Canal+: Nie możemy wyłącznie krytykować

- Na pewno nie stawiamy się w roli biernego kupca praw telewizyjnych, który tylko transmituje mecze i nic więcej go nie interesuje - twierdzi szef telewizji Canal+. Bez jej pieniędzy niejeden klub ekstraklasy już dawno by zbankrutował

Jacek Sarzało: Dlaczego przez cały czerwiec i lipiec Canal+ nie zająknął się publicznie na temat chaosu panującego w polskiej piłce? Przecież to pańska firma utrzymuje przy życiu biedne kluby, płacąc im co najmniej 5 mln zł za sam udział w ekstraklasie. Jak można było nie zabrać głosu w tej sprawie?

Bertrand le Guern, prezes Canal+: Na pewno nie stawiamy się w roli biernego kupca praw telewizyjnych, który tylko transmituje mecze i nic więcej go nie interesuje. Oczywiście można polemizować, co do formy naszego działania, może trzeba było bardziej upublicznić nasze opinie. Ale nasza stacja nie posiada bezpośredniego wpływu na to, co się dzieje w lidze. Co nie zmienia faktu, że odpowiedzialne instytucje mogły sobie lepiej poradzić z problemem ŁKS i Widzewa.

Wiadomo, że Canal+ nie ma mocy decyzyjnych. Ale choćby jedno mądre zdanie, wniosek, ba, wręcz żądanie, mogły pomóc rozsądzić spory, a przynajmniej poprawić wizerunek.

Bertrand le Guern: Canal+ nie jest biernym kupcem praw telewizyjnych - Wybraliśmy drogę roboczych kontaktów, pozakulisowych spotkań. Tam przypominaliśmy, że termin rozpoczęcia ligi musi być dotrzymany. To nasz obowiązek wobec kibiców i naszych klientów. Chociaż, powtarzam, może rzeczywiście trzeba było wypowiedzieć się głośniej.

Gdy cztery lata temu wybuchła afera korupcyjna, pański poprzednik Arnaud de Villeneuve apelował, by wyczyścić całą polską piłkę, bo jeżeli nie, Canal+ nie przystąpi do następnego przetargu. Przez kolejne lata trwało demaskowanie korupcji, z ligi karnie leciał klub za klubem, a pana stacja przed rokiem ponownie kupiła prawa, płacąc 375 mln zł za trzyletni pakiet.

- Korupcja to jedno z najgorszych przestępstw. Mam nadzieję, że prokuratura i sąd wypalą ją do końca. W działaniach służb prawa widać wielką konsekwencję, zatrzymano już wiele osób, postawiono mnóstwo zarzutów. Widzę to, ufam prokuraturze, wierzę w wymiar sprawiedliwości. I dlatego uznaliśmy przed rokiem, że można przystąpić do przetargu. Bo jestem pewny, że ekstraklasa będzie coraz lepszym produktem. Nie ma już tolerancji dla korupcji. I to też jest zwycięstwo.

Ale przez lata pieniądze, które dawał jej Canal+, szły właśnie na ustawianie meczów. Nie wkurza to pana?

- Już mówiłem, że korupcja to coś ohydnego. Ale uważam, że kiedy wszyscy wzięli się za walkę z nią, kiedy jest coraz więcej wymiernych dowodów, że można ją pokonać, nie mogło w tej bitwie zabraknąć Canal+. Jeżeli byliśmy w ekstraklasie w tamtym okresie, tym bardziej musimy być teraz.

Przed rokiem skutecznie lobbowaliście, by PZPN przyjął tzw. pierwszą uchwałę abolicyjną. Nie można już degradować klubów za korupcję z przeszłości. Nie zaprzeczy pan, że było to bardzo korzystne dla uporządkowania produktu, jakim dla Canal+ jest ekstraklasa.

- Owszem, ta uchwała była potrzebna. Zgadza się, to podejście pragmatyczne, trzeba w końcu ustabilizować rozgrywki, dać impuls do rozwoju całego środowiska. Pamiętajmy, że to ludzie podejmują decyzje, a nie kluby. I oczywiście to ludzie będą dalej karani przez sąd. Wszyscy ci, którym udowodni się winę, powinni za korupcję surowo zapłacić.

By porozmawiać o ulubionych grach komputerowych z piłkarzem podczas miłej przechadzki w parku z pieskiem, kamery Canal+ zawsze się znajdą. Dlaczego nie było ich przez te wszystkie lata walki z korupcją na większości konferencji prasowych w PZPN, ministerstwie sportu, Ekstraklasie SA, prokuraturze, sądzie?

