O takich jak on mówi się "artysta futbolu". Rozgrywający z wizją, urzekającą techniką, niekonwencjonalnym dryblingiem. Mizerne warunki fizyczne (170 cm wzrostu, 62 kg wagi) rekompensuje wyobraźnią i zdolnością przewidywania, pozwalającą mu jednym kopnięciem piłki w kierunku partnera zagrozić bramce rywali.
Kiedy wiosną ubiegłego roku Valencia płaciła za niego 25 milionów dolarów, nie dowierzano, że zrobi furorę w Hiszpanii. "To przedstawiciel wagi lekkiej; silni, rośli obrońcy szybko wybiją mu futbol z głowy" - twierdzili sceptycy. Wydawało się, że się nie mylą. Choć 22-letni Argentyńczyk gola strzelił już w ligowym debiucie, aklimatyzował się długo, łapał kontuzje, wytykano mu brak zaangażowania. Nie lubili go fani. Jesienią niewiele brakowało, by przeniósł się do Włoch. Negocjacje z Valencią rozpoczął szukający następcy Zidane'a Juventus, chrapkę na niego miało także Lazio.
Teraz o transferze nikt już nie mówi. Aimar regularnie strzela gole i przesądza o zwycięstwach. Znów porównuje się go do Johana Cruyffa, przeciw czemu buntował się kiedyś były trener Valencii Hector Cuper: "Nie ma sensu porównywać go z kimkolwiek, jest na to za dobry". Rodaka namaścił też Diego Maradona, który do niedawna swoim następcą obwoływał napastnika Barcelony i przyjaciela Aimara - Javiera Saviolę. Teraz mówi, że "Aimar to jedyny współczesny piłkarz, za którego oglądanie gotów jest płacić".
Ponieważ jednak w reprezentacji Argentyny konkurencja jest ogromna (Veron, Gallardo, Simeone, Riquelme, Ortega), do niedawna wydawało się, że może w ogóle nie pojechać na mundial. Teraz zanosi się, że zostanie jego wielką gwiazdą. A niebawem w jego ślady może pójść... brat. 19-letni Andres w River Plate zadebiutował w lutym. Talentem bratu, podobno, nie ustępuje, a agresywnością i skłonnością do gry w defensywie nawet go przewyższa.