- Dublin to fascynujące miasto. Podoba się także mojej żonie. Jedyny problem: ciągle pada deszcz. Ale z drugiej strony, gdyby nie padało Irlandia nie byłaby tak zielona, prawda? - zaczyna żartem Trapattoni, selekcjoner, który został idolem kibiców. I nie tylko w rodzimych Włoszech. Także w Irlandii, z której reprezentacją teraz pracuje, fani cenią go co najmniej na równi, jeśli nie wyżej od kapitana Robbiego Keane'a. "Giovanni, Giovanni" - ich chóralne śpiewy stały się swego rodzaju okrzykiem zagrzewającym do walki cały zespół. A biegi, jakie uskutecznia Trapattoni przed ławką rezerwowych, wywołują nie mniejszy entuzjazm niż dryblingi Aidena Mc'Geady'ego.
Trapattoni chętnie opowiada o włoskiej restauracji w centrum Dublinu i o godzinach spędzanych przed wideo w poszukiwaniu młodych piłkarzy. - Irlandia, to dobry wybór. Nie mamy Cristiano Ronaldo, nie dryblujemy jak Brazylijczycy czy Portugalczycy, problemem jest to, że nasza liga ma taką wartość jak włoska Serie B, ale poradzimy sobie z tym wszystkim - zapewnia szkoleniowiec.
Zostawiam im wolną rękę. Nie chciałbym zmieniać przyzwyczajeń. Jednak...
- Widziałem, że zawodnicy jedli grzyby. Przez kilka sekund stałem jak wryty. Później wytłumaczyłem im, że jedzenie grzybów jest zabronione w dniu meczu, zarówno na obiad, jak i na kolację.
- Wprowadziłem analizę gry przeciwników na DVD. Jest to dla moich piłkarzy całkowita nowość.
- Zawodnicy nauczyli się kilku zwrotów po włosku, takich jak "dzień dobry" i "dziękuję". A ja staram się ulepszać swój angielski. Nawet jeśli niektóre słowa nie chcą mi wejść do głowy, pomagają mi gesty i tłumacz.
Tak, ma osobowość i talent. Razem z Doylem tworzą parę godną mistrzostw świata.
- Kupiłbym Shaya Givena z Newcastle. Nie przesadzam: wydaje się, że może być drugim Buffonem.
- Hmm, dla mnie będzie to dziwne spotkanie. Ujmijmy to tak: życzę Włochom, żeby wygrali wszystkie mecze i zremisowali dwa z Irlandią.
- I nie wygraliby bez cudów Buffona.
- Że nie możemy być zarozumiali, ale też nie możemy być zbyt skromni. Weźmiemy przykład z Austrii, która upokorzyła Francję.
- To prawda. Ale już teraz z przyjemnością patrzyłem jak niektórzy z nich zarabiali po kilka sekund dla drużyny, dzięki rzutom z autu, gdy prowadziliśmy z Gruzją 1:0. To są szczegóły, które robią jednak ogromną różnicę.
- Niebezpieczeństwo numer jeden to Vucinić. Włoska piłka powoduje, że piłkarze "rosną". To stało się kiedyś z Platinim i Bońkiem. Teraz odnosi się do Vucinica i dotyczyć będzie też Joveticia, napastnika, obdarzonego ogromnym talentem. Fiorentina zrobiła dobry zakup.