US Open Robert Radwański: Nic nie musimy, to biznes rodzinny

- Agnieszka i Ula to są panienki z dobrego krakowskiego domu, a w tenisie trzeba być czasem chuliganem. Nie brakuje im umiejętności, szybkości i techniki. Brakuje im instynktu zabójcy - mówi ?Gazecie Wyborczej? i Sport.pl Robert Radwański

Jakub Ciastoń: Po porażce w deblu ironicznie wysyłał pan córki na zakupy do Louisa Vuittona, a wściekła Agnieszka powiedziała, że nie zagra już więcej z Ulą. Totalnie ją skrytykowała. Co się dzieje?

Robert Radwański: Napisaliście to? Szkoda. Jesteśmy ludźmi z krwi i kości, wszyscy byliśmy w nerwach. Turniej zupełnie nam nie wyszedł, ale to nie koniec świata. Nikt się na nikogo nie będzie śmiertelnie obrażał. Błąd jest może taki, że nie bierzemy pod uwagę, że wszyscy śledzą teraz każdy nasz ruch i słowa. Agnieszce na pewno przejdzie złość na Ulę. Poszły w piątek razem do fryzjera. Pewnie będzie jakaś przerwa w deblu, ale też nie można go odpuścić. Z prostej przyczyny, Agnieszka i Ula mają taką siłę gry, że mogą kiedyś wygrać Wielkiego Szlema. To jest bardzo dobry debel, tylko obie muszą zrozumieć, że wróg jest za siatką, a nie po tej samej stronie. To są siostry. Raz się czubią, raz się lubią.

Pan nigdy nie sprawiał wrażenia tak sfrustrowanego, nie krytykował córek tak ostro, punktując ich błędy. Czy to znak, że doszedł pan do ściany jako trener? Dziewczyny pana nie słuchają?

- Tenisistka taka jak Agnieszka jest już w pewnym stopniu samodzielna. Ma umiejętności, wie, co ma robić, jak wygrywać. Klucz do zwycięstw ma podany na tacy, ale często w ogóle tego klucza nie bierze do ręki. Dlatego się denerwuję. Wieczorem się zwalniam, a rano znów przyjmuję się do pracy. To jest familijny biznes. Kiedyś, gdy sponsorował nas Ryszard Krauze, mogłem się mu tłumaczyć. Teraz nic nie musimy.

Z pana ust padło zdanie, że "nic się już nie da zrobić".

- Bo charakteru się nie zmieni. Dziewczyny mają ogromną motywację, ale brakuje im temperamentu. To są panienki z dobrego krakowskiego domu, a w tenisie trzeba być czasem chuliganem. Nie brakuje im umiejętności, szybkości, techniki. Brakuje im instynktu zabójcy. Nikt tego nie zmieni. To bywa frustrujące.

Po raz kolejny okazało się, że macie trudne charaktery. Nie byłoby łatwiej, gdyby ktoś stał między wami, jakiś konsultant, inny trener?

- Charaktery mamy może trudne, ale wolelibyście, żebyśmy się zachowywali jak Szarapowa? Siadali w kącie, z nikim nie rozmawiali, a jak już coś mówili, to niekoniecznie szczerze. U nas wszyscy mówią, co myślą, a że czasem na siebie krzykniemy, to nic nie znaczy. Jesteśmy normalną, no... prawie normalną rodziną. Ale staramy się.

Kiedyś pan mówił, że brak emocji to największa zaleta Agnieszki.

- Okazało się, że to jednak wada.

Serwis?

- Serwuje bezpiecznie, bez ryzyka. To cały problem z serwisem. Ale w tym sezonie jest minimalna poprawa. Pracujemy nad tym ciągle.

Agnieszka i Ula są traktowane jak dobra narodowe. Różni ludzie w Polsce radzą...

- W Polsce nie ma ludzi, którzy znają się na tenisie. Większość krytyków nigdy nie była na zawodowym turnieju. Czy ja mam słuchać rad tych, którzy bluzgają na nas na forach internetowych? Jeśli ktoś mówi o tenisie, czasem posłucham, a nawet uderzę się w pierś.

Na przykład za decyzję, żeby zagrać w New Haven? Tam pojawiła się kontuzja Agnieszki tuż przed US Open.

- Agnieszka chciała grać. Miałem inne zdanie, ale ona jest dorosła. To błąd nas wszystkich.

Trzeba było się postawić.

Nie wygrała w tym sezonie właściwie z nikim ze ścisłej czołówki.

- Przez presję, nerwy. Wyrobiła już sobie nazwisko i każda dziewczyna chce ją ograć, sprawić sensację. To samo jest z Janković, Ivanović, Dementiewą. Też mają wahania, spadają, idą do góry, przegrywają wygrane mecze. Pisałem pracę magisterską na AWF na temat różnic psychologicznych w męskim i kobiecym tenisie. Podstawowa jest taka, że mężczyźni na stres reagują według klasy i umiejętności. Gdy tenisiście z pierwszej "dychy" nie idzie, i tak potrafi się wydobyć z opresji. Kobiety nie potrafią. Mistrzyni świata w karate w stresie zawsze będzie waliła złodzieja torebką po głowie, nie użyje swoich ciosów. U kobiet ranking nie ma właściwie żadnego znaczenia. Każda z każdą może wygrać, bo każda może się rozsypać psychiczne na korcie. Agnieszka jest teraz na takim etapie kariery, że gra pod ciągłą presją i się często rozsypuje. W kolejnym sezonie będzie znów inaczej i wyniki mogą się poprawić. Nie przegra wtedy tych kilkunastu meczów, które powinna wygrać. Spójrzcie, kto gra teraz dobrze - Stosur, Pennetta, Bartoli. Nie mają presji, bo ostatnio grały źle i są na wznoszącej. Taki jest kobiecy tenis. Zawodniczka musi też mieć większy automatyzm niż mężczyzna. Dlatego tenisistki trenują dużo więcej od tenisistów.

