Czy jeśli komisja się ukonstytuuje, Lato z Engelem się poniżą?

Jeśli chcemy oddać reprezentację Polski znakomitemu fachowcowi, nie wolno czekać, trzeba aktywnie szukać. Do PZPN trenerskie sławy nie zadzwonią, bo nasza piłka gnije na zachwaszczonych peryferiach. Do nich trzeba dotrzeć samemu, z nęcącą ofertą

Szefowie PZPN postanowili wygłosić odezwę do ludu kibicującego w zakresie wyboru nowego selekcjonera reprezentacji Polski i zwołali konferencję prasową. Szczęśliwi, którzy ten seans wrzeszczącej niekompetencji zignorowali.

Z chaotycznie wyrzucanych przez prezesa Grzegorza Latę sylab nie zrozumiałem prawie nic. Wyłowiłem tyle, że trenera będą działacze selekcjonować spośród pięcioosobowej grupki Polaków oraz tych obcokrajowców, którzy się zgłoszą.

Jak PZPN wydaje swoje miliony: premie, breloczki i Greń w komisji budowy siedziby Z nieco spójniejszych gramatycznie, lecz również beztreściowych peror dyrektora Jerzego Engela wywnioskowałem, że organizowanie konferencji nie miało sensu, bo komisja elekcyjna "jeszcze się nie ukonstytuowała". A skoro się nie ukonstytuowała, to - pouczał dyrektor - wciąż nie ustalono kryteriów, jakie idealny kandydat powinien spełniać.

PZPN żyje w alternatywnej rzeczywistości, dla PZPN czas też płynie inaczej. Minął ponad miesiąc od zwolnienia Leo Beenhakkera, ale komisja nie zdążyła się ukonstytuować.

Najważniejszego się jednak dowiedzieliśmy. Otóż PZPN wciąż jest dla obcokrajowców łaskawy, jeszcze tydzień czeka na oferty z zagranicy. Czy działacze zdają sobie sprawę, że czekanie będzie prawdopodobnie jałowe? Że zgłoszą się albo kandydaci kabaretowi, których od dawna nikt nie zatrudnia (Alberto Zaccheroni), albo kandydaci o nazwiskach potężniejszych niż dorobek (Avram Grant), albo kandydaci, którzy ponoć przysyłają CV, ale właśnie wybierają się na mundial z inną reprezentacją (Meksykanin Javier Aguirre)?

Jeśli chcemy znakomitego fachowca, nie wolno czekać, trzeba aktywnie szukać. Kiedy PZPS ogłaszał konkurs na selekcjonera męskiej kadry, spodziewał się telefonów od trenerskich sław, bo nasza siatkówka należy do ścisłej światowej czołówki. Do PZPN sławy nie zadzwonią, bo nasza piłka gnije na zachwaszczonych peryferiach. Do nich trzeba dotrzeć samemu, z nęcącą ofertą.

Wariantów jest mnóstwo. Można sięgnąć po głośne nazwisko (od Manciniego po Spallettiego), można przesłuchać ludzi mniej znanych, lecz uznanych, bardzo doświadczonych w pracy z reprezentacją (od Söderberga po Lagerbäcka), można przejrzeć fachowców pracujących obecnie w zagranicznych ligach, wykorzystując znajomość rynku i kontakty Bońka, Koźmińskiego, Trzeciaka, Urbana, Lubańskiego, Dudka, Smolarka, Marksa, Bąka, Wałdocha etc.

Tak zachowywałaby się normalnie działająca futbolowa federacja. Nie perfekcyjnie - normalnie.

Nasza działaczowska awangarda wielkodusznie zezwala, by się jej napraszać. Pezetpeenowscy społecznicy nie poniżą się chodzeniem po prośbie, wódz Lato nie słyszał, jak przypuszczam, że reprezentacja Anglii straciła swego czasu szansę na trenera Guusa Hiddinka, bo zażądała CV i spotkania poprzedzającego wpisanie go na listę kandydatów. - Ja na przesłuchania nie chodzę - wzruszył ramionami znakomity Holender. Wyspiarze nominowali przedstawiciela rodzimej myśli szkoleniowej, przeżyli kolejną traumę na Wembley i skapitulowali w eliminacjach do Euro 2008.

Może dla Euro 2012 Lato z Engelem jednak by się poniżyli? Im i tak już nic nie zaszkodzi.

Podyskutuj na blogu Rafała Steca ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.