Zawodnicy Legii mieli trenować w Mirkowie pod Warszawą. Zajęcia wprawdzie się odbyły, ale legioniści byli jakby nieobecni. Głównym tematem rozmów był... ich autokar, który chwilę wcześniej doszczętnie spłonął.
- Wydawało się, że wszystko zwyczajnie, a tu taka niespodzianka. Ledwie wysiedliśmy i wzięliśmy bagaże, a z autobusem zaczęło dziać się coś dziwnego. Najpierw widać było niewielki dymek wyłaniający się z okolic silnika. Później cały pojazd nagle stanął w płomieniach! - opisuje całą sytuację Adrian Paluchowski.
Dziennik podaje, iż Legionistów uratowało to, że na boiska treningowe musieli przejść kilkadziesiąt metrów. Dlatego opuścili autokar wcześniej.
- Nikt jednak od razu nie poszedł trenować, przyglądaliśmy się płonącemu autobusowi. Po zajęciach obejrzeliśmy pozostałości po autokarze. To był zwęglony wrak - kończy swoją relację Paluchowski.
Kibole walczą z Legią - czytaj tutaj ?