Robert Lewandowski - Urodzony, by grać w piłkę

- Mógłbym tu strzelać bramki latami. Ale za same bramki w słabej polskiej lidze nikt mnie nigdzie nie kupi - mówi Robertowi Błońskiemu najlepszy strzelec ekstraklasy Robert Lewandowski

Stwórz drużynę - zagraj i Wygraj Ligę! ?

Robert Błoński: Z siedmioma golami jesteś najskuteczniejszym strzelcem ligi, ale chyba też rozczarowany słabą postawą Lecha w tym sezonie?

Robert Lewandowski: Poziom polskiej ligi jest słaby. Mógłbym tu grać i strzelać bramki latami. Jeśli zostanę w Lechu, powalczę o tytuł króla strzelców, ale nie chcę być królem własnego podwórka. Za same bramki w słabej polskiej lidze nikt mnie nigdzie nie kupi. Nie chcę, by mówiono o mnie, że "potrafię tylko strzelać gole w Polsce". Chcę dobrze grać i strzelać gole, a nie tylko je strzelać. By wszyscy wiedzieli, że Lewandowski da sobie radę z grą na wysokim poziomie.

Co do wyników Lecha, to w porównaniu z poprzednim sezonem nie zrobiliśmy kroku do przodu. Mamy chyba zbyt mało zawodników i nie zawsze możemy grać tak, jak potrafimy.

Jak choćby w Brugii, gdzie odpadliście z pucharów?

- Rok temu awansowaliśmy do fazy grupowej Pucharu UEFA, strzelając Austrii Wiedeń gola po rykoszecie w ostatniej minucie dogrywki. Teraz odpadliśmy po karnych. Porażka nas podłamała, nie poradziliśmy sobie w ligowej szarzyźnie. Rok temu, jesienią, Europa wyniosła nas na pierwsze miejsce w ligowej tabeli. Teraz za bardzo popadliśmy w przeciętność.

Sądzisz, że zimą ktoś przypomni sobie o Robercie Lewandowskim?

- Mam nadzieję. Słyszałem, że jakieś wstępne zainteresowanie jest. Na razie tego nie słucham, czekam do stycznia. Najważniejsza jest liga i reprezentacja.

Ile byś zapłacił za Lewandowskiego?

- Nie oszczędzałbym (śmiech). Ale wiem, że ze słabej ligi, z klubu, który nie gra w pucharach, z reprezentacji, która nie awansowała na mundial, nie kupuje się piłkarzy za dziesięć milionów euro, tylko za kilka razy mniej. Jeśli pojawi się oferta, nieustannie mam nadzieję na rozsądek działaczy Lecha. Ale w tym momencie nie myślę o transferze. Koncentruję się na czterech ostatnich kolejkach. Jeśli później pojawi się dobra dla wszystkich oferta, skorzystam.

Prezes Lecha powiedział, że dostaniesz zgodę na transfer, ale dopiero po sezonie.

- Skoro prezes tak mówił, to tak jest. Prawda, niestety, smutna, jest też taka, że z działaczami Lecha o niczym jeszcze nie rozmawiałem. Kiedy były letnie spekulacje dotyczące transferu, nikt nie pytał mnie o zdanie i moje plany. Nie przedstawił też swojego punktu widzenia. Rozumiem, że klub nie chciał mnie sprzedawać, i to akceptuję. Ale chodzi o ludzkie traktowanie. Rozmowa i jasność sytuacji pomogłyby obu stronom.

W polskiej lidze jeszcze się rozwijasz?

- W naszej lidze można spędzić tylko chwilę, wypromować i wyjechać. Jest ponura. Sam się czasem zastanawiam, jak mecz Real - Barcelona wyglądałby w Wodzisławiu?

Ale jeszcze chyba się nie zatrzymałem. Cieszy mnie każda bramka. Po treningach zostaję regularnie i ćwiczę. Czasem ze skrzydłowym, czasem z obrońcą, czasem z bramkarzem. A czasem sam. Wtedy ćwiczę celność - próbuję, żeby piłka leciała tam, gdzie ja chcę. Ćwiczenia są różnorodne, sam je sobie wymyślam.