Jedyne, co sobie mogę zarzucić, to że wiedząc o tym wszystkim, powinienem się mniej denerwować. Ale nie potrafię, bo ja wiem najlepiej, co Agnieszka potrafi.

Agnieszka ciągle mówi, że jej gorsze wyniki to efekt zmian w kalendarzu i tego, że była na początku roku w dziesiątce.

- Prawdę mówi. Chodzi też o psychikę, wygrana w małym turnieju podbudowuje. Daje kopa. A my mamy zakaz gry w małych turniejach.

Kobiecy tenis jest najsłabszy od lat. Agnieszka nie wykorzystuje tego.

- Bzdura! Nie jest słaby, tylko najmocniejszy. Nigdy nie był tak silny fizycznie, wymagający. To, że wszystkich turniejów nie wygrywają te same dziewczyny, oznacza, że konkurencja jest większa, a nie mniejsza. Nie dajcie sobie wmówić, że jest słaby.

Przed sezonem mówił pan, że celem jest pozycja numer pięć.

- Agnieszka bardzo szybko dostała się do dziesiątki i apetyty rosły. Nie udało się, co nie znaczy, że piętnastka to zły wynik na teraz. Piątka pozostaje dalekosiężnym celem.

Czy wy kiedykolwiek zmienicie coś w swoim teamie, jeśli np. Agnieszka bardzo spadnie?

- Ja bym nawet dla świętego spokoju dopuścił możliwość, że ktoś mnie zastąpi, ale proszę mi pokazać kto? Trenerzy na WTA Tour to ludzie z łapanki. Dobre wrażenie robią ci od Pennetty i Janković. Widać, że im zależy. Reszta to są goście, którzy oglądają mecze z założonymi rękami i ze wzrokiem wpatrzonym w trybuny, a nie w kort.

Piotr Woźniacki jest szefem sztabu córki Karoliny, ale ma pod sobą trenerów. Pan by tak nie chciał?

- On musi, bo nie grał w tenisa, nie jest trenerem. Ja kwalifikacje mam i naprawdę wiem, co mam robić.

Wojciech Fibak mówi, że Agnieszce brakuje profesjonalizmu, że nie interesują ją sprawy taktyczne.

- Pan Wojtek ma prawo tak mówić, ale ja się polemiki nie podejmuję.

W przerwie zimowej będą jakiekolwiek nowości?

- Dziewczyny muszą się jeszcze bardziej wzmocnić fizycznie. Trening ogólnorozwojowy jest dziś kluczowy. Kobiecy tenis idzie coraz bardziej w szerokie bary, muskuły, spójrzcie na Pennettę, Stosur czy ostatnio nawet na Karolinę Woźniacki. Dziewczyny rosną jak szafy. My też musimy.

Agnieszka jest ciągle jedyną tenisistką bez kontraktu z agencją menedżerską i bez umowy na stroje sportowe.

- Z agencjami się nie zwiążemy. Nie chcemy tracić niezależności i dzielić się pieniędzmi. Wiele osób nam to wytyka, ale mało kto rozumie, że my agencji już nie potrzebujemy. One są po to, by młodych tenisistów wypromować. Zależy im na dzikich kartach, ośrodkach treningowych, w zamian podpisują cyrografy. My się dostaliśmy do czołówki bez ich pomocy i jesteśmy w punkcie, gdy możemy sobie pozwolić na niezależność.

Bez agencji nigdy nie podpiszecie kontraktu z Adidasem czy Nike.

- Z tą dwójką nie, ale w grę wchodzą mniejsze firmy. Rozmawiamy z Filą, negocjowaliśmy z chińską firmą Erke. Problem w tym, że teraz nikt nie ma pieniędzy. Chińczycy wycofali się w ostatniej chwili. Właściwie nie wiem dlaczego. Potem pewnie żałowali, bo na Wimbledonie Agnieszka grała z Peng i Li. Oba mecze były u nich na żywo i z 200 mln ludzi je oglądało. Cały czas czekamy i zbieramy mniejsze kontrakty. Właśnie wyszła gra na iPhona z Agnieszką. Victor Archutowski, nasz menedżer, załatwił też umowę z Longinesem, mamy kontrakt z Mercedesem. Podkreślam jeszcze raz, to jest nasz rodzinny biznes.

Podpisując rok temu kontrakt z agentami - IMG, Bestem, czy Octagonem - nie bylibyście na jeszcze większym plusie?

- Te kontrakty są trochę przereklamowane. Większe znaczenie od rankingu ma w nich to, z jakiego kraju pochodzisz. Sania Mirza gra słabo, ale ma kilkanaście kontraktów, bo jest z Indii. Ich rynek ma miliard ludzi. Nasz ma 40 mln plus 20 mln Polonii. Nasza siła przebicia jest też wypadkową naszej sytuacji gospodarczej. Nie oszukujmy się, nie jest zbyt mocna. Naprawdę nie tracimy wielkich pieniędzy, jak niektórzy piszą. Wolimy poczekać na kontrakt bez pośredników.

Szarapowa pokonana przez nastolatkę - czytaj tutaj ?

Copyright © Agora SA