Eliminacje siatkarzy: awans błyskawiczny

Polscy siatkarze błyskawicznie awansowali na przyszłoroczne mistrzostwach świata we Włoszech. Zrobili to w ładnym stylu, oddając rywalom w kwalifikacjach zaledwie jednego seta. Zwycięską passę wydłużyli od ośmiu meczów

Gdybyśmy nie przeszli takiego turnieju, byłby wstyd - podsumował imprezę Daniel Pliński, sugerując, że drużyna z aspiracjami medalowymi nie miała prawa potknąć się w meczach ze sklasyfikowanymi ex aequo na 46. miejscu rankingu FIVB Słowacją oraz Słowenią. Był sobotni wieczór, zrelaksowany środkowy reprezentacji wiedział już, że w niedzielę zagra z Francją sparing (jak się okazało, zwycięski) - obaj faworyci odnieśli na początek dwa zwycięstwa i przebili się na mundial w trybie ekspresowym.

Naszą kadrę zdziesiątkowały kontuzje jej gwiazd, więc kibice się niepokoili. Niepotrzebnie. Choć z drużyny wypadli trzej najlepsi skrzydłowi, wicemistrzowie świata Winiarski, Świderski i Wlazły, gospodarze ani Słoweńcom, ani Słowakom nie pozwolili choćby poczuć, że są w stanie sprawić sensację. W piątek wygrali 3:0, w sobotę 3:1. W niemal wszystkich setach mieli wyraźną przewagę, w niemal wszystkich setach rywale nie potrafili uciułać 20 punktów. Już inauguracyjne akcje zapowiadały przebieg wydarzeń pozwalający odetchnąć z ulgą - rozgrywający Paweł Zagumny miał pełną swobodę i pole manewru, mógł dwukrotnie oddać piłkę środkowym Marcinowi Możdżonkowi i Plińskiemu, a oni jak zwykle nie zawiedli.

Jak Zagumny kreował Kurka

Impreza była tyleż przeciętnie obsadzona, co absolutnie kluczowa dla przyszłości reprezentacji. To są zawsze niewdzięczne wyzwania - kiedy sukces nie przyniesie wielkiego splendoru, natomiast ewentualne niepowodzenie byłoby katastrofą o nieodwracalnych skutkach. Gdyby Polacy nie wypełnili misji, wypadliby z międzynarodowego obiegu na bardzo długo. W przyszłym roku wystąpiliby tylko w towarzyskiej Lidze Światowej, zsunęliby się w rankingu FIVB, radykalnie utrudnili sobie drogę na igrzyska w Londynie.

Alarm odwołany, czarnego scenariusza nie będzie. Nastąpi za to znacząca poprawa nastrojów. Poza niedomagającym w ataku Piotrem Gruszką wszyscy wypadli w weekend co najmniej nieźle, a jedyny nowicjusz w podstawowym składzie Bartosz Kurek pokazał, że nie tylko nie odstaje od doświadczonych kolegów, ale umie podołać roli głównego ogniowego. Zbijał najczęściej i ze znakomitą skutecznością - w piątek 50-, w sobotę 65-procentową. Co budujące, bowiem wiele wskazuje na to, że jego ofensywna wydajność wywrze fundamentalny wpływ na wyniki reprezentacji na wrześniowych mistrzostwach Europy. W Gdyni kryzys dopadł go dopiero w drugim secie sobotniego meczu, czego konsekwencje odczuliśmy natychmiast - partię wygrali Słowacy.

Wcześniej Kurek wściekle okładał naszych południowych sąsiadów. Rozpoczął perfekcyjnie, z ośmiu ataków aż sześć przyniosło punkty. Potem przyszedł wspomniany kryzys - rywale zatrzymali go trzy razy z rzędu - który miał i dla kibiców, i dla selekcjonera walor poznawczy. Czy Kurek wytrzyma, podniesie się, wróci do regularnego zbijania? Wytrzymał, podniósł się, wrócił. Nawet jeśli nie zdobywał punktu, to nie wyrzucał piłki w aut ani nie pozwalał się zablokować - w najgorszym razie akcja trwała dalej. Im bliżej było końca meczu, tym częściej jego nazwisko skandowały trybuny w hali przy ulicy Kazimierza Górskiego. W finale wysłuchał już owacji na stojąco i odebrał nagrodę dla bohatera dnia. Przynajmniej na chwilę rozwiał obawy, że notoryczny rezerwowy w klubie nie będzie w stanie wytrwać na boisku przez cały ważny mecz.

