównał niezawodny w meczach z poznańską drużyną Krzysztof Gajtkowski, piłkarz Lecha wypożyczony do "Gieksy". - Nie chodzi o to, że zamierzałem coś udowodnić działaczom Lecha. Po prostu chcę strzelać gole w każdym meczu. To jednak nie osłodzi mi porażki - kręcił głową Gajtkowski, który najwidoczniej ma patent na poznańską drużynę. Była to bowiem już jego piąta bramka strzelona Lechowi w ciągu ostatnich dwóch lat.
Zwycięską bramkę w 78. min zdobył pięknym strzałem zza pola karnego najlepszy na boisku Goliński. Katowiczanie w 80. min mogli jeszcze wyrównać, ale w sytuacji sam na sam
Paweł Brożek trafił wprost w bramkarza Waldemara Piątka. - Gdyby strzelił na 2:2, to szansa na dobry wynik w Poznaniu byłaby większa, a tak będzie niezwykle trudno - żałował Markowski. Brożek, który w ubiegłym tygodniu doznał kontuzji podczas meczu młodzieżowej reprezentacji Polski, na boisko wszedł dopiero na ostatni kwadrans. - Paweł sam zadeklarował, że może wejść i pomóc kolegom. Zresztą nawet na ławce rezerwowych siedział na słowo honoru. W ostatnich dniach był przywracany do zdrowia przez masażystów i lekarzy Wisły
Kraków, i to tylko dzięki znajomościom samego piłkarza - tłumaczył Żurek.
Poznaniacy po końcowym gwizdku nie ukrywali radości, szczególnie że była to ich pierwsza wygrana w tym roku. - Nie szło nam w lidze, więc zrehabilitowaliśmy się w Pucharze Polski. Może i uda się wygrać całe rozgrywki i awansować do europejskich pucharów - uśmiechał się Reiss. Spotkanie rewanżowe za tydzień w Poznaniu.
Dospel Katowice 1 (0)
Lech Poznań 2 (0)
Strzelcy bramek
Katowice: Gajtkowski (71.).
Lech: Reiss (47.), Goliński (78.).
Katowice: Klytta - Owczarek, Adamczyk Ż, Markowski, Adżem Ż - Pluta (67. Krauze), Widuch, Muszalik, Kęska (75. Brożek) - Gajtkowski, Bała (81. Kroczek).
Lech: Piątek - Bosacki, Mowlik Ż, Lasocki - Kaczorowski, Świerczewski, Goliński (89. Piskuła), Grzelak (90. Telichowski), Scherfchen - Madej (62. Zakrzewski), Reiss.
Widzów: 3 tys.
ROZMOWY POD SZATNIĄ
Krzysztof Markowski (Katowice): - To przykre, że przegraliśmy kolejny mecz, i to na dodatek na własnym boisku. Szkoda, że nie udało się uzyskać lepszego wyniku przed rewanżem, bo były na to okazje. Nie poddajemy się jednak i będziemy próbowali coś zdziałać w Poznaniu, żeby jeszcze odwrócić losy tej rywalizacji.
Piotr Świerczewski (Lech): - Sympatycznie było wrócić na Bukową po 11 latach. Spędziłem tu wiele miłych chwil, więc wspominam to z przyjemnością. Dzisiaj jednak o sentymentach nie mogło być mowy, bo gram przecież w Lechu. Cieszy nas bardzo pierwsze zwycięstwo w tym roku, bo w lidze nie idzie nam najlepiej. To jednak nie koniec rywalizacji, bo został jeszcze przecież rewanż. Mam jednak nadzieję, że w Poznaniu to my będziemy górą.
not. rg
ZDANIEM TRENERÓW
Jan Żurek (Katowice): - Zapowiadaliśmy walkę i tak było, bo chłopcy dali z siebie tyle, ile mogli. Miałem jednak za mało atutów, każdy widział przecież ławkę rezerwowych, jaką posiadamy. Pierwszy gol ustawił spotkanie i utrudnił nam grę jeszcze bardziej, a kiedy udało się wyrównać, znowu dostaliśmy cios. Dla nas jest jednak najważniejsza liga i teraz na tym się skupiamy. Na razie nie myślę o rewanżu, bo w głowie mam arcyważne spotkanie z Górnikiem Łęczna.
Ryszard Łukasik (Lech): - Pierwsze spotkanie wygraliśmy zasłużenie. Do przerwy jest 2:1 i stoimy przed wielką szansą na awans do finału Pucharu Polski. Za nami przemawiają własny stadion i wspaniała publiczność, więc wierzę, że to my osiągniemy ten sukces. Nie zapominajmy jednak, że w drugim meczu może wydarzyć się wszystko.
not. rg