Siatkarze Ivettu Jastrzębie zagrają o złoto!

Klub z Jastrzębia zapisał we wtorek nowy rozdział. Po raz pierwszy w historii miejscowy zespół awansował do finału siatkarskiej ekstraklasy!

To, co wydarzyło się wczoraj wieczorem w hali sportowej w Jastrzębiu Szerokiej, trudno opisać. Po ostatniej piłce kibice na trybunach zwariowali ze szczęścia,

kapitan Ivettu Przemysław Michalczyk wdrapał się na siatkę i wisiał na niej kilkadziesiąt sekund. Jego koledzy całowali się ze swoimi sympatiami i żonami, ściskali dzieci, skakali z radości i podrzucali ze szczęścia działaczy do góry. Z drugiej strony boiska zrozpaczeni częstochowianie, z głowami schowanymi głęboko w dłoniach, kopiący w nerwach jakiś pojemnik, przeklinający po kątach. Tak wyglądał epilog piątego półfinałowego meczu w Jastrzębiu. Po dramatycznym tie-breaku gospodarze pokonali akademików z Częstochowy. - Takiego widowiska dawno w polskiej lidze nie widziałem - zachwycał się były trener naszej kadry Ryszard Bosek, który oglądał mecz z trybun. Spotkanie zrobiło także wrażenie na innych, m.in. obecnym szkoleniowcu reprezentacji Stanisławie Gościniaku.

Przez sporą część meczu przy nieudanych zagraniach któregoś z zawodników gości miejscowi krzykiem nazywali go "łajzą". Nieudaczników jednak wczoraj w Jastrzębiu nie było: wszyscy, łącznie z przegranymi, zasłużyli na miano bohaterów wielkiego meczu.

Przez większą część spotkania wydawało się, że to goście wygrają piąty mecz i to oni awansują do finału. Młodzi zawodnicy trenera Edwarda Skorka byli naładowani energią, silnie kończyli kolejne ataki, popisywali się znakomity zagrywkami. Pamapol wygrał pierwszego seta, prowadził 2:1 po secie trzecim, a w tie-breaku miał aż pięć punktów przewagi. Ale to wszystko na nic. Górę wzięło siatkarskie doświadczenie Piotra Gabrycha, Przemysława Michalczyka, Krzysztofa Wójcika oraz ich kolegów z Ivettu. Za każdym razem odrabiali straty, nie stracili wiary nawet w beznadziejnej, wydawałoby się, sytuacji w tie-breaku. - Przeciwnik podjął rękawicę, a nam zabrakło spokoju - mówił po meczu Andrzej Szewiński, jeden z nielicznych zawodników gości, który mógł po spotkaniu wykrztusić choćby słowo.

W tie-breaku miejscowi przegrywali 5:10 i nawet ich najwierniejsi kibice zwiesili już głowy. Wtedy jednak zobaczyliśmy siatkarskie trzęsienie ziemi. Ivett najpierw doprowadził do remisu, a potem objął dwupunktowe prowadzenie, którego nie oddał już do końca. - Sam nie wiem, jak to się stało - przyznał potem Gabrych, jeden z najlepszych siatkarzy na parkiecie.

Kibice w Jastrzębiu odebrali wynik meczu jako swego rodzaju skutek sprawiedliwości dziejowej. Przypomnijmy, że Ivett w trzech poprzednich latach z rzędu był ogrywany w fazie play-off właśnie przez częstochowian.

- Teraz pora na finały. To będzie moja trzecia już rywalizacja o złoto - cieszył się libero Wójcik. W finale rywalem jastrzębian będzie AZS PZU Olsztyn. Mecze zapowiadają się bardzo ciekawie. Pierwsze spotkanie w hali w Szerokiej już w piątek.

AZS Pamapol 2 (25 18 25 18 13)

Ivett: Chudik, Nowak, Gabrych, Rybak, Michalczyk, Terlecki, Wójcik (libero) oraz Wika, Szczygieł, Pilarz, Serafin.

Pamapol: Oczko, Gierczyński, Gołaś, Szymański, Kokociński, Winiarski, Panas (libero) oraz Szewiński, Jurkiewicz, Woicki.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.