- OK, może nie wszędzie udało nam się być, ale na najważniejszych wydarzeniach np. na zjazdach PZPN byli nasi ludzie zawsze. I nawet po materiale Andrzeja Twarowskiego toczy się proces, szczegółów nie zdradzę.

Do tej pory wyglądało to tak, jakbyście na opak pojmowali swój własny monopol na pokazywanie ligi. Czyli zamiast pokazywać coś, czego nikt inny pokazać nie może - woleliście przemilczać zło, ponieważ i tak wiadomo, że konkurencji nie ma.

- Widzi pan, kształtowanie własnego produktu wymaga zręczności i roztropności. Pracujemy w tej chwili nad tym, by być również surowszym obserwatorem środowiska. Przygotowujemy nowość programową, chcemy stworzyć w Canal+ cykl regularnych debat z wszystkimi zarządzającymi polską piłką. Efekty zauważy pan już jesienią.

Na razie zauważam, że Canal+ reprezentuje pogląd, że negatywne zjawiska nikną, kiedy są ignorowane. Tak, jak nie ma się gorączki, jeśli potłucze się termometr.

- O nie. Z tym się absolutnie nie zgadzam. Dobrze wiem, że nasza ewentualna bierna reakcja nigdy nie dałaby pozytywnych efektów. Cały czas się zastanawiamy, jak mówić, że się z czymś nie zgadzamy. Ale ten kij ma też drugi koniec. Musimy chwalić, kiedy trzeba. Nie możemy wyłącznie krytykować.

Dlaczego kiedy fani na trybunach odpalają race, sprawozdawcy Canal+ cmokają nad oprawą meczową zamiast wprost powiedzieć, że jest to zabronione?

- Zawsze przed sezonem mamy spotkanie z przedstawicielem Ekstraklasy SA, który przekazuje nam obowiązujące wykładnie przepisów. I jeśli chodzi o race, na początku rozgrywek we wszystkich relacjach przypominamy, że ich odpalanie jest niezgodne z prawem.

Ale kiedy na trybunach wybuchają zadymy, w Canal+ obserwuję zazwyczaj przebitkę na komentatorów, którzy akurat dowcipkują zamiast piętnować zachowania kiboli.

- Jeżeli awantury na widowni trwają pół godziny, to nie będziemy epatować widzów przed telewizorami regularną bitwą i promować takich zachowań. Ale proszę pamiętać, że jeżeli nawet w transmisji na żywo czegoś nie pokazujemy, i tak wszystko nagrywamy. I zawsze będziemy udostępniać materiały, które mogłyby pomóc zidentyfikować sprawców łamania prawa.

Wiosną 2008 r. Wydział Dyscypliny PZPN wszczął postępowanie w sprawie meczu Zagłębie Sosnowiec - ŁKS Łódź (1:3). Ponoć były sygnały, że mógł być ustawiony. Przy najbliższej relacji z meczu ŁKS dziennikarz Canal+ z uśmiechem podstawił jednemu z łódzkich piłkarzy mikrofon i niemal mrugając do nas okiem zapytał: "To jaki dziś będzie wynik?". Przyznam, że byłem wstrząśnięty taką kpiną.

- Nie sądzę, by takie zdarzenie miało miejsce. Musielibyśmy sprawdzić. Ale może to też jest sposób na pokazywanie złych stron futbolu. Skoro o sprawie wszyscy wiedzieli, to może taka forma pytania sprawozdawcy właśnie pokazuje, że oceniamy to fatalnie. Nie mamy dowodów, nie przesądzamy, ale pokazujemy, że pamiętamy. Może taki piłkarz, jeśli jest winny, chociaż się zaczerwieni.

Czy Canal+ wpływa na to, jak kluby wydają jego pieniądze? Może ŁKS musiałby tak gospodarować, by dostać licencję...

- Wiemy, ile i na jakiej podstawie trafia do poszczególnych klubów, ale to wszystko. Nie może stacja telewizyjna wpływać na budżety klubów. Choć oczywiście podczas spotkań z Ekstraklasą sugerujemy, jakie standardy powinny być naszym zdaniem wprowadzane w lidze, by zwiększyła się jej atrakcyjność.

Omiń chaos, liczy się sport! Wygraj Ligę ?

Copyright © Agora SA