Jose Calderon: Polska to dobry zespół, mają świetnych koszykarzy

- Gortat nie jest wielkim strzelcem, nie rzuci trzydziestu punktów, ale robi wiele pożytecznych rzeczy - mówi Jose Calderon, rozgrywający Toronto Raptors.

Hiszpan Jose Calderon na co dzień jest rozgrywającym Toronto Raptors. Na EuroBaskecie nie gra, bo z turnieju wykluczyła go kontuzja. Do Polski przyjechał, by komentować mecze w hiszpańskiej telewizji La Sexta. Przed meczami indywidualnie trenuje w warszawskiej hali Koło, gdzie swoje mecze w ekstraklasie rozgrywać będą koszykarze Polonii Azbud i Polonii 2011 Warszawa.

Jak to się stało, że trenuje pan w Warszawie?

Jose Calderon : - To dość skomplikowana historia. Gdy okazało się, że będę komentował mecze w hiszpańskiej telewizji, od razu zacząłem szukać jakiegoś miejsca do treningów we wszystkich miastach, gdzie będę. Dzwoniłem, pomagała mi federacja i telewizja, ale okazało się, że trener Polonii Warszawa Wojciech Kamiński to bliski znajomy jednego z moich agentów i udało się wszystko załatwić. Dla mnie to idealna sytuacja, hala jest świetna.

Jak się pan czuje jako komentator?

- Strasznie dziwnie. Jest to o tyle trudniejsze, że bardzo dobrze znam tych chłopaków. Gdy przegrywali, wiedziałem co czują na parkiecie, wiedziałem, co chcieli zrobić. To trudne, bo nie mogę przez to zawsze powiedzieć, tego co czuję.

A co jest trudniejsze - oglądanie meczu jako komentator czy na ławce rezerwowych?

- Komentowanie to zupełnie co innego. Na ławce jesteś z drużyną, żyjesz tym co się dzieje, trener może cię wpuścić do gry. Zawsze możesz coś podpowiedzieć, krzyknąć. Teraz nawet tak nie mogę im pomóc.

Czy nie czuje pan, że czegoś brakuje. W finale igrzysk w Pekinie nie zagrał pan, z powodu kontuzji. Tu też uraz pana wykluczył z EuroBasketu.

- To pech. Na igrzyskach doznałem kontuzji, teraz zdecydowałem, że nie zagram. W ostatnim sezonie moje osiągnięcia na papierze były niezłe, ale grałem tylko na 60 procent, bo jednak nie wszystko było w porządku z moją nogą i teraz staram się wrócić do pełnej formy.

Dlaczego Hiszpanie tak wyraźnie przegrali pierwszy mecz EuroBasketu 2009 z Serbią?

- Wszyscy mówią o Hiszpanii jako o faworycie, ale koszykówka tak nie wygląda. Musisz krok po kroku budować zespół. Poza tym, jest tu wiele świetnych drużyn. Serbowie zagrali rewelacyjnie, byli bardzo skoncentrowani, wiedzieli, co robić. Pierwszy mecz zawsze jest ciężki, zwłaszcza jeśli wszyscy uważają cię za faworyta. Myślę, że dlatego Serbia zagrała lepiej.

W następnych dniach zobaczymy Hiszpanię taką, jaką wszyscy znamy. To jest tylko pierwsza runda, tu może zdarzyć ci się wpadka. Teraz nadejdą ważniejsze mecze.

W czym tkwi tajemnica sukcesu Hiszpańskiej koszykówki. Jak to robicie, że jesteście tacy dobrzy?

- Myślę, że to kwestia tego, że od kilku lat grupa tych samych zawodników jest ze sobą, gra w różnych kategoriach wiekowych. Jest sześciu czy siedmiu chłopaków z początku lat 80. W 1998 roku zdobyliśmy złoto na mistrzostwach Europy - od tamtej pory jesteśmy razem, każdego lata gramy ze sobą i dlatego jest nam łatwiej. Do naszej grupy dochodzi co jakiś czas dwóch, trzech nowych zawodników, ale trzon jest ten sam - Gasol, Navarro i ja. Spójrzcie na Serbów. Mają bardzo młody zespół, może jeszcze nie w tym roku, ale na pewno wkrótce będą naprawdę nieźli. Oni wygrywali wszystko w rozgrywkach młodzieżowych i teraz odważnie wchodzą do seniorskiej koszykówki.

Pańskimi faworytami EuroBasketu są...

- Grecy - to zawsze trudny rywal. Francja - z nimi nigdy nie wiadomo: jednego dnia mogą cię rozbić 20. punktami, innym razem to oni wysoko przegrywają.

W tym roku przygotowania Francuzów były inne niż reszty drużyn. Czy ma to wpływ na to jak grają?

