Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas »
- Rewolucja. Zmian jest tak dużo, że mógłbym opowiadać godzinami - tak wicemistrz olimpijski z Turynu i były mistrz świata mówi o metodach norweskiego trenera, który w
sierpniu objął polską kadrę, zastępując Ukraińca Romana Bondaruka.
Po nieudanych igrzyskach w Vancouver Sikora rozważał kończenie kariery, ale ponieważ
wybory na prezesa związku znów wygrał popierany przez zawodników Zbigniew Waśkiewicz, a umowę o dwa lata przedłużył sponsor, firma Viessmann, zdecydował się startować dalej. - Być może nawet do igrzysk w Soczi - mówił w środę, miesiąc przed początkiem swojego 18. sezonu w PŚ.
Zawodnicy są Enevoldsenem zachwyceni. Związek wybrał go latem w ramach konkursu (startował m.in. szkoleniowiec słynnej Niemki Kathi Wilhelm), płaci mu miesięcznie 6-7 tys. euro, czyli dwa razy więcej, niż zarabiał Bondaruk i opiekująca się kobietami Nadia Biłowa. Takie są jednak najniższe stawki wśród norweskich fachowców. Enevoldsen ma 48 lat, choć wygląda na 38, i ciągle jest na dorobku. Ostatnio pracował w klubach w USA i Kanadzie, ma za sobą epizody w kadrach
Norwegii i Wlk. Brytanii, ale tak odpowiedzialnej posady jak w Polsce jeszcze nie miał. - Jak na głównego coacha jest młody, ale ma świetne recenzje, wierzymy w niego. W końcu Mourinho też musiał kiedyś zacząć - śmieje się prezes Waśkiewicz.
- Jeździmy w nowe miejsca, zamiast liczyć kilometry, szlifujemy technikę, trener biega na nartach razem z nami i z bliska obserwuje, co robimy nie tak. Jest dla nas partnerem, a nie nadzorcą - wylicza korzyści Sikora.
Za dwa dni kadra leci na ostatnie zgrupowanie do Lillehammer. PŚ rusza
1 grudnia w szwedzkim Östersund.
Więcej o Enevoldsenie oraz rozmowa z Sikorą w poniedziałkowej "Gazecie Sport.pl"