LM: przed szlagierem Arsenal - Chelsea

Derby Londynu w szlagierowym ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Czy zachwycający Arsenal wreszcie nie pęknie? Czy Chelsea udowodni, że wystarczy kilka miesięcy, by kupić sukces w piłce?

- Od dawna już nie słucham, co wygaduje Alex Ferguson. Nigdy nie rozumiem, co ma na myśli, jestem za mało inteligentny - w ten raczej niewyszukany sposób skomentował trener Arsene Wenger słowa szkoleniowca Manchesteru Utd, który ogłosił miastu i światu, że nie postawiłby przed derbami na Arsenal złamanego grosza. Obaj panowie szczerze się nie znoszą, więc od Fergusona trudno oczekiwać rzetelnej oceny sytuacji, tym razem jednak mógł trafić w czuły punkt Kanonierów. Ich wyrafinowany, przeczący stereotypom o wyspiarskiej piłce styl gry kibice podziwiają już od lat, regularnie jednak w kluczowych momentach nie wytrzymują presji bądź tracąc przewagę w lidze angielskiej, bądź odpadając z Champions League. Ćwierćfinał to był dotychczas szczyt ich możliwości, zwykle zresztą wymęczony.

Dziś znów trener Wenger może w duchu psioczyć na los, narzekać, że wszystko sprzysięgło się przeciw niemu i jego piłkarzom.

Nie dość, że nawet w LM nie odetchnęli od wyspiarskich bitew, nie dość, że w półfinale Pucharu Anglii wpadli na MU, to jeszcze przeplatają te mecze ciężkie ligowe boje - już w Wielki Piątek zmierzą się z Liverpoolem, a w Wielkanoc - z Newcastle. Do tego dochodzą sparingi reprezentacji, których wrogiem Wenger jest od lat i na które niechętnie zwalnia graczy. Mimo to nie uchronił ich od kontuzji i na zdrowie narzekają dziś Ashley Cole, Gilberto Silva (zagrają), a także Jose Antonio Reyes i Fredrik Ljungberg. Medycyna sportowa znów czyni cuda, bo Hiszpanowi wróżono trzy tygodnie przerwy, a Szwed złamał dwie kości w dłoni. Ma jednak zagrać ze znieczuleniem.

Pozostaje odegnać złe duchy z przeszłości. Fanom mogły stanąć przed oczami "piękne klęski", które ich idole, grając zachwycająco, lecz nieskutecznie, ponosili na finiszu minionych sezonów. Kilka dni temu marzyli o potrójnej koronie, a teraz są poza Pucharem Anglii, po z trudem wyszarpanym remisie w LM z Chelsea, której - na domiar złego - oddech czują w Premier League. Ich przewaga stopniała do czterech punktów (rozegrali o jeden mecz mniej).

Chelsea bowiem to fenomen zbudowany na paradoksach. Właściciel Roman Abramowicz zainwestował weń setki milionów dolarów, ale i wpędził go w chaos. Kupował na oślep, więc postawił trenera Ranieriego przed niemożliwym - pogodzić wybujałe ego tłumu gwiazd. Efekt jest taki, że najmilej zaskakują gracze "perspektywiczni" (Bridge, Ambrosio) i ci, którzy w klubie byli przed erą Abramowicza (Terry, Lampard), a leczą kontuzje lub grają słabo ci, po których spodziewano się magii (Crespo, Veron). No i gole strzela głównie rezerwowy Hasselbaink, również niesprowadzony przez rosyjskiego bogacza. W dodatku drużyna wygrywa, choć na Stamford Bridge sielanki nie ma. Duff już chce odejść, Makelele narzeka na angielski styl życia, a zaszczuty Ranieri nie mógłby prowadzić treningów, jeść ani spać, gdyby czytał choćby co drugą bzdurę, jaką wypisuje o jego przyszłości prasa.

Abramowicz wciąż się krzywi, choć w kwietniu 2003 roku jego obecny klub nie miał szans na tytuł, a z Pucharu UEFA (w I rundzie) wyeliminował go Viking Stavanger. W tej edycji LM - i to jest poważna przestroga dla Arsenalu powołującego się na serię 17 spotkań z Chelsea bez porażki - na wyjazdach odniosła komplet zwycięstw, nie tracąc gola. Jeśli znów jej się uda, Abramowicz bez planu, ale z grubym portfelem, osiągnie to, nad czym Wenger - przecież genialny - w pocie czoła pracuje od siedmiu lat.

Kto nie zagra

Chelsea: Desailly (zawieszony za czerwoną kartkę); Monaco: Benardi (zawieszony za kartki), Squillachi (kontuzja); Real Madryt: Beckham (zawieszony za kartki).

Bukmacherzy typują

Arsenal - Chelsea (pierwszy mecz 1:1)

Monaco - Real Madryt (2:4)

W telewizji

Arsenal - Chelsea

Na żywo: 1TVP, 20.15; Polsat Sport, 20.35

Monaco - Real

Retransmisja: Polsat Sport 23.15

Skróty: Polsat Sport 22.45; 2TVP, 0.25

Kto zagra w półfinale?
Copyright © Agora SA