Marcin Brosz: W Zabrzu zawsze coś było, jest i będzie [OBSZERNY WYWIAD]

Mam jeden cel: zapełnić stadion. To jest klucz mojej pracy - mówi trener Górnika

Trener Górnika Zabrze wierzy w ten zespół.

Paweł Czado: Na razie Górnik Zabrze zajmuje dziesiąte miejsce na zapleczu ekstraklasy. Czy przychodząc spodziewał się Pan, że będzie tak trudno?

Marcin Brosz, trener Górnika Zabrze: - Zdawałem sobie sprawę z tego, że zespół, który nie osiągał celów w poprzedniej rundzie nagle nie zacznie ich w pełni realizować teraz. We futbolu bardzo trudno o trwałą, nagłą metamorfozę.

Zastanawialiśmy się nad przyczynami spadku i uzmysłowiliśmy sobie, że jest wiele spraw nad którymi musimy pracować. Nie chodzi tylko kwestie futbolowe. Odpowiadam za pion sportowy, ale trzeba zdać sobie sprawę, że przekształceń i reorganizacji wymagał cały klub a nie tylko moja działka. Wiadomo że wszyscy w Zabrzu chcieliby żeby ten klub się rozwijał. Teraz trzeba sprawić żeby rzeczywiście się rozwijał. Nie chodzi tylko o pierwszy zespół, ale również grupy młodzieżowe, które są fundamentem zdrowego funkcjonowania klubu. Kiedy przychodziłem wiedziałem, że będę zajmował się nie tylko pierwszą drużyną.

Szybko zdałem sobie sprawę, że przyczyną spadku nie jest tylko i wyłącznie boisko, także wiele spraw pozaboiskowych.

Co to znaczy "spraw pozaboiskowych"?

- Jest wiele spraw o których wiedziałem przychodząc do Górnika. Ale jest również wiele, które uzmysławiam sobie dopiero teraz. Boisko to wierzchołek góry lodowej. Chodzi choćby o to żeby zawodnikom tu się chciało przebywać, tu się chciało pracować. Nie tylko w godzinach treningów. Kiedy sam byłem piłkarze Górnika przychodziłem na wiele godzin przed treningiem, choćby po to żeby zagrać z kolegami w siatkonogę. Po to żeby wspólnie spędzić czas nie tylko z nimi ale i z ludźmi na co dzień pracującymi w Górniku. Klub powinien dbać o atmosferę; chodzi o to żeby to było nie zwykłe "miejsce pracy lecz ważne miejsce gdzie lubiło się przebywać. Kiedy pojawiłem się pierwszy raz olbrzymie wrażenie zrobiły na mnie te puchary, fakt, że na wstępie spotkałem Stanisława Oślizło albo "Bolka" Niesyto [legendarnego rzecznika klubu, przyp.aut.]. Tu wybitni piłkarze, tam docent Religa. Internet był w powijakach, legendę Górnika chłonęło się z opowieści dlatego dla chłopaków ze Śląska i okolic Górnik zawsze był czymś więcej niż klub. Górnik to była pasja, to było oddanie. Uważam, że należy to pielęgnować.

Moim zdaniem teraz, kiedy przyszedłem, tego w Górniku niestety nie było. Uważam, że to nie jest klub, który mógłby być przeciętny. Nie zasługuje na to. Do Górnika latami nie przychodziło się po to żeby pograć tylko żeby wygrywać. Przegrany mecz zawsze się w Zabrzu boleśnie odczuwało. Ale tak powinno być, na tym to właśnie polega.

Tutaj zawsze będziemy nad nami wisiało - jak miecz Damoklesa - czternaście tytułów. Trzeba temu sprostać, ale trudno o to bez odpowiedniej atmosfery. Brakowało mi jej kiedy tu przyjechałem, dlatego trzeba to zmieniać. W różny sposób, drobnymi krokami. Choćby tam gdzie było restauracja zrobiliśmy siłownię dla piłkarzy.