Zgadza się, powinni być naprawdę nieźli, bo cały czas grają o stawkę. Na turnieju jednak nigdy nie wiadomo. Najlepszy przykład to Litwa. Kilka dni przed EuroBasketem wysoko pokonali Hiszpanów, w poniedziałek przegrali z bardzo dobrymi Turkami. To jest EuroBasket, tu nie ma dwóch, trzech dobrych drużyn. W każdym meczu musisz grać na 100 procent swoich możliwości. Tu możesz przegrać z każdym, jest bardzo ciężko. Nie ma takich dysproporcji jak kiedyś, teraz każdy mecz jest trudny.

A co pan powie o Polakach?

- Grają naprawdę dobrze. Widziałem ich już na turnieju w Saragossie, gdzie grali z Hiszpanami. Nie grał co prawda Gasol, ale to nie ma znaczenia. Po zaciętym meczu przegrali wtedy tylko pięcioma punktami. To dobry zespół, wiedzą co robić na parkiecie, mają świetnych zawodników. Wiele daje Gortat, który dominuje pod koszami. Może on nie jest wielkim strzelcem, nie rzuci trzydziestu punktów, ale robi wiele pożytecznych rzeczy - zbiera, zawsze jest tam gdzie potrzeba, może postraszyć blokiem, dobrze przekazuje po zasłonach. Podoba mi się jego gra. Ignerski, który grał w Hiszpanii też jest niezły, inni też. To dobra drużyna. Może jeszcze kilka lat temu, przegrywali wysoko, ale teraz to już się nie zdarza. Nie ma już takich zespołów, widać to też po tym turnieju.

Grał pan na EuroBaskecie, mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich. Gdzie jest najtrudniej wygrać?

- Na igrzyskach - to wyjątkowa impreza, jest tylko co cztery lata, wszyscy sportowcy są razem, niespotykana nigdzie indziej atmosfera w wiosce olimpijskiej.

To wyjątkowe nawet dla zawodników z NBA?

- Tak, nawet dla nich. Rozmawiałem o tym z wieloma zawodnikami, m.in. z Chrisem Boshem i wszyscy bardzo się cieszyli na tą imprezę. Złoto mistrzostw świata jest wspaniałe, ale igrzyska olimpijskie to coś absolutnie wyjątkowego.

Co pamięta pan z finału igrzysk w Pekinie. Byliście tak blisko...

- Graliśmy najlepiej jak potrafiliśmy, wynik był na styku, ale trójki trafili Kobe Bryant i Dwayne Wade i nam odskoczyli. Było ciężko, ale byliśmy naprawdę bardzo blisko. Następnym razem będzie lepiej.

Co jest wyjątkowego w byciu zawodnikiem NBA?

- To wielkie wyzwanie dla drużyny i dla zawodnika. To wielkie marzenie, najlepsza liga świata. Tam możesz zagrać przeciwko najlepszym zawodnikom na świecie. Widzisz w telewizji Jordana czy Magica i chcesz grać tam, gdzie grali oni. Dlatego jest to takie wyjątkowe. Grasz cały czas, każdego dnia walczysz. Jednego dnia zagrasz źle, ale następnego też jest mecz. Każda minuta jest ważna, musisz odpoczywać.

Czy jest coś w NBA czego pan nie lubi? Może ciągłych podróży?

- Myślę, że nie. Do podróżowania człowiek szybko się przyzwyczaja. Poza tym gramy codziennie, więc nie ma innego wyjścia.

Jak znaleźć swoje miejsce w NBA kiedy jesteś koszykarzem z Europy?

- Musisz dostosować swoją grę do NBA. Przede wszystkim treningami indywidualnymi i razem z drużyną. Dla mnie największą barierą był język, bo nie mówiłem z zbyt dobrze po angielsku.

Ale teraz mówi pan świetnie!

- Nie miałem problemów z porozumiewaniem się, ale musisz wiedzieć, czego wymaga od ciebie trener. Grałeś do tej pory inaczej, starasz się robić wszystko jak najlepiej, ale może nie tak jak trzeba. Musisz dostosować swoją grę.

Panu było chyba trochę łatwiej w Toronto, bo to dość europejski zespół jak na warunki NBA.

- Tak to też miało wpływ. Ale tak naprawdę, to pomogło mi też, że nie byliśmy dobrą drużyną. W moim pierwszym sezonie wygraliśmy 20 kilka meczów i dzięki temu mogłem spędzać wiele minut na parkiecie, a to dało mi bardzo wiele.

W zeszłym sezonie trafił pan 87 rzutów wolnych z rzędu - to niesamowite!

Dla mnie ważniejsze jest to, że miałem 98 procent skuteczności, spudłowałem tylko trzy rzuty. Zapisałem się w historii. Nie wiem co wydarzy się w tym sezonie, nie wiem czy powtórzę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.