Rozmowa z Jarosławem Zyskowskim

Rozmowa z Jarosławem Zyskowskim

Na moich treningach nikt nie może myśleć o tym, że boli go paznokieć, nie zadzwoniła dziewczyna albo że kot ma problemy żołądkowe. Każdy musi być skupiony na wykonywanym zawodzie - mówi "Gazecie" nowy trener koszykarzy Polonii-Warbud Warszawa Jarosław Zyskowski.

Nowy szkoleniowiec pierwsze zajęcia z koszykarzami Polonii poprowadził już w piątek. W sobotę zgodził się udzielić wywiadu, ale od razu zastrzegł: - Ta rozmowa nie będzie długa, bo to nie czas na wielkie wywiady. Możemy umówić się po sezonie, kiedy będziemy mogli ocenić moją pracę. Na razie potrzebuję czasu na spokojną pracę. 36-letni trener jest w tym sezonie już czwartym szkoleniowcem zespołu (wliczając Veselina Maticia, który pracował z zespołem na obozach przygotowawczych), a w swojej nowej roli zadebiutuje już jutro podczas meczu Ligi Północnej (NEBL) z Conesco w Den Helder.

Tomasz Kułakowski: Dlaczego zdecydował się Pan zostać trenerem zespołu?

Jarosław Zyskowski: Polonia ma szansę zostać silną drużyną. Są możliwości, by w Warszawie powstał zespół liczący się w rozgrywkach ekstraklasy. Spełnione są ku temu wszystkie warunki. Jest dobry sponsor, klub z tradycjami, piękna hala, nieźli zawodnicy. Niestety, do tego wszystkiego doszły problemy związane z trenerem. Rozpoczęło się od Veselina Maticia, który nie został z nami. Później Vladislav Lucić i Krzysztof Lubaszka nie spełnili oczekiwań władz klubu.

W klubie myślano o zatrudnieniu kogoś z zewnątrz. Dużo rozmawialiśmy na ten temat z kierownictwem, z prezesami. Wszyscy wspólnie zastanawiali się, co będzie najlepszym rozwiązaniem kłopotów. Z mojej strony wypłynęła inicjatywa przejęcia zespołu. Znam realia polskiej ligi, znam zawodników, a przede wszystkim bardzo dobrze znam się na koszykówce. Spędziłem 13 pełnych sezonów w pierwszej lidze, z czego osiem razy grałem w finałach. Zdobyłem pięć tytułów mistrzowskich i trzy wicemistrzowskie.

Jeśli zaś chodzi o temat trenerski, to w mojej karierze pracowałem z najlepszymi w Polsce szkoleniowcami, a do tego chyba jako jedyny w Polsce miałem przyjemność pracy z trzema trenerami z byłej Jugosławii [Andrej Urlep, Veselin Matić, Vladislav Lucić - przyp. tok]. Do tego też dochodzi krótki okres pracy z trenerem z Izraela Mulim Katzurinem, a także mój pobyt we Francji. Ten bagaż doświadczeń jest bardzo dobrą podstawą do tego, by zdobytą wiedzą podzielić się z zawodnikami Polonii.

Kiedy przyszedł Panu do głowy pomysł przedstawienia swojej kandydatury na stanowisko trenera?

- To nie stało się z dnia na dzień. Rozmawiałem z kilkoma osobami, z którymi doszliśmy do wniosku, że moja kariera zawodnicza nie potrwałaby zbyt długo. A na dodatek dla mnie gra byłaby już mniejszym wyzwaniem niż to, co nastąpiło obecnie. Zostanie trenerem jest dla mnie bardzo dużym bodźcem, to kolejny cel, który sobie stawiam, i kolejny etap mojego koszykarskiego życia.

Zawsze jako zawodnik myślałem, że kiedyś będę chciał zostać trenerem, bo to naturalne przedłużenie miłości, której na imię koszykówka. W tym konkretnym przypadku pomysł przejęcia zespołu przyszedł mi do głowy, kiedy odszedł trener Lucić. Wówczas zacząłem się zastanawiać nad tym w bardziej konkretny sposób.

Czy to oznacza, że definitywnie skończył Pan karierę zawodniczą?

- Nigdy nie mów nigdy, ale wydaje mi się, że tak.

Jak ocenia Pan pracę swoich dwóch poprzedników. Czy w grze zespołu zmieniło się coś w czasie, gdy trenerem był Krzysztof Lubaszka?

- Nie odpowiem na to pytanie. Jestem debiutantem i dużym nietaktem byłoby komentowanie pracy poprzedników. Powiem tylko tyle, że ostatnio zespół nie zmienił radykalnie swego oblicza.

