Unia/Wisła Kraków - Spójnia Stargard 88:80

Stargardzianie przegrali 13. mecz z rzędu, ale wysoko powiesili poprzeczkę przed Unią/Wisłą. Świetnie zaprezentował się nowy nabytek Spójni Roland Miller.

W zespole gospodarzy klasą dla siebie był tym razem silny skrzydłowy Piotr Szybilski, który zdobył 27 punktów i zebrał siedem piłek na obu tablicach. To nie jedyne zasługi "Bila" w tym spotkaniu, który ponadto skutecznie wyeliminował z gry najwyższego koszykarza na parkiecie (kapitalny blok w III kwarcie!) Gintarasa Stulgę, mierzącego 210 cm. Potężny Litwin rzucił tylko cztery punkty, a w ostatniej kwarcie spadł za pięć przewinień.

Trener wiślaków Mariusz Karol nie bez powodu obawiał się Spójni. Nasz zespół wystąpił wzmocniony trójką obcokrajowców, obok Stulgi dobrze znanego na polskich boiskach, także Amerykanami Gregiem Harringtonem i Rolandem Millerem. Szczególnie dał się we znaki ten drugi, bo rzucił najwięcej punktów (28) w sobotnim meczu. Tymczasem krakowianie zagrali osłabieni brakiem uciekiniera Lewisa Loftona i chorego Tomasza Suskiego. Do meczu Unia/Wisła przystąpiła więc jedynie w dziewięcioosobowym składzie i będzie musiała zapłacić karę, bo przepisy są nieubłagane i wymagają dziesięciu graczy w protokole zawodów.

W pierwszej połowie świetnie spisywał się Łukasz Seweryn, imponujący niesamowitą walecznością. Dobrze zaprezentowali się Jacek Sulowski i Wojciech Żurawski, czyhający na dobitki pod samym koszem.

W drugiej kwarcie gospodarze prowadzili już różnicą 14 punktów (39:25) i wydawało się, że z wygraną nie będą mieli większego kłopotu. Stargardzianie ani myśleli jednak łatwo rezygnować z walki o pierwsze zwycięstwo pierwszej kolejki rozgrywek ligowych. Zmniejszyli straty do stanu 72:69 dla gospodarzy. Podopiecznym Mieczysława Majora udało się m.in. zatrzymać prowadzącego grę Wisły Branduna Hughesa (pierwsze punkty dopiero w 29. min), ale nie znaleziono recepty na asysty (12) "Bronka".

Spójnia kilka razy doganiała krakowian i wydawało się że może spłatać figla. - Częstymi zmianami staraliśmy się wyprowadzać przeciwnika z rytmu, ale zabrakło nam kropki nad "i" - przyznał trener gości Mieczysław Major.

W końcówce na tablicy punktował przeziębiony Mike Ansley, a rzut za trzy punkty Sulowskiego przy stanie 76:69 definitywnie przesądził sprawę na korzyść gospodarzy. Dla gości był to jednak najlepszy występ od kilkunastu kolejek, dobrze wróżący przed następnymi spotkaniami.

Kwarty: 23:15, 18:18, 24:25, 23:22.

Unia/Wisła: Szybilski 27 (4x3), Ansley 18, Sulowski 13 (1), Hughes 6 (1) i Tuljković 5 oraz Żurawski 10 i Seweryn 9.

Spójnia: Miller 28 (1), Sudowski 15 (1), Harrington 14, Nizioł 6 (2) i Stulga 4 oraz Mazur 5, Hrycaniuk i Soczewski po 4, Piechucki 0.

Pomeczowe opinie

Mieczysław Major, trener Spójni: To był dla nas bardzo trudny mecz, bo zabrakło nam zgrania w zespole. W pełnym składzie przeprowadziliśmy tylko dwa treningi. Nasza gra była niezorganizowana, a największym problemem był brak czasu. Czy wszyscy trzej nowi gracze pozostaną w moim zespole? Jeszcze nie wiem, muszę się przespać z tym problemem. O naszej porażce zadecydowało dużo niecelnych rzutów z łatwych pozycji. Mogliśmy dojść gospodarzy na jeden punkt, a nawet wyjść na prowadzenie, ale niektórym młodym graczom zadrżały wówczas ręce.

Mariusz Karol, trener Unii/Wisły: Trudno nie czuć się lepszym, patrząc na składy przed meczem. Dla nas to był mecz po przejściach. Nieoczekiwany wyjazd Lewisa Loftona odbił się na całym zespole. Hughes grał słabiej przez trzy kwarty. Brandun w każdym meczu szuka wyzwań, gdyby czuł zagrożenie, to pewnie by grał na sto procent swoich możliwości. Trudno to u niego zmienić.

wak

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.