Najważniejsze, żebyśmy nie mówili rygorystycznie chłopakom: ",macie tu być trzy godziny przed treningiem." Chodzi o to żeby oni sami tego chcieli. Ale do tego trzeba stworzyć im warunki żeby mogli tu właściwie spędzać czas, czy w grupie czy indywidualnie. Oczywiście nie chodzi o to żeby tu tylko być i siedzieć, ale żeby na różny sposób nad sobą pracować. Trening powinien być najważniejszą, newralgiczną wręcz częścią dnia dla mnie i dla zespołu. Ale częścią. Przed i po można pracować indywidualnie. Dlatego choćby masażyści czy inni pracownicy klubu również powinni mu być oddani i traktować pracę tu jako frajdę ale i zaszczyt.

Atmosfera jest ważna, ale meczów atmosferą się nie wygra.

- To oczywiste. Jedyne co nas ratuje do systematyczna praca na treningach. Najpierw szukanie czegoś co nie funkcjonuje, potem znajdowanie dróg wyjścia i wreszcie konsekwentne realizowanie. Na pewno będziemy dążyć, że wszystkich sił żeby to wyszło. Na razie mamy pięć punktów straty do miejsca premiowanego awansem.

Który z meczów Górnika w tym sezonie najbardziej pana rozzłościł, a z którego był pan najbardziej zadowolony?

- Byłem zły po meczu Pucharu Polki z Wigrami Suwałki. Liga to praca codzienna, dzięki pucharowi mogliśmy się pokazać. Najbardziej boli kiedy człowiekowi zabiera się marzenia. Ta porażka zabolała mnie bardzo, uzmysłowiła mi wiele, ale przemyślenia jej dotyczące chcę jednak zostawić dla siebie.

Przy porażce zawsze szukam różnych wytłumaczeń, nie tylko tych najprostszych. Wiadomo, że wszyscy, piłkarze, kibice, trenerzy zawsze chcą zwycięstwa. Na pewno nie chodzi o więc to, że ktoś nie chciał. To by było zbyt proste.

Mecz najlepszy? Do takiego bardzo daleka droga. Na razie to nie jest to czego byśmy chcieli, czego byśmy oczekiwali.

Na razie tworzy się zespół. Tu jest mieszanka: są wychowankowie, Polacy z innych części kraju, są i obcokrajowcy. Byli trenowani przez różnych trenerów, każdy z nich miał własną wizję, każdy uczył czegoś innego. Chcę to uporządkować, chcę żeby Górnik był przewidywalny w tym sensie, że kibice przychodząc na mecz będą wiedzieć czego mogą oczekiwać. Chodzi o to, żeby nawet przeciwnik wiedział, ale żeby nie umiał na to nic poradzić (uśmiech).

A jaka jest pańska wizja gry Górnika?

- To proste. Mam jeden cel: zapełnić stadion. To jest klucz. Górnik będzie mocny tylko wtedy jeśli jego kibice się od niego nie odwrócą i będą go wspierać. Oczywiście chcę go zapełniać nie akcjami promocyjnymi, bo to nie moja działka, ale sposobem gry. Musimy grać tak żeby ich przyciągnąć. Jeśli będą przychodzić w dużej ilości żeby zobaczyć jak gramy to znaczy, że spełniamy ich marzenia. Jeśli przyjdą to znaczy, że się z nami utożsamiają. To moje marzenie. Musimy robić wszystko żeby ten stadion żył.

Jest pan trenerem, który układa zespół pod konkretny sposób gry i piłkarze niepasujący odchodzą czy raczej układa pan sposób pod ludzi, których pan zastaje w klubie?

- Uważam, że każdy zawodnik zasługuje na szansę gry i to niejednokrotną. Tam działamy: dajemy szansę wszystkim. pokazujemy błędy jakie zrobił, dajemy kolejną szansę i dopiero kiedy okazuje się, że z jakichś względów nie ma możliwości ich poprawy - idziemy inną drogą.

Na razie wiele nam nie wychodzi i ciągle nie będzie jeszcze wychodziło, na przykład finalizacja akcji. Ale budujące jest, że nie mogę narzekać na zaangażowanie zawodników, którzy są w Górniku. Mamy wielu ludzi "stond", to dodatkowa wartość. Futbol ma to do siebie, że trzeba pracować, być cierpliwym, wytrwałym i się rozwijać.

