El. MŚ 2010. Remis, który nic nie daje

Zamiast trzech, Polska zdobyła tylko jeden punkt i ma już tylko matematyczne szanse na pierwsze miejsce w grupie, które daje bezpośredni awans do MŚ w RPA.

Polska musi wygrać trzy ostatnie spotkania, by zająć drugą lokatę i bić się o mundial w listopadowych barażach. Z taką grą jak w sobotę wydaje się to niemożliwe.

W trzeciej minucie doliczonego czasu Mariusz Lewandowski kopnął z 18 m, ale Maik Taylor obronił. To była ostatnia piłka meczowa, kilkadziesiąt sekund wcześniej Jacek Krzynówek ograł w polu karnym rywala, ale z prawej nogi kopnął Panu Bogu w okno. Kiedyś w takich sytuacjach trafiał.

Polska znowu rozegrała dwa różne mecze.

W pierwszej połowie wszystko było odwrotnie niż być miało. To Polacy mieli narzucić Irlandczykom swój styl - a grali tak, jak im Wyspiarze pozwolili. Jeszcze raz okazało się, że mecz towarzyski z Grecją, to nie to samo, co spotkanie o punkty.

Reprezentanci Polski: ten remis jest jak porażka, ale szanse na awans wciąż są Pozwalali wyprowadzić piłkę tylko w okolice środka pola. Potem widać było jak świetnie "odrobili lekcję". Odcięli od podań skrzydłowych Obraniaka i Błaszczykowskiego. Ten pierwszy oddał jedyny celny strzał - przy stanie 0:1 piłkę z linii bramkowej wybił Evans. Kuba biegał bezproduktywnie - na początku przegrał trzy pojedynki jeden na jednego, a później zgasł. I nie obudził się do końca meczu, zagrał jeden z najsłabszych meczów w kadrze, nie wygrał ani jednego pojedynku, nie miał jednego dobrego podania po którym mógłby paść gol. To po jego niecelnym zagraniu goście wyprowadzili kontratak po którym Lafferty strzelił między nogami Artura Boruca.

A to polscy piłkarze mieli stwarzać sytuacje i próbować je wykorzystać. Tymczasem pierwszy rzut rożny wykonali w 30. minucie.

Wcześniej, w pierwszym kwadransie, trzy razy faulowali gości w okolicach pola karnego Artura Boruca. Stałe fragmenty, na szczęście, nie zakończyły się strzałami, ale ich mieliśmy unikać jak ognia. Goście z Wysp mieli przewagę wzrostu w polu karnym.

Nie zdała egzaminu próba z Jackiem Krzynówkiem w roli lewego obrońcy - Michał Żewłakow pracował na dwa etaty. W środku i po lewej stronie. Bywało, że Polska grała trójką obrońców. A Krzynówek się nie cofał.

Gorzej, że w ofensywie nic nie wynikało z przewagi liczebnej Polaków. Jak tylko kadrowicze zbliżyli się na odległość 40 m od bramki Taylora musieli podawać do tyłu. Piłka wracała do środkowych obrońców albo bramkarza i to oni rozgrywali. To nawet nie przypominało bicia głową w mur, raczej nieśmiałe i delikatne stukanie, które nie skruszyłoby nawet ściany z karton-gipsu.

Zawiedli wtedy liderzy, ci którzy mieli wziąć na siebie odpowiedzialność. Słabo grał Mariusz Lewandowski, miał kilka strat, nerwowych i niecelnych podań. Próbował walczyć Rafał Murawski, ale tracił za dużo piłek. To samo Roger.

Do przerwy Polacy mieli za mało atutów na grających dojrzały, spokojny futbol rywali. U Irlandczyków nie było niechlujnych podań i tyle niedokładności, co u Polaków.

W drugiej połowie szczęśliwi Irlandczycy cofnęli się pod swoje pole karne i dali grać rywalom. Ataki Polaków były coraz śmielsze, ale nie wynikało to z nagłego przypływu umiejętności. Po prostu goście wrócili się na swoje pole karne i wybijali piłki, rzucali się pod nogi - słowem robili wszystko, by przeszkodzić rywalowi. Udawało się znakomicie. Wybijali, gdzie popadnie. Zdawali sobie sprawę, że po stałych fragmentach nic im nie grozi.

Polacy mieli po przerwie mnóstwo rzutów rożnych - żaden nie skończył się strzałem. Wolne? Żewłakow podał w ręce Taylora.

Goście wyprowadzali zabójcze kontry - jedna z nich omal nie skończyła się golem, ale rezerwowy Paterson strzelił obok słupka. To był jeden z nielicznych wypadów gości, którzy bronili się coraz rozpaczliwiej.

Żewłakow strzelił niecelnie, ale za chwilę było wyrównanie. Dziesięć minut przed końcem po efektownej akcji i ładnym podaniu Brożka trafił M. Lewandowski.

Później były strzały Rogera (świetnie obronił Taylor) i niezliczone liczba wrzutek, które kończyły się niczym. Akcjom kombinacyjnym też brakowało tego ostatniego szlifu, który otworzyłby drogę do bramki. Remis to tak naprawdę porażka.

- Udowodnimy, że w Belfaście to nie Irlandczycy byli tacy dobrzy, ale my słabi - zapowiadał przed meczem Michał Żewłakow. Kapitan pomylił się, Wyspiarze zdobyli z Polską cztery punkty. W Belfaście wygrali, bo Polacy sami strzelali sobie gole. W Chorzowie zremisowali, bo Polacy tych goli strzelić nie umieli. Stracili punkty z teoretycznie słabszymi od siebie.

W eliminacjach Polska zdobyła jedenaście punktów (sześć z San Marino) i aż dziesięć straciła. Wygląda na to, że przyszłoroczny mundial wszyscy polscy piłkarze obejrzą w telewizji.

W środę w Mariborze Polska gra ze Słowenią. Jeśli nie wygra, skończy się serial pt. "Polska na MŚ w RPA".

Copyright © Agora SA