Liga Mistrzów: Liverpool i Barcelona w ćwierćfinale

Jerzy Dudek bronił chwilami niepewnie, ale gola nie puścił, Liverpool pokonał Romę 2:0 i awansował do ćwierćfinału. Tak jak Barcelona, która wygrała w Stambule z atakującym przez cały mecz Galatasaray.

Liga Mistrzów: Liverpool i Barcelona w ćwierćfinale

Jerzy Dudek bronił chwilami niepewnie, ale gola nie puścił, Liverpool pokonał Romę 2:0 i awansował do ćwierćfinału. Tak jak Barcelona, która wygrała w Stambule z atakującym przez cały mecz Galatasaray.

Piłkarze Liverpoolu przystąpili do meczu z ostatniego miejsca. Goście - jako liderzy. Może dlatego sprawiali wrażenie bardzo spokojnych. - Jeśli wiemy, że nie wolno nam popełnić błędów, to ich nie popełniamy. Ani jednego - mówił uśmiechnięty obrońca Romy Vincent Candela.

Że przesadzał, wiadomo było już po kilku minutach. Piłkarze Liverpoolu mieli tyle swobody na przedpolu, że włoski bramkarz Francesco Antonioli raz po raz był w opałach. W ciągu pierwszego kwadransa musiał interweniować częściej niż zwykle przez cały mecz. Najpierw bardzo mocno z dystansu uderzył Vladimir Smicer, chwilę później po potwornym zamieszaniu w polu karnym Marcos Assuncao powalił na ziemię Danny'ego Murphy'ego i sędzia podyktował "jedenastkę". Jari Litmanen w tym sezonie głównie trenuje zamiast grać, ale się nie pomylił i było 1:0.

Gospodarze nacierali z sercem, zmotywowani tym bardziej, że na ławce trenerskiej po raz pierwszy od października pojawił się Gerard Houllier. Szkoleniowiec, który jesienią przeszedł ciężką operację, długo nie miał żadnych powodów do niepokoju. Włosi śmielej ruszyli dopiero tuż przed przerwą. Wcześniej Jerzy Dudek mógł spokojnie obserwować, jak radzi sobie jego odpowiednik w bramce Romy, często niepokojony przez Emile'a Heskeya i spółkę. Polak dochodził do piłki tylko wtedy, gdy podawali mu ją partnerzy, by rozpoczął akcję dalekim wykopem. W 32. min popełnił jednak błąd. Źle wyskoczył do dośrodkowania Francesco Tottiego i gdyby Gabriel Batistuta był w normalnej formie, doszłoby do wyrównania.

Rzymianie do przerwy zachowywali się tak, jakby chcieli fanom z miasta Beatlesów zrekompensować to, że ci ostatni musieli denerwować już na dobę przed pierwszym gwizdkiem. Anglicy od wtorku czekali na decyzję, czy zagra ich największy idol - Michael Owen. Niestety, przeprowadzone tuż przed meczem testy medyczne wypadły niepomyślnie i najlepszy piłkarz świata 2001 roku nie usiadł nawet na ławce. O dziwo, trener Fabio Capello też nie wystawił swojego najskuteczniejszego napastnika Vincenzo Montelli (sześć goli w ostatnich dwóch kolejkach Serie A), choć obiecywał taktykę ofensywną.

Reprezentant Włoch pojawił się na boisko dopiero po przerwie, podobnie jak Marco Delvecchio. Na niewiele się to jednak zdało, choć Dudek bronił niepewnie (m.in. wypuścił piłkę z rąk po niegroźnym dośrodkowaniu). Później nie mógł się wykazać, bo wyręczali go obrońcy. W ich nogi lub plecy trafiali i Totti, i Montella. Do siatki trafił tylko Heskey.

Grupa A:

BAYERN MONACHIUM - NANTES 2:1 (0:0): Jeremies (58.), Pizarro (87.) - Ahamada (54.);

BOAVISTA - MANCHESTER UTD. 0:3 (0:2): Blanc (14.), Solskjaer (29.), Beckham (50., karny).

1. MU 6 12 13-3

2. Bayern 6 12 5-2

3. Boavista 6 5 2-8

4. Nantes 6 2 4-11

Grupa B:

LIVERPOOL - ROMA 2:0 (1:0): Litmanen (6., karny), Heskey (64.);

GALATASARAY STAMBUŁ - BARCELONA 0:1 (0:0): Luis Enrique (58.).

1. Barcelona 6 9 7-7

2. Liverpool 6 7 4-4

3. Roma 6 7 6-5

4. Galatasaray 6 5 5-6

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.