Usain Bolt: urodzony do szybkiego biegania

Wbrew temu co widzieliśmy w niedzielę w Berlinie, na przekór wynikowi 9,58 s na 100 m, można powiedzieć że Usain Bolt jest człowiekiem

Można biegać jeszcze szybciej - mówią fachowcy i trener Jamajczyka po jego oszałamiającym zwycięstwie w najbardziej prestiżowym finale mistrzostw świata.

Rok temu na igrzyskach w Pekinie ludzie pukali się w czoło, gdy trener Glenn Mills wściekał się, bo jego biegacz już przed metą świętował złoto - gdyby nie zwolnił, mógłby pobiec 9,54 s..

Teraz Bolt, po kwietniowym wypadku samochodowym, był podobno w 85-procentowej formie. Dziś jest 22-latkiem, za trzy lata na igrzyskach w Londynie będzie w optymalnym wieku dla sprintera. Mówi się, że przebiegnie tam setkę w 9,4 s. Pukających się w czoło jest już zdecydowanie mniej...

Skąd się wziął taki fenomen? Żeby biegać jak Bolt, trzeba się urodzić na Karaibach, najlepiej na Jamajce. Jej mieszkańcy są uprzywilejowani. Mają gen sprintera, który zarządza produkcją superszybkich włókien mięśniowych, prawdziwego rarytasu. Przeciętny człowiek ma ich zaledwie 2 procent. Ile ma ich Bolt nie wiadomo, bo biopsji się nie przeprowadza. Kiedy słynny sprinter-płotkarz o karaibskich korzeniach Colin Jackson przeprowadził to bolesne i inwazyjne badanie na potrzeby dokumentu BBC, okazało się, że superszybkich włókien ma 25 proc! Nic dziwnego, że w niedzielnym finale mistrzostw świata biegło pięciu sprinterów w Karaibów - Jamajki, Trynidadu i Tobago, Antiguy. W Pekinie Jamajka - kraj trzykrotnie mniejszy od województwa mazowieckiego, wygrał olimpijskie sprinty na 100 m i 200 m kobiet oraz mężczyzn, 400 m ppł wśród kobiet i sztafetę 4x100 mężczyzn.

Sprinty to na Jamajce sport narodowy, ludzie zwietrzyli w nich szansę na wyjście z biedy. Jeszcze kilka lat temu Bolt jadł dżem własnej produkcji z przydomowego poletka. Nie dlatego, że wyśmienity, nie było pieniędzy na sklepowe jedzenie. Teraz za każdy rekord świata dostaje 100 tys dol, za tytuł mistrza świata 60 tys. Jego kolega z drużyny, niewiele wolniejszy Asafa Powell ma w garażu sześć samochodów.

Ktoś może podejrzewać, że Jamajczycy biegają tak szybko, bo nie ma tam takich kontroli antydopingowych jak gdzie indziej. Do pewnego momentu była to prawda. Jamajczycy tuż przed igrzyskami stworzyli własną komisję antydopingową, która... nikogo nie skontrolowała. Ale od roku najszybszy człowiek świata jest pod lupą najlepszych na świecie ścigających doping przez 24 godziny na dobę. Musi być gotowy do kontroli na każde ich zawołanie. Mogą go ukarać nawet za to, jeśli tylko zmieni ustalone wcześniej miejsce i czas... oddania moczu.

Jakkolwiek okropnie by to jednak brzmiało, nawet gdyby redaktor Leniarski połknął wagon dopingu, nie pobiegnie 13 sekund na setkę, nie mówiąc o 9,58 s.

Jamajczycy znaleźli po prostu swoje sportowe miejsce na ziemi. I tego się kurczowo trzymają.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.