Sytuację kadrową ma pan ciekawą. Choćby bramkarze: starszy Grzegorz Kasprzik kontra młodzian Mateusz Kuchta. Ostra rywalizacja, która daje efekty.

- Z początku grał Mateusz, dostał kredyt zaufania i było OK. Po meczu z Sandecją w piątej kolejce [przegranym 0:2, przyp.red.] zdecydowałem, że dam szansę Grześkowi. Ciężko pracował na treningach, wygrał z Mateuszem wewnętrzną rywalizację. Teraz on jest pierwszy, zaczęliśmy punktować. Mateusz też wie, że musi się rozwijać. Ważne, że rywalizacja między nimi - a jest jeszcze ten trzeci najmłodszy, 18-letni Mateusz Michalski - jest na zasadach fair play. Rywalizują ze sobą, ale się szanują. Nikt nie jest rozżalony. Postęp w każdym razie widać.

Jak pan wyobraża sobie rolę w drużynie Adama Dancha? Lepiej żeby grał w obronie czy pomocy?

- To bardzo ważny dla nas zawodnik. Szkoda żeby ciągle grał na pozycji obrońcy. Ma bogaty repertuar piłkarski. To nie jest piłkarz, który potrafi tylko bronić. Potrafi grać bardzo dobrze na odbiorze, i ma ten odbiór 30-35 metrów od bramki. Poza tym ma pierwsze, bardzo dobrze wyważone podanie. To rzadka umiejętność. Najczęściej jest odbiór piłki, strata. Adam ma to, że on odbierając piłkę już wie jak otworzyć drogę do bramki. Tego nie da się nauczyć, a Danch to posiada. On się dobrze czuje jako środkowy obrońca, dobrze czuje się w parze z Bartkiem Kopaczem, spędził na tej pozycji wiele czasu: ale powtarzam korzyść dla zespołu moglibyśmy mieć z Adama grającego wyżej. To, że dziś gra na środku obrony nie oznacza, że nie przyjdzie moment, że nie zagra w pomocy. Na pewno zimą, w okresie przygotowawczym będziemy próbowali innych rozwiązań. Na ten moment gra jako środkowy obrońca.

Warto pamiętać, że Danch jest zawodnikiem o dużym autorytecie nie tylko na boisku, ale i poza. Mając go we formacji jednej wyżej dodaje na pewności podczas gry. Niby niuans, ale to też są ważne rzeczy. On przy tych naszych młodych chłopakach, którzy się rozwijają jest jakby spoiwem, który wszystko łączy.

Bartosz Kopacz to obrońca, który ma potencjał ofensywny, strzela bramki. Czy ma pan czasem do niego pretensje, że idzie na żywioł?

- Musi iść! Każdy piłkarz ma jakieś naturalne predyspozycje, których nie należy hamować. To byłby wręcz grzech, zespół na tym tylko by stracił. Ta moc, ta chęć gry do przodu, ta łatwość zdobywania bramek Bartka cechuje. Jego aż rozrywa i moim zdaniem to jest super. Jako trenerzy musimy się zastanowić jedynie nad tym jak w tym momencie zabezpieczać tyły, to jest nasza rola. Bartek chce się rozwijać, zna własne plusy i minusy. Oczywiście musi więcej uwagi poświęcać grze defensywnej.

Ważne, że na środku obrony też mamy rywalizację, bo nie wolno zapominać o Szeweluchinie, który jest właściwie zasymilowanym zabrzaninem.

Jak znosi ławkę?

- Ciężko, ale to normalne. Oleg to chłopak, który ma swoje ambicje, trudno żeby się z tym łatwo godził. W sobotę zagra i jestem przekonany, że zagra dobre spotkanie. Wie, że teraz postawiłem na Adama i na Bartka, ale jest w pełnej gotowości.

Czy odejście Romana Gergela było dużym problemem?

