Mobilizacja Polonusów na skoki Małysza - korespondencja

Gdy w Polsce toczą się spory, czy Adam Małysz zawiódł w Salt Lake City, czy nie, jednego możemy być pewni - na olimpiadzie nie zawiedli jego amerykańscy kibice. Na każdym z konkursów było ich po blisko tysiąc

Mobilizacja Polonusów na skoki Małysza - korespondencja

Gdy w Polsce toczą się spory, czy Adam Małysz zawiódł w Salt Lake City, czy nie, jednego możemy być pewni - na olimpiadzie nie zawiedli jego amerykańscy kibice. Na każdym z konkursów było ich po blisko tysiąc

W morzu ludzi ciągnących od 7 rano z Park City na skocznię, by obejrzeć konkurs na średniej skoczni - za wejście pod górę na piechotę ostrą stromizną dostawało się Medal Złotej Mili - więcej od polskich było tylko flag amerykańskich. Ale Amerykanie nieśli chorągiewki - wiedzieli, że wnieść można tylko drzewce metrowej długości. Polacy z prawdziwymi wielkimi flagami na długich kijach wykłócali się z agentami ochrony. - Hej, we are Poles, we like long poles (My, Polacy, lubimy długie tyczki) - próbowali przekonywać żartami. Nie pomogło wstawiennictwo pozostałych kibiców. - Pozwólcie im. To Polacy, idą fetować złoty medal. Ochroniarze byli jednak niewzruszeni. - Albo zdejmujecie flagi, albo łamiecie drzewce - proponowali.

- Czy to rakieta ziemia-powietrze? Jak teraz kibicować takim kuciupasem? - martwił się pan Józef z New Jersey, a niegdyś z Czerwonego koło Chochołowa, patrząc na swój ułamany kij. Jego kolega Mietek podał swój drzewiec dziennikarzom, którzy przemycili mu go za bramki. - Od ponad 30 lat jestem tutaj, uciekałem z Polski jeszcze za Gomułki przez zieloną granicę do Austrii. 17 lat miałem, żadnej roboty na początku, bo nic nie umiałem. Ale dziś mam firmę budowlaną - opowiadał. - To już moja siódma olimpiada. Tak mnie to cieszy, jak mogę na sukcesy polskich sportowców popatrzeć, że nie wiem. Taki wyjazd do Salt Lake City na 10 dni to wydatek około 2 tys. dol., bo w czasie igrzysk hotele cholernie kosztują. Ale warto dla tych wspomnień, co je człowiek będzie miał już do końca życia - podkreślał pan Józef.

Nie żałował pieniędzy na bilety u koników Wojciech Lesiak z dwiema córkami i znajomym z Los Angeles. - Po drodze przejeżdżaliśmy przez Las Vegas i wygraliśmy trochę pieniążków, no to będzie zabawa. Jeździmy zawsze, kiedy tylko w USA jakiś Polak występuje: czy siatkarze, czy Gołota, czy Czerwone Gitary. Na szczęście Adaś Małysz nigdzie dziś nie ucieknie, jak ten nasz Andrew Tysonowi - śmiał się.

Grupa młodych ludzi rozwijała wielki banner piwa Żywiec. - A co, tu nie obowiązuje ustawa antyalkoholowa, a Adasiowi będzie przyjemnie, bo się piwka też pewnie lubi napić - mówili. - Przyjechaliśmy z Denver, Colorado, jest nas 30 osób. Tylko na Małysza, zaraz po konkursie wracamy. 10 godzin jechaliśmy non stop, przez śniegi, zaspy. Myśleliśmy, że nie dojedziemy, bo nie mieliśmy łańcuchów, ale jesteśmy. Jedni dłużej w Stanach, inni krócej. Wszyscy jakoś kombinujemy, bo przeżyć trzeba. Ale jest z nami jeden adwokat! Dalej panowie, co tak cicho jesteście? "Polska, biało-czerwoni!", "Inne skakają, Adam lata!".

Czwórka młodych chłopaków z Detroit - bracia Konopkowie i ich koledzy Paweł i Adrian - postanowiła jechać na Małysza w środę. - Boss się nawet nie czepiał, zasalutował na drogę i kazał wracać z medalem - opowiadali. Podróż trwała dwie doby, a z braku kasy na konkurs weszli "na Małysza". - 150 dolców za bilet u koni to lekka przesada. No to przeskoooooczyliśmy przez barierki. Nie tylko Adaś skakać potrafi - śmiali się. - Sekjurity? Jakie sekjurity? Ci agenci to się nadają. Powinni byli zatrudnić chłopaków, co Jemioła sklepu z elektroniką pilnują - dodał Paweł, pokazując dwie butelki wody mineralnej. - Wódeczka. Chłopakom znaleźli "wodę" i chcieli zabrać, bo nie wolno wnosić butelek. Musieli wypić na miejscu. Mówiłem, żeby zabrać buty z cholewami. No jakoś sobie damy radę, w te 10 stopni te kilka godzin przetrzymać.

Pan Jan z panią Marią - oboje z New Jersey - nie mieli podobnych kłopotów. W Stanach wiedzie im się bardzo dobrze, mają firmę budowlaną. - Już siedem miesięcy temu wszystko mieliśmy zarezerwowane. I tylko syna mi szkoda, bo się bardzo cieszył z tego wyjazdu, a przedwczoraj rozchorował się i musiał zostać w domu - tłumaczył pan Jan. - Kibicujemy Polakom, pewnie, że tak. Już teraz mamy załatwiony wyjazd na MŚ do Japonii i Korei. I tylko będziemy mieli mały dylemat podczas meczu Polska - USA. Nie wiadomo, którą flagą machać... - dodała pani Maria, która "Stany pokochała jak rodzinne Podlasie".

Byli także kibice ze Szczecina, Czarnca, Przysuchy. Każdy prosił, żeby pozdrowić ich rodzinne miasta. A kiedy Małysz stanął na podium, wszyscy zgodnie zaśpiewali mu: "Sto lat! Sto lat!" i krzyczeli: "Dziękujemy,dziękujemy". - Wspaniali są ci polscy kibice... Wspaniali. Niesamowici. Zawsze najlepsi - mówił później wzruszony skoczek. - Po co się martwić, że brąz, a nie złoto? Mogło być gorzej - na przykład czwarte miejsce - wyjaśniali polonusi, rozchodząc się po konkursie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.