Szaleństwo na White Harte Lane

W doliczonym czasie gry Heruelho Gomes, wcześniej broniący słabo, zatrzymał strzał z rzutu karnego. I ocalił dla Tottenhamu remis 1:1 z Chelsea. Goście wydłużyli ligową serię bez zwycięstwa do pięciu meczów. Tak słabo nie grali, odkąd właścicielem klubu jest Roman Abramowicz.

Trener Chelsea, Carlo Ancelotti, zapewniał przed meczem, że czuje pełne poparcie piłkarzy i - przede wszystkim - właściciela, ale wciąż nie może spać spokojnie. Mistrzowie Anglii grają zbyt słabo, by usprawiedliwiała ich liczba kontuzjowanych piłkarzy.

Atmosferę mógł znacząco poprawić Didier Drogba, który w 92. minucie gry nie wykorzystał rzutu karnego podyktowanego za faul bramkarza Gomesa na Ramiresie. Strzelił jednak nie tylko w bramkarza, ale też słabo - nie tak jak dwadzieścia minut wcześniej, gdy jego piekielnie mocny strzał przełamał dłonie bramkarza Tottenhamu i dał gościom wyrównanie. Brazylijski bramkarz miał szczęście, rywal pomógł mu zrehabilitować za tamten błąd. Gruby błąd.

Od momentu wyrównania Drogby na boisku panował totalny chaos. Mecz toczył się w szalonym tempie, piłkarze biegali od bramki do bramki, linie pomocy odpuściły ścisłe krycie w środkowej części boiska, a sędzia z trudem nadążał z rozstrzyganiem spornych sytuacji. Nawet Frank Lampard, który w drugiej połowie wrócił na boisko po trzech miesiącach leczenia się, nie potrafił uporządkować gry zespołu. Wydawało się, że przebieg wydarzeń sprzyja gospodarzom, których trener - Harry Redknapp - nie stawia taktyki na pierwszym miejscu, a jego ludzie w szalonych meczach zaczęli się wręcz specjalizować. Arsenal i Liverpool pokonali, choć pierwsi tracili gola. I zapewniali sobie zwycięstwa w ostatnich sekundach.

Redknapp komentował wczorajsze popołudnie w swoim stylu. - To był zwariowany mecz. Ludzie płacą za bilety właśnie po to, by doznać takich emocji.

Tak relacjonowaliśmy mecz Tottenhamu z Chelsea na żywo?

Więcej o:
Copyright © Agora SA