- Przyznam, że kiedy przychodziłem nie chciałem odejścia nikogo. Ale jako trener muszę być przygotowany na tego rodzaju sytuację. Roman to dobry piłkarz, który był ważną częścią klubu. Ale staram się szukać pozytywów: jego odejście jest szansą dla kogo innego. Są Dawid Plizga i Armin Cerimagić. Dawid jest ważnym ogniwem.

Z kolei Cerimagić coraz więcej znaczy w tej drużynie.

- Armin jest zawodnikiem, który może nas wnieść na wyższy poziom. Często dośrodkowuje, ale na razie z tych dośrodkowań na razie niewiele wynika. Poprzez urazy ciągle wypada z treningów, a musi uzyskać systematyczność. Szkoda, że teraz pojechał na mecz młodzieżówki Bośni. Oczywiście cieszymy się, że mamy reprezentanta, który zagra z Anglią, ale on musi ustabilizować formę. Na pewno ściąga kibiców, bo umie grać jeden na jeden i jest przebojowy. Ale moim zdaniem ten chłopak ma zdecydowanie większy potencjał niż widzimy. Jeśli dorzuci podczas meczów więcej groźnych centr oraz bramki, bo to piłkarz, który dysponuje świetnym uderzeniem, będziemy z niego bardzo zadowoleni.

Atak w tym sezonie jest całkiem nowy. Igor Angulo w ostatnim meczu zdobył dwa gole, ale jednocześnie nie strzelił bramki stojąc metr od bramki. To irytujące?

- Zdarza się. Ale dla mnie ważne, że Igor w tej sytuacji się znalazł. Nie każdy z napastników by tam był. Może Górnikowi dać bardzo dużo. Ściągaliśmy go z podwójną myślą. Po pierwsze - pomoc i gole na co dzień. Po drugie - mamy wielu młodych zawodników na tej pozycji - Urynowicz, Wolsztyński, Kiklaisz - i chodziło o to żeby mieli kogo podpatrywać.

Drugim napastnikiem z zagranicy, którego ściągnęliśmy jest David Ledecky. Szukaliśmy alternatywy dla Igora. Angulo ma 28 lat, więc Ledecky ma 23. Szukaliśmy silnego i szybkiego chłopaka. Ja go wcześniej oglądałem długi czas. Przekonuje mnie, bo był w dobrej szkółce Sparty Praga a potem strzelał gole w Znojmie. W dwóch sezonach strzelił 17 bramek. Znamy siłę pierwszej ligi czeskiej. Nie jest to może jeszcze Nespor, ale jest bardzo przebojowy. Od meczu z Grudziądzem stworzyliśmy duet Angulo - Ledecky i zaczęliśmy punktować. Igor gra bardzo dobrze między strefami, umie grać kombinacyjnie i wchodzić w drugie tempo. David wykonuje inną robotę, bardziej pracuje fizycznie, przepycha się z obrońcami. Takiego chłopaka szukaliśmy. Liczę, że David przy Igorze rozwinie się jako napastnik, taki mamy pomysł.

Inny pomysł to stawianie na młodych.

- Dokładnie. A: szukamy chłopaków na Śląsku, B: dajemy im szansę. C: szkolimy i dopiero D: jeśli nie można inaczej - w konkretnym momencie kupujemy na konkretną pozycję. Takie są również oczekiwania zabrzańskiego środowiska. Przyznam, że lubię oglądać naszych młodzieżowców. Wczoraj byłem na spotkaniu rocznika 2003.

Ostatnio w pierwszym składzie pojawił się 18-letni Tomek Pikul. To był obiecujący debiut.

- Zapewniam, że to nie przypadek. Na początku Tomek mi się nie podobał, ale przeszedł bardzo ciężką drogę żeby się przebić, miał ciężką kontuzję. Praca w rezerwach sprawiła, że dostał się do pierwszej drużyny i zadebiutował w lidze. Wiedział, że żeby się przebić trzeba być najlepszym w rezerwach. Widzę, że zrobił ogromny postęp. Takich chłopaków jeszcze paru czeka i na pewno dostanie szansę. Zresztą to nie jest tak, że Brosz dał Pikulowi szansę. On sam tę szansę wywalczył. Niech inni wiedzą, że ciężko pracując mogą spełnić marzenia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.