A czy teraz koszykarze zaczną grać lepiej?

- Myślę, że tak się stanie.

Co by osiągnąłby ten zespół, gdyby trenował Pan go od początku sezonu?

- Nie można teraz porównywać tego składu z tym z początku sezonu. To są dwa inne zespoły. A roszady w składzie na pewno jeszcze nastąpią. Dlatego na to pytanie także nie odpowiem.

Kogo brakuje Panu w zespole?

- Najważniejsze to znaleźć centra. Teraz na tym jesteśmy skupieni.

Jaki jest Pana sposób na osiągnięcie sukcesu?

- Chcę zmienić podejście do wykonywanych obowiązków wszystkich ludzi związanych z zespołem, a przede wszystkim zawodników. Chcę, żeby wszyscy profesjonalnie podchodzili do wykonywanego zawodu. Sam od siebie będę wymagał przygotowania na każdy trening. Będę miał opracowany przebieg każdej jednostki treningowej. Ułożę mikrocykl przygotowań na każdy tydzień, miesiąc, na dłużej. Podobnie będzie z zawodnikami. Będę od nich wymagał, żeby w trakcie treningu nie zaprzątali sobie głowy rzeczami nie związanymi z koszykówką. Nikt nie może myśleć na zajęciach o tym, że boli go paznokieć, nie zadzwoniła dziewczyna albo że kot ma problemy żołądkowe. Podczas tych dwóch godzin każdy musi być skupiony na swoim zawodzie, bo obecnie gra w koszykówkę jest zawodem. Wszystko musi działać jak dobre przedsiębiorstwo. Każdy pracownik musi wiedzieć, co i jak ma robić. To chcę na początku uświadomić każdej osobie związanej z zespołem.

Wspomniał Pan, że pracował ze świetnymi trenerami. Który z nich odcisnął na Panu największe piętno, z czyich wzorów będzie Pan korzystał?

- Z pewnością będę korzystał z tego, czego doświadczyłem na własnej skórze. Nie chcę jednak podawać konkretnych nazwisk, bo nikomu nie chcę robić reklamy. Ale odpowiedzi na to pytanie można się łatwo domyślić.

Mówił Pan, że postawi na agresywną obronę. Czy to wystarczy, by wygrywać mecze?

- Zespół musi mieć swego ducha, charakter. Zawodnicy, wychodząc na parkiet, mają stanowić jeden dobry zespół. Nie mogą grać indywidualnie. Muszą pamiętać o haśle "spirit of the team".

Pana przypadek to jeden z nielicznych, kiedy wybitny zawodnik dostaje szansę pracy trenerskiej w ekstraklasie. Dlaczego w Polsce tak mało byłych koszykarzy pracuje w roli trenera?

- W Polsce jest to faktycznie rzadka praktyka. Nie rozumiem dlaczego, bo na świecie jest inaczej. Trenerem CSKA Moskwa jest Walery Tichonenko, który jeszcze w ubiegłym roku grał w tym zespole. Jego przewaga nade mną jest taka, że okres przygotowawczy spędził z zespołem. Z innych znanych nazwisk, w Grecji z zawodnika trenerem stał się Lefteris Subotić (w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w Arisie Saloniki), a w NBA jako trener pracował także Larry Bird. To nie powinno dziwić, ale w Polsce są jakieś układy, układziki, starsi działacze, którzy nie chcą, by do ich grona wszedł ktoś młodszy. W Polonii sytuacja jest inna. Prezesi nie bali się powierzyć mi zespołu.

Od pierwszego dnia wprowadził Pan swoje zasady. Nie życzy Pan sobie np., żeby ktokolwiek obcy wchodził na treningi zespołu. Czemu to ma służyć?

- Ma to związek z tym, o czym mówiłem wcześniej. Chcę, żeby w czasie tych dwóch godzin każdy był skupiony na treningu. Czy można sobie wyobrazić, żeby po biurze pracującego właśnie dyrektora chodziła sobie obok sprzątaczka? Nie, i podobnie nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek w taki sam sposób przeszkadzał nam.

Kto będzie Pana asystentem?

- Jeszcze nie powiem, ale w ciągu kilku dni jego nazwisko będzie znane. Nie należy jednak spodziewać się spektakularnego nazwiska.

Na jak długo podpisał Pan kontrakt?

- Wciąż obowiązuje mnie kontrakt z Warbudem podpisany przed poprzednim sezonem. Moja praca trenerska odbywa się w ramach tej samej umowy, która wygasa po tym sezonie.

Rozmawiał Tomasz Kułakowski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.