Bundesliga. Jak Robben o(d)czarował Bayern

Ile czasu potrzeba, żeby stać się półbogiem Monachium? Jeden trening i jeden mecz. Kogo potrzeba do pomocy? Zdrowego Francka Ribery'ego. Arjen Robben zmienił Bayern tak bardzo, że ten wygrał z mistrzem Bundesligi w imponującym stylu.

Wynik 3:0 to paradoksalnie dobry rezultat dla Wolfsburga. Nawet mimo tego, że mistrzowie też mieli okazję do zdobycia bramki - m.in. po strzale Grafite w słupek. Gdyby Ribery i Robben grali wspólnie 90 minut, a nie zaledwie pół godziny, wynik byłby prawdopodobnie znacznie wyższy. Robben zaprzeczył tezie, że Bayern jest klubem, w którym niełatwo stać się z dnia na dzień wielką postacią.

W czwartek monachijczycy negocjowali z Realem Madryt, w piątek wszystko było załatwione. Trener Bayernu Uli Hoeness po sobotnim meczu z Wolfsburgiem przyznał: - Cztery dni temu nawet nie spodziewałem się tego, że Robben będzie u nas.

Tempo przeprowadzenia transferu było rzeczywiście wyjątkowe. Robben nie chciał tak szybko odchodzić z Madrytu - poprosił nawet Real, by nie oferował go innym klubom. A jednak w zaledwie kilkadziesiąt godzin zamknięto wszystkie formalności związane z jego przenosinami. Czy to transakcja wiązana? Wraz z Robbenem w Monachium wrócił temat Ribery'ego w Madrycie. Trener Bayernu zaprzecza, by negocjował angaż Holendra w zależności od zgody na odejście Francuza. Tylko że to wydaje się przesądzone. Monachijczycy mają sezon na to, by cieszyć się pomysłowością dwóch nadzwyczajnych skrzydłowych.

Robben grał imponująco, choć nie miał czasu na analizę skomplikowanych pomysłów taktycznych trenera Louisa van Gaala. Nie miał też czasu, by spotkać się z nowymi kolegami w mniej oficjalnej niż uroczysta prezentacja atmosferze. Zdążył się przywitać, przejść testy medyczne, złożyć podpis pod 4-letnim kontraktem, powiedzieć, że ten transfer jest tym, czego naprawdę pragnął, a kilkadziesiąt godzin później z dziecinną łatwością zdobył dwie bramki zapewniające pogrążonemu w kryzysie Bayernowi pokonanie ciągle świetnego Wolfsburga.

Holender całkowicie zmienił grę monachijczyków, którym brakowało odrobiny szaleństwa i wyjścia poza schematy. W sobotę wszedł na boisko dopiero w drugiej połowie - gospodarze prowadzili wtedy 1:0, ale nie grali przekonująco. Robben zaczął napędzać ataki, kiedy van Gaal zdecydował się jeszcze na wprowadzenie Ribery'ego. Efekt był oszałamiający. Pół godziny wspólnej gry dało dwa gole i kilka innych szans do ich zdobycia.

Najpierw Robben po podaniu Ribery'ego popędził lewą stroną, wykorzystał bierność obrońców i lekkim, precyzyjnym strzałem pokonał bramkarza. A kiedy się cieszył, wyciągnął palce wskazujące obu dłoni w kierunku Francuza - tak, jakby chciał pokazać, że to właśnie Ribery był w tej akcji kluczowy. Później obaj w tempie sprinterów pobiegli prawą stroną. I znów Ribery podał, a Robben kilkoma zwodami położył na murawie obrońcę i od niechcenia kopnął piłkę do siatki. A z Francuzem obściskał się, jakby byli przyjaciółmi, którzy nie widzieli się od dekady.

Dla Bayernu był to mecz o wszystko. Porażka z Wolfsburgiem oznaczałaby ogromną stratę do liderów. Mogłaby zachwiać klubem równie mocno, jak po zwolnieniu Jürgena Klinsmanna. I dlatego van Gaal po golach podskakiwał niczym lajkonik w garniturze. - Teraz możemy nawet zmieniać swój system gry. Mając dwóch tak kreatywnych skrzydłowych, nie można grać defensywnie. Jest wspaniale. Zbliża się nowy Bayern - zapowiadał.

Copyright © Agora SA