Dla "Gazety" Mirosław Jabłoński, trener Amiki, były trener Legii

Dziennikarze chyba za szybko zrobili z Legii mistrza Polski. Sezon się jeszcze nie skończył, a niektórzy już podzielili skórę na niedźwiedziu. Wszystko, na szczęście, rozstrzygnie się na boisku, a nie w gazetach - mówi Mirosław Jabłoński.

Dla "Gazety" Mirosław Jabłoński, trener Amiki, były trener Legii

Dziennikarze chyba za szybko zrobili z Legii mistrza Polski. Sezon się jeszcze nie skończył, a niektórzy już podzielili skórę na niedźwiedziu. Wszystko, na szczęście, rozstrzygnie się na boisku, a nie w gazetach - mówi Mirosław Jabłoński.

Legia przypomina mi trochę drużynę z sezonu 1996/97, której byłem trenerem. Miałem 12 zawodników do grania, a mimo to omal nie zdobyliśmy mistrzostwa Polski. To był zespół, którego siłą był kolektyw, jeden za drugiego dałby się pokroić. Teraz widzę, że jest podobnie. Nie ma gwiazd, za to czuje się świetną atmosferę. Wtedy są wyniki.

W znakomitej formie jest Sylwek Czereszewski, strzela gola za golem. Ale on zawsze miał do tego talent. Kiedy ja pracowałem na Łazienkowskiej, piłki dogrywał mu Rysiek Staniek albo Darek Czykier. Teraz akcje z głębi pola wyprowadza Aleksandar Vuković, on sieje największe zagrożenie pod bramką rywali. Na niego trzeba uważać.

Do meczu z Legią nie przygotowujemy się inaczej niż do innych spotkań. W czwartek trenowaliśmy w porze meczu, potem pojechaliśmy na krótkie zgrupowanie. Dla nas mecz z Legią jest spotkaniem nie tylko o mistrzostwo Polski. W tabeli patrzymy nie tylko przed siebie, ale i za siebie. Jeszcze wcale nie jesteśmy pewni gry w pucharach. Bo co będzie, jeśli nie zdobędziemy Pucharu Polski, a w lidze zajmiemy piąte miejsce?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.