Marcin Lewandowski - największy talent polskich biegów jedzie podpatrywać Kenijczyków

Lekkoatleta Marcin Lewandowski, największy polski talent w biegach na średnich dystansach, jedzie nad Wielki Rów Tektoniczny w Kenii, aby wstrząsnąć swoim bieganiem i wykraść tajemnicę Kenijczykom.

W wieku 19 lat miał wyniki lepsze niż legendarni średniodystansowcy Wilson Kipketer, Sebastian Coe i Nils Schumann. Najlepsze na świecie.

Trenujący w Szczecinie Marcin Lewandowski w ciągu roku poprawił rekord życiowy o niemal 2 s. W 2009 r. pobiegł na 800 m 1.43,84. Ale do najlepszego w tym sezonie Kenijczyka Davida Rudishy brakuje niemal 2 s.

- W ich treningu musi być sens i my chcemy go odszukać i zastosować - mówi Tomasz, trener i starszy brat Marcina.

Dzięki treningowi na wysokości 2300 m n.p.m. liczba czerwonych krwinek u Kenijczyków jest większa niż u trenujących na nizinach, a co za tym idzie, lepsza jest także ich wytrzymałość. Dlatego zwykła rejonowa szkoła gimnazjalna St. Patrick High School w Iten wychowała kilkunastu mistrzów olimpijskich, mistrzów i rekordzistów świata.

Kenijczycy doganiają wszystkich

- Już trzy lata temu wiedziałem, co się święci - mówił nie tak dawno o młodym rywalu Paweł Czapiewski, brązowy medalista mistrzostw świata w 2001 roku. - Widziałem, że ten smyk ma talent, bo biegałem z jego starszym bratem Tomaszem. Marcin ma wszystko to, czego mi brakuje.

Wciąż jest rozwijającym się talentem, wciąż poprawia w rekordowym tempie życiówki, ale jako 22-latka doganiają go rówieśnicy z Kenii. W finale tegorocznych mistrzostw świata w Berlinie (Marcin był ósmy) biegł już młodszy od niego - 20-latek Jackson Kivuva. Ale pojawiają się następni. I następni.

Dlatego Lewandowski jedzie do Kenii.

Nad Wielkim Rowem Tektonicznym, w promieniu 50 kilometrów od miasteczka Iten, urodziło się, uczyło i zaczynało trenować kilkudziesięciu największych biegaczy w historii lekkoatletyki, wśród nich Keino, Rono, Kipketer, Konchellah. Kilkuset marzących o podobnej sławie i o utrzymaniu rodzin biega tam teraz, gdy czytasz te słowa, czytelniku. Najczęściej mieszkają na kupie w jednym szałasie, na piętrowych pryczach zbitych z desek, bez bieżącej wody, polewając po treningu z miednicy jeden drugiego. Gotują w jednym kotle raz dziennie, ale trzy razy biegają po leśnych, płaskich duktach wzdłuż górnej krawędzi rowu, na wysokości 2300 metrów, w sumie kilkadziesiąt kilometrów. Powietrze jest tam rzadkie, organizm cierpi, ale się dostosowuje.

W sezonie rozjeżdżają się po świecie na niezliczone maratony, półmaratony, biegi uliczne. I wygrywają. W najlepszej piątce maratończyków 2009 roku jest czterech Kenijczyków, w półmaratonie poniżej 1 godziny zeszło 25 zawodników, wśród nich jest 22 Kenijczyków.

Lewandowski jedzie do Kenii na miesiąc. Zamieszka w Kapsabet w domu Bungei. - Nie szukam tam formy. Po prostu chciałbym spróbować, jak to jest biegać w takim miejscu. I nie wiem, dlaczego dotąd żaden Polak się na to nie zdecydował - mówi Lewandowski.

Bungei też szuka inspiracji. Zaprosił geniusza finiszu, mistrza olimpijskiego z Aten z 2004 roku Rosjanina Jurija Borzakowskiego, zaprosił też sąsiada - brązowego medalistę z Pekinu i wicemistrza świata Alfreda Kirwa Yego. Przyjadą młodsi od Polaka Abraham Chepkirwok i wicemistrz olimpijski z Pekinu na 1500 m Asbel Kiprop, obaj urodzeni nad Rowem Tektonicznym, obaj obdarowani przez naturę krwią gęstszą od smoły, najbogatszą w czerwone krwinki, w transportującą tlen hemoglobinę.

Będzie bolało...

Bracia Lewandowscy - Marcin jedzie ze starszym bratem i trenerem Tomaszem - muszą zabezpieczyć się przed malarią, która w 1996 roku omal nie zabiła Wilsona Kipketera. Muszą pojechać do Kenii w pełni treningu, aby w rozrzedzonym powietrzu wytrzymać tempo afrykańskich chartów.

- Najwyżej biegałem na wysokości 1800 m n.p.m. w Font Romeu, więc trochę się obawiam. A z drugiej strony nie mogę doczekać się treningów. Już zacząłem się przygotowywać - mówi Marcin Lewandowski.

- Pytałem, czy mnie nie zabiegają na śmierć, ale mistrz olimpijski z Pekinu Wilfred Bungei uspokoił mnie żartem: "Spokojnie, będziesz moim gościem". Dwa lata temu marzyłem, aby z nim stanąć na bieżni, teraz mnie zaprasza do siebie - mówi Lewandowski.

Bungei zaplanował trzy zajęcia biegowe dziennie, ale Polak będzie uczestniczył tylko w dwóch. Czas jest dobry - listopad i grudzień to okres, kiedy biega się bardzo dużo, ale niezbyt intensywnie, można biegać wspólnie, to nie przeszkadza. Na budowanie cech właściwych dla każdego biegacza przychodzi czas później.

- Ja będę na każdym treningu. Jak nie dam rady biegać z nimi, będę jeździć na rowerze - mówi Tomasz Lewandowski. - Muszę sprawdzić, jak oni to robią, poznać tajniki Kenijczyków. W internecie można obejrzeć jakieś wyrywki treningów, ale tak naprawdę nikt nie wie, jak ćwiczą najlepsi, bo nikt się tam nie zapuszcza. To jest niepowtarzalna okazja. Nie chodzi mi o jakieś rozbicie głową afrykańskiego muru, nie ma takiej potrzeby. Moim zdaniem Marcin jako sportowiec rozwija się idealnie i najważniejsze, czego mu brakuje, to doświadczenie. Jak je zdobędzie, może wygrywać ze wszystkimi - kończy trener.

Jego utalentowanego młodszego brata czekają najważniejsze sezony w karierze. Kiedy Borzakowski zdobywał w Atenach olimpijskie złoto, miał 23 lata, Schumann w Sydney 22, Kipketer 23, gdy zdobywał pierwszy tytuł na mistrzostwach świata, zaś Coe 24, gdy wygrał olimpiadę w Moskwie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.