Rozstawiona z dwunastką Polka przegrała w II rundzie 4:6, 6:2, 4:6 z Rosjanką Marią Kirielnko (WTA 59). Porażka oznacza, że spadnie w rankingu, bo w Nowym Jorku broniła sporo punktów za 1/8 finału. Ten sezon zakończy prawdopodobnie w okolicach 15. miejsca. Nie pojedzie też na kończące sezon mistrzostwa WTA.
- Agnieszka przegrała, bo gra bez agresji. Kirilenko ryzyko podejmowała i dlatego wygrała. Niestety, Agnieszka gra tak właściwie przez cały sezon. Meczów, które powinna wygrać, a tego nie zrobiła, bo grała zbyt bojaźliwie, było mnóstwo - mówił po meczu trener Robert Radwański. Podobnie jak po Wimbledonie, skrytykował też mowę ciała Agnieszki - wzrok wlepiony w buty, zero oznak determinacji. - Trzeba choć udawać, że ma się pewność siebie na korcie, to też ma znaczenie. Ja zazdroszczę tym wszystkim dziewczynom, które potrafią się wkurzyć, pokazać trochę złości - mówił Radwański. Po raz pierwszy sprawiał wrażenie człowieka, który doszedł do ściany. Dał między wierszami do zrozumienia, że córka go nie słucha, a praca w tym sezonie nie przyniosła pożądanych efektów.
Agnieszka Radwańska: - Zagrałam na 50 procent, ale przez kontuzję ręki. Zaczęło boleć na początku drugiego seta. Nie mogłam dobrze uderzać. Ręka mi drętwiała, ból promieniował. Brałam leki przeciwbólowe, ale nie pomogło. Wstrzymywałam rękę. Najgorzej było przy forhendzie i woleju. Nie trenowałem też przecież normalnie przed turniejem.
- To nie było żadne "Wow!". Nieźle serwowała, grała poprawnie. Nie zajdzie daleko. Gdybym była zdrowa, pewnie nie miałabym problemów.
- Zastanawiałam się długo, ale i tak musiałam przyjechać na różne zobowiązania sponsorskie i inne pierdoły, więc zagrałam. Walczyłam ciągle o Masters. Kontuzja mogła pojawić się równie dobrze na treningu.
- W New Haven raczej już nie zagram. Sześć imprez w USA to za dużo. Od pięciu tygodni nie byłam w domu. Nie pamiętam już jak wygląda mój pokój.
- Nie wydaje mi się. Kirilenko ma taką ruską mentalność, że więcej krzyczy niż gra. Tak to może wyglądało. Ja jestem spokojna, zawsze byłam. Nie zwracam uwagi, co się dzieje po drugiej stronie siatki.
- Widocznie jestem wyjątkiem.
- Tak, chyba tak.
- Jest jeszcze takie mniejsze Masters w Bali, dla dziewczyn spoza dziesiątki, ale trzeba wygrać turniej. A co mi zostało? Pekin i Tokio, gdzie będzie cała czołówka. Z mniejszych, Linz i Moskwa. Więcej nie mogę zagrać, bo ograniczają mnie przepisy WTA.
- Mam kontuzję, muszę ją wyleczyć. Na dużych turniejach jest ciężko. Od początku same mocne dziewczyny.
- Są dwie strony medalu. Rozczarowanie ze spadku, ale też dobra wiadomość, bo będę mogła grać w mniejszych turniejach. Teraz nie mogę, bo jestem traktowana od początku jak top 10.
- Nie. Utrzymuję się w czołówce, nie spadam poza trzydziestkę, czterdziestkę. Wtedy zapaliłaby się czerwona lampka. Zgadzam się, że zawaliłam w tym sezonie kilkanaście meczów, które powinnam wygrać, ale to nie koniec świata. Mogę się bić w pierś, że uciekło, ale to nie ma znaczenia gdzie i z kim trenuję.
- Tak, myślę, że tak.
- Nie wydaje mi się. Trenuję z tatą, mamy też dziewczynę od przygotowania fizycznego. Będziemy się tego trzymać.
- Jako coś normalnego. Czy Ana Ivanović ma się zastrzelić albo skończyć karierę? To jest zresztą przykład, że nagłe zmiany nic dobrego nie przynoszą, bo gra słabo odkąd zmieniła trenera.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek będę numerem jeden, dwa, trzy, czy pięć. Będę się starać, ale może się nigdy nie uda. Rok temu byłam w dziesiątce, teraz nie będę. Mówi się trudno. Daje z siebie wszystko. Widocznie w tym roku takie jest moje miejsce.
- Tak.
- Raczej nie. Koncentruję się na meczach, na grze. Reszta mnie nie interesuje, ale większość dziewczyn tak ma.
- Trwają różne rozmowy, ale to odbywa się poza mną. Tym zajmuje się tata i menedżer. Chyba jest szansa, że od nowego roku coś będzie, ale nie wiem w sumie.