- Siatkówka to wielki biznes. Niestety, związki sportowe chowają się za parawanem organizacji pozarządowych. Zresztą nie tylko nasze. Europejskie i światowe federacje też. Mając do dyspozycji wielkie pieniądze, prowadzą interes po amatorsku. Siatkówka od kilku lat ma swoje pięć minut, z których powinniśmy wycisnąć maksimum. Jeszcze zwiększyć jej popularność, jak najwięcej na niej - ale i dla niej, podkreślam - zarobić. Potrzeba do tego osobnej firmy, spółki prawa handlowego, która pochwali się zyskami, przeznaczając je później na rozwój całej dyscypliny. Taką spółkę można by kontrolować, nadzorować, a ani nad PZPS, ani nad PZPN, ani nad innymi związkami nie ma kontroli - opowiada "Gazecie" Pietrzyk.
- Z projektu ustawy o sporcie kwalifikowanym, nad którą pracowałem jako parlamentarzysta, artykuł 13.: "Polski związek sportowy powołuje spółkę kapitałową prawa handlowego do zarządzania sprawami związku", zmieniono na "może powołać". To przekręt w stylu "lub czasopisma" ze sprawy Rywina. Z subtelnej, ale znaczącej zmiany wynikają wszystkie kłopoty związków.
Szef Zaksy podaje przykłady z PZPS. - Rozkładanie wykładziny w halach, organizacja szkoleń i konferencji... Nie mam nic przeciwko temu, żeby robili to ludzie związani z PZPS lub ligą, ale pod warunkiem, że są tańsi od konkurencji, a zwycięzców wyłaniają przetargi. Jasne, ekonomiczne reguły - kończy Pietrzyk.
Więcej w środowej Gazecie Wyborczej.
PlusLiga siatkarzy będzie większa?