Jesteś piłkarskim samoukiem?

- Można tak powiedzieć. Głównie ćwiczyłem sam albo z kolegami z podwórka. Z domu w Lesznie miałem ponad 30 km na Varsovię i nie zawsze miałem, jak dojechać na trening. Dwa domy dalej mieszkał starszy o kilka lat kumpel Adam Wójcik. Lubił bronić moje strzały, więc się zakładaliśmy, kto będzie lepszy: napastnik czy bramkarz. Jak nie chciało się nam iść na boisko, graliśmy przed moim domem. Drzewa były tak posadzone, że mogły "udawać" bramki. Mama się złościła, bo za bramką, której bronił Adam, długo nie mogły wyrosnąć następne drzewka. Były ciągle połamane. Dopiero niedawno zobaczyłem, że wreszcie urosły kilkadziesiąt centymetrów.

W ostatnich trzech sezonach zostałeś królem strzelców III i II ligi. Trafiłeś do Lecha za milion złotych, strzeliłeś gola w debiucie w lidze i w pierwszym występie w pucharach. Debiut w reprezentacji Leo Beenhakkera też uczciłeś bramką. Teraz jesteś liderem klasyfikacji strzelców. W sierpniu skończyłeś 21 lat. Nie kręci ci się w głowie?

- Odporny jestem. Na pochwały patrzę przez palce. Wsiadłem na karuzelę, która kręci się, odkąd zacząłem grać w piłkę. Tempo może być szybsze, ale w polskiej lidze da się rozkręcić tylko do pewnego poziomu. Rozpędu dostaje się dopiero na Zachodzie.

Dlaczego półtora roku temu zdecydowałeś się na transfer do Lecha?

- Gdy w Zniczu zostałem królem strzelców II ligi, oferty się posypały. Finansowo najlepsza była z Cracovii. Chciałem iść do klubu grającego w pucharach. Popatrzyłem, jak drużynę ustawia Franciszek Smuda, i wybrałem Poznań. Wiedziałem, że tam będę miał największe szanse, by grać o coś więcej niż o utrzymanie.

W międzyczasie odezwała się Legia. Zadzwonił dyrektor Trzeciak, ale rozmowa była kurtuazyjna. Żeby, jak to mówią, miał "czyste kapcie". Wypowiedź trenera Urbana, że na Łazienkowskiej byłbym czwartym napastnikiem po Chinyamie, Grzelaku i Aruabarrenie spłynęła po mnie. Nigdy nie kibicowałem Legii ani tym bardziej Polonii. Cieszyłem się nawet, że mieszkam w wiosce pod Warszawą. Nie czuję się warszawiakiem, dobrze, że nie wychowałem się między blokami z betonu, tylko w miejscu, gdzie był las i dwa trawiaste boiska do gry w piłkę.

Do Poznania pojechałem ze swoim menedżerem Czarkiem Kucharskim. Wcześniej pytał, czy bym nie chciał jechać za granicę. Wolałem zostać, sprawdzić się w lidze i pucharach. Szybko zorientowałem się, że w lidze dam sobie radę. Egzamin zdałem, teraz czas na kolejny krok.

Który przeskok był najtrudniejszy? Z IV do III, z III do II, z II do I ligi czy z ekstraklasy do reprezentacji?

- Jak dotąd żaden nie był ciężki. Nikt nie kazał mi grać pięciu meczów w tygodniu. Psychicznie też daję radę, kompleksów nie mam. Trzeba rozumieć, co trener mówi i czego wymaga. Futbol to prosta gra.

Peruwiański rytuał w Lechu. Sprawa Rengifo ?

WYIMEK

Po treningach zostaję regularnie i ćwiczę. Ze skrzydłowym, obrońcą, bramkarzem. A czasem sam. Wtedy ćwiczę celność, żeby piłka leciała tam, gdzie chcę

Copyright © Agora SA