Piłka ręczna. Polska gra z Niemcami

Dziś o 18.30 Polska gra z Niemcami w pierwszym, arcytrudnym, megaważnym i prestiżowym meczu mistrzostw Europy. - Chcemy szacunku - mówi rozgrywający Bartłomiej Jaszka, choć pamięta dotkliwe porażki z Niemcami na mistrzostwach świata i Europy. Transmisja w Polsacie. Relacja Z czuba i na żywo na Sport.pl

Z Niemcami trzeba wygrać. Porażka oznacza, że w następnym spotkaniu będzie jeszcze trudniej, bo większa będzie presja, a przeciwnicy - Szwecja i Słowenia - równie mocni. W dalszej grze liczyć się będą wyniki grupowe.

Dlatego trener Bogdan Wenta mówi: - Każdy mecz to finał. Ale pierwszy z nich może ustawić turniej.

Wenta ściągnął w charakterze strażaka Mariusza Jurasika - niemal z lotniska po powrocie z urlopu i po wielomiesięcznym rozbracie z kadrą. Zabrał Marcina Lijewskiego, trzy tygodnie po operacji wycięcia migdałków. Obu wziął do Innsbrucka z jedną myślą - wzmocnienia słabszej, prawej strony boiska.

Trener sam przyznaje, że Polacy zagrają dziś w dziwnym meczu. Rywale wiedzą o sobie więcej niż wszystko. Trzy czwarte polskiej drużyny występuje w klubach Bundesligi. Wenta jako zawodnik grał przeciw drużynie Niemiec, ale był też w reprezentacji, którą do dziś prowadzi ten sam Heiner Brand. Dziś zagra przeciw drużynie Branda po raz piąty na wielkim turnieju. Trzy z tych meczów zespół Wenty przegrał, ale trener Niemców docenia rywali: - Polska ma klasę. Wenta przez lata uczył się za granicą, jak stworzyć drużynę, i mu się udało - mówi Brand w "Die Welt". Dla niego będzie to 16. wielki turniej w 13. sezonie pracy selekcjonera. On wie wszystko o Polakach i Polacy o nim wiedzą wszystko. Czym ten wąsacz może kogokolwiek zaskoczyć?

Niczym, ale i tak Wenta i Piotr Zembrzuski, statystyk i bank danych zespołu, analizują nie tylko mecze rywali w kadrze, ale też klubowe. Analizują godzinami, z przerwą na posiłki i półgodzinny spacer po stolicy Tyrolu.

Nawet w stołówce dzisiejsi rywale mogą sobie spojrzeć w oczy i w talerz, bo mieszkają w tym samym hotelu Pod Szarym Niedźwiedziem.

Trauma sprzed roku

Dla piłkarzy Wenty, z których każdy grał, gra lub będzie grał w Bundeslidze, najmocniejszej lidze Europy, oraz dla samego trenera jest więc mecz z Niemcami zdarzeniem wyjątkowym. Ale najbardziej wyjątkowym jest chyba dla Bartłomieja Jaszki.

26-letni piłkarz Fuesche Berlin jest kolejnym ogniwem w łańcuchu najważniejszych osobistości na parkiecie w polskiej drużynie. Jako pierwszy rozgrywający zastąpił kontuzjowanego kapitana Damiana Wleklaka, który z kolei zastąpił kontuzjowanego kapitana Grzegorza Tkaczyka. Każdy z nich prowadził drużynę Wenty na boisku i doznał porażek w meczach z Niemcami w mistrzostwach Europy w 2006 roku, mistrzostwach świata w 2007 roku oraz w 2009 roku.

Pierwsza z nich - na mistrzostwach Europy w Szwajcarii - nastąpiła jeszcze przed wielkim boomem reprezentacji piłkarzy ręcznych, więc przeszła bez echa.

W finale mistrzostw świata w Kolonii w 2007 roku porażka oznaczała zdobycie sensacyjnego srebra, Tkaczyk był w tamtym szczęśliwym turnieju bohaterem - podobnie jak w zwycięskim meczu grupowym. Przegrana w ostatnim meczu turnieju nie była więc traumą. Następna już była - w meczu grupowym w Varażdinie na mistrzostwach świata w 2009 roku. Gdy wielki twardy człowiek Mariusz Jurasik mówi o tym spotkaniu, w głosie wyczuwalne jest upokorzenie. - Ile my dostawaliśmy w plecy? Chyba 10 bramkami... Skończyło się na siedmiu. Nic do powiedzenia nie mieliśmy. Zmiażdżyli nas - wspomina porażkę 23:30.

Jaszka podczas turnieju w Chorwacji nie czuł się najlepiej. - Im bardziej chciałem, tym mniej wychodziło. Byłem spięty. Nigdy wcześniej nie grałem na wielkiej imprezie. Dopiero zacząłem wtedy grać w Bundeslidze - wspominał wczoraj Pod Szarym Niedźwiedziem. Kiedy rok temu Polacy zostali "miażdżeni" przez Niemców, był na parkiecie dłużej niż Wleklak.

Kość pęka, Jaszka nie

Ale to właśnie na tym turnieju Jaszka stał się prawdziwym rozgrywającym.

W drugiej połowie meczu o brąz z Danią wracał do obrony, zatrzymując rywala, grzmotnął o ziemię. Z bolącą ręką podbiegł do lekarza. Doktor Maciej Nowak nastawił wybite palce, obwiązał dłoń. Podejrzewał pęknięcie lub, co gorsza, złamanie. Wtedy nastąpiła scena jak z filmu. Lekarz rzucił Jaszce piłkę na próbę, ten jej nie złapał. Wyleciała mu z dłoni, kciuk jej nie przytrzymał, bo kość była pęknięta. Ale Jaszka wrócił na boisko - zmiennika nie było, Wleklak doznał wcześniej kontuzji pleców - i został na nim do końca.

Wczoraj Jaszka pokazywał wielką bliznę po operacji pękniętej kości, niczym dowód wejścia w świat rozgrywających.

- Powinienem zagrać z Niemcami i w całym turnieju tak jak rok temu z Danią. Gram dłużej w Bundeslidze, czuję się swobodniej na treningach, rządzę drużyną. Ale gdybym miał coś pożyczyć od Damiana i Grzegorza na mecz z Niemcami, to ich doświadczenie. Po dzisiejszym meczu oczekuję od Niemców szacunku. Niektórzy się wywyższają, noszą nosy wysoko, nawet tu, w hotelu. Jak przegraliśmy w Chorwacji, bardzo się ich gazety wyzłośliwiały - mówi Jaszka.

- Każda porażka jest przeżyciem, ale nie można jej wiecznie nosić w sobie, bo wszystko będziemy widzieć w ciemnych barwach - mówi Wenta. - Ale mecz z Niemcami faktycznie jest wyjątkowy. Nawet po wielu dziennikarzach z Niemiec widać, że i dla nich to jest wydarzenie.

- Jesteśmy na ten wyjątkowy mecz przygotowani, ale musimy pamiętać, że nawet najlepsze przygotowanie nie da gwarancji sukcesu. Nie wyeliminuje przypadku, złego zablokowania, słupka w ataku. Wygra ten, kto dziś będzie w lepszej formie, kto będzie miał więcej szczęścia - kończy trener Polaków.

Specjalny serwis Sport.pl - ME w piłce ręcznej  ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.