Karol Bielecki - koniec kariery. "Przyślę ci medal z Chorwacji..."

Zimą zebrał kilka koszulek swych kolegów z reprezentacji Polski i znów przekazał "Gazecie". Dzięki temu dzieci z dwóch domów dziecka będą miały lepsze wakacje. Cały Karol... Skromny chłopak z Sandomierza zawsze podpisze autograf, zostanie kilka minut, by pozować do zdjęcia... Gdy forma sama przyjść nie może, idzie do fryzjera i goli się na łyso. A potem wychodzi na boisko i zdobywa 10 goli... - portret dotkniętego koszmarną kontuzją Karola Bieleckiego przedstawia znający go od lat dziennikarz " Gazety Wyborczej Kielce" Piotr Rozpara.

W piątek wieczorem milionami polskich kibiców wstrząsnęły słowa 28-letniego Karola Bieleckiego. W rozmowie z Polskim Radiem, a chwilę później z " Gazetą Wyborczą" i Sport.pl, jeden z najpopularniejszych piłkarzy ręcznych w Polsce, także jeden z najbardziej lubianych, przyznał, że ostatecznie stracił oko. Że kolejne operacje po urazie, jakiego doznał tydzień temu podczas meczu Polska - Chorwacja, nic nie dały. Lekarze stwierdzili jasno, że to koniec kariery sportowej.

Medale dla dzieci

W lutym ubiegłego roku spotkaliśmy się w Kielcach.

- Przyślę ci medal z Chorwacji, zlicytuj go dla dzieci z domu dziecka - rzucił jakby mimochodem.

- Przecież mógł wisieć na ścianie, ale wolę, żeby pomógł dzieciom - mówił wtedy Karol Bielecki, gdy pytałem go co się stało, że pozbywa się takiej pamiątki.

Kilka dni później brązowy medal zakończonych dopiero co mistrzostw świata był już w redakcji "Gazety" w Kielcach. Licytację na antenie Radia Kielce rozpoczęliśmy o godz. 6. "Gazeta" zaproponowała 500 zł, ale już kilka minut później kwota ta zwiększyła się do 700 zł. Kilka telefonów i stawka przebita do 2, 2,5 tys., aż w końcu do kolejnej - jak nam się wówczas wydawało - magicznej granicy 5 tys. zł. Na krótko. Kolejna oferta: 9 tys. zł, ale pani Hanna z Kielc przebija - 10 tys. Pan Wiesław z Kielc pasuje, ale oferowany przez siebie tysiąc zostawia w grze: - Dorzucam do zwycięskiej kwoty - deklaruje.

Brązowy krążek mistrzostw świata poszedł więc za 11 tys zł. Wychowankowie domu dziecka z ul. Sandomierskiej w Kielcach pojechali za to na wakacje.

- Ogromnie się cieszę, że wylicytowano tak wysoką sumę - mówi skromnie chwilę później Bielecki. Potem okazuje się, że to już drugi medal przekazany na cele charytatywne. Zdobyte dwa lata wcześniej srebro na mistrzostwach świata w Niemczech oddał na licytację dla jednego z hospicjów w Krakowie, które wówczas do niego się zgłosiło. Nie pochwalił się mediom.

- Prawdę mówiąc, sam nie wiem, za ile poszedł tamten medal - mówi.

Zimą tego roku zebrał kilka koszulek swych kolegów z reprezentacji i znów przekazał "Gazecie" - dzięki temu dzieci z dwóch domów dziecka będą miały lepsze wakacje.

"Z tego młodzieniaszka wielkiego piłkarza ręcznego nie będzie"

Cały Karol. Potężny chłop, który w 1999 roku, mając zaledwie 17 lat przyjechał do Kielc z przepięknego Sandomierza. Próbował tam piłki nożnej, ale jednak przekonano go do handballu. Musiało się tak stać z osobą mierzącą ponad 2 metry wzrostu i ważącą 100 kg, której kilka lat później ktoś w Europie zmierzył, że rzuca piłką z prędkością ok. 120 km/h, choć są i tacy, którzy twierdzą, że to zaniżone dane. I pomyśleć, że kilka lat wcześniej ktoś odpowiedzialny za młodzieżową piłkę ręczną w Polsce mógł stwierdzić, że z tego młodzieniaszka wielkiego piłkarza ręcznego raczej nie będzie. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy byli innego zdania.

Skromny chłopak z Sandomierza nie potrzebuje dużo czasu, by przekonać do siebie tłumy. Zawsze podpisze autograf, zawsze zostanie kilka minut, by pozować do zdjęcia, zawsze odbierze telefon, bo dziennikarz jeszcze o coś nie dopytał. A gdy forma sama przyjść nie może, idzie do fryzjera i goli się na łyso jak to było w styczniu 2009 roku w meczu o brązowy medal mistrzostw świata z Danią. Dziesięć bramek "Koli", jak mówią na Karola Bieleckiego koledzy z kadry, i na boisku w Zagrzebiu drużyna Bogdana Wenty zdobywa drugi z rzędu medal mistrzostw świata! Tego nie dokonała żadna drużyna w grach zespołowych w historii polskiego sportu.

Europejskie potęgi walczą

Nie ma znaczenia 200 tysięcy euro za jakie Karol Bielecki przechodzi w 2004 roku z Vive Kielce do potężnego wówczas w Europie Magdeburga. Kwota pewnie śmieszna, gdy okazuje się, że to tygodniowe zarobki gwiazd piłki nożnej. Ale był to wówczas hitowy transfer w polskiej piłce ręcznej. Teraz za "Kolę" najlepsze kluby świata proponowały kilkanaście razy tyle, ale na początku czerwca Bielecki podpisał nową umowę ze zbrojącym się na Ligę Mistrzów i mistrzostwo Niemiec Rhein-Neckar Löwen. Umowę do końca czerwca 2015 roku...

Kilka dni później w towarzyskim meczu kadry narodowej z Chorwatami w swych ukochanych Kielcach zderzył się przypadkowo z Josipem Valciciem. Mimo rozpaczliwej akcji ratunkowej i walki największych autorytetów w okulistyce, 28-letni zaledwie sportowiec stracił oko. Lekarze mówią jasno: do gry już nie wróci.

Karol nie traci nadziei

Karol nie traci nadziei. - Dziś pokazywali mi takie specjalne gogle, które podczas gry mogą zabezpieczyć przed ewentualnymi urazami - mówi mi w piątek wieczorem. - Piłka ręczna jest tak szybką dyscypliną, tak dużo się dzieje, że może to być trudne. Ale kurczę, jak nie spróbuję, to się nie przekonam. Na razie jednak nie chcę mówić, że w to idę. To wszystko dzieje się tak szybko, przecież dopiero tydzień temu się to stało...

O dramatycznej sytuacji Bieleckiego czytaj na blogach Przemysława Iwańczyka i Roberta Błońskiego.

Więcej o:
Copyright © Agora SA