Siatkówka. Nadepną Skrze na pięty, skorzystają wszyscy

No i stało się. Skra, która miała zdobyć kolejne mistrzostwo Polski bez jakiegokolwiek kłopotu, potknęła się w piątkowym półfinale w Rzeszowie. Choć przepadam za bełchatowianami, cieszę się z tego przypadku niezmiernie. Dowodzi on bowiem sensu tytanicznej pracy, jaką wykonuje od miesięcy ?Grupa Pościgowa PLS? w składzie: Kędzierzyn, Jastrzębski i wspomniana Resovia.

Ostatnimi laty Skra pełniła dyżurną rolę wzoru do naśladowania i najwyższy czas, by ktoś w kraju mocniej nadepnął jej na pięty. Z tego może być tylko większy pożytek dla polskiej siatkówki. Jeśli jednak ktoś dzisiaj chciałby powiedzieć, że realne nawiązanie walki ze Skrą przez inne polskie kluby oznacza, że poziom PLS jest wyższy, musi poczekać do następnego weekendu. Jeśli Skra wygra Final Four Ligi Mistrzów w Łodzi, będzie oznaczać, że tak. Jeśli nie wygra, będzie znaczyć tyle, że liga się wyrównała, ale lepsza nie jest.

Kryterium międzynarodowe jest bowiem bezwzględnie najbardziej obiektywne, wręcz jedyne. Tak czy inaczej, już można bić brawo dla Skry, bo być lokomotywą postępu w jakiejkolwiek dziedzinie w naszym kraju nie jest łatwo.

Co ciekawe, coś podobnego zaczyna dziać się w drugiej polskiej. "eksportowej" grze - piłce ręcznej. Sposób prowadzenie drużyny Vive Kielce przez jej właściciela Holendra Bertusa Servasa przypomina drogę, jaką ma za sobą Skra. Bezwzględny prymat w kraju i ambicje podbicia Europy są stawiane za cel, ale niczego tam nie robi się na wyrost. Spokój i konsekwencja w działaniu powodują, że biznes i pasja właściciela pozostają tam zawsze w rozsądnej do siebie proporcji, ubezpieczając stabilność przedsięwzięcia. Vive, korzystając z wiedzy Bogdana Wenty, wzmacnia się, aby już jesienią w Lidze Mistrzów udowodnić, że w Polsce można zbudować tak mocny klub jak w Hamburgu czy Barcelonie.

I o to właśnie chodzi, aby w Polsce mieć swoją Barcelonę czy Real. Powoli tak się staje. Marzenie grania w Skrze czy Vive jest celem samym w sobie dla młodych polskich zawodników. Wiedzą oni, że nie wyjeżdżając z kraju, mają szansę grać o najwyższe europejskie trofea i co równie ważne, zarabiać nie mniej jak ich niemieccy czy hiszpańscy koledzy. Ba, owi koledzy jak Antigua, Falasca czy Stojković, z jakichś konkretnych powodów chcą grać w Polsce, zostawiając tu nie tylko pot, ale i tajemnice swojej sportowej klasy. Z pożytkiem dla nas wszystkich, a w szczególności - reprezentacji Polski.

Rusek: Wszystko zaczyna się od początku czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.