Tak rodzą się gwiazdy, fanom jego występ na pewno zapadł w pamięć. W oczy rzucał się fruwający Kurek, a nie subtelnie manipulujący palcami Zagumny, który młodego skrzydłowego w sporej mierze na bohatera wykreował. Znów się przekonaliśmy, że nasz czołowy rozgrywający pełni w kadrze rolę nie do przecenienia, że to jego nieobecność byłaby stratą niepowetowaną. Zagumny dokonuje właściwych wyborów, nigdy nie panikuje, daje atakującym niebywały komfort. Czyni kolegów z drużyny lepszymi siatkarzami. To chyba jedyny naprawdę niezastąpiony człowiek w reprezentacji, choć w Gdyni na pochwały zasłużyła większość graczy (w niedzielę drugi rozgrywający Paweł Woicki) - specjalne wyróżnienie należy się również imponująco wszechstronnemu Michałowi Bąkiewiczowi.

Najtrudniej wyciągać wnioski z wieńczącego imprezę 3:0 nad Francją, która przetrwała bez wystawiającego Pierre'a Pujola (skręcił staw skokowy na rozgrzewce przed inauguracją ze Słowacją). Obaj usatysfakcjonowani awansem trenerzy wystawili tych, którzy dotychczas grali mniej. Napięcie opadło, na boisku było raczej letnio, Trójkolorowi popełniali masę błędów, jakby nie zamierzali psuć gospodarzom przyjemnego weekendu. Wśród Polaków kiepski dzień miał tylko Łukasz Kadziewicz - jako jedyny nie rozegrał na turnieju żadnej akcji.

Polska passa trwa

Siatkarze zapracowali na święty spokój przed ME. Pech Świderskiego, który kuśtykał po hali o kulach i w plastikowym bucie osłaniającym zoperowane ścięgno Achillesa, nie rozłożył reprezentacji na łopatki. Co prawda nie dowiedzieliśmy się wszystkiego o jej możliwościach - rywale byli przeciętni, ostatni mecz nie miał znaczenia - ale też nie dostarczyła powodów, by spodziewać się totalnego fiaska na ME. Totalnego fiaska, które stanęło wielu przed oczami po kiepskich występach w LŚ i epidemii kontuzji.

Tymczasem Polacy zaczęli wygrywać regularnie. Na pożegnanie LŚ pokonali Finów, w sparingach po dwa razy okazali się lepsi od Bułgarów i Czechów, w Gdyni rozbili Słoweńców, Słowaków i Francuzów. To już całkiem ładna passa - osiem zwycięstw z rzędu. Teraz reprezentację czeka Memoriał Wagnera. W czwartek zmierzy się w Łodzi z mistrzami Europy Hiszpanami, w piątek z Chinami, a w niedzielę - w finale, o trzecie bądź piąte miejsce - z Serbią, Włochami lub kadrą B prowadzoną przez Grzegorza Wagnera. Polacy zagrają w łódzkim o mniejszą stawkę, ale z atrakcyjnymi rywalami, którzy we wrześniu chcą zdobyć medal.

Polska - Słowenia 3:0 (25:16, 25:23, 25:15); Polska - Słowacja 3:1 (25:19, 26:28, 25:15, 25:19); Polska - Francja 3:0 (25:17, 25:19, 25:21).

Polska: Zagumny, Kurek, Pliński, Gruszka, Bąkiewicz, Możdżonek, Gacek (libero) oraz Woicki, Bartman, Jarosz, Ruciak.

W głowie miałem tylko awans - mówi Bartosz Kurek ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.