Sven Hannawald: Ale przez ten czas nie brakowało mu wiele. Na pewno nie nazwałbym tego kryzysem. Każda zwycięska passa musi mieć kiedyś swój koniec i nie inaczej będzie ze mną. Teraz wygrywam i oby to trwało jak najdłużej, ale w końcu przyjdzie moment, że przegram [rozmawialiśmy w Zakopanem dzień przed pierwszym konkursem, w którym wygwizdany Hannawald zajął drugie miejsce za Matti Hautamaekim - przyp. red.]. Małysza spotkał ten sam los co w ubiegłym roku Martina Schmitta, który był absolutnym faworytem do wygrania całego sezonu, ale z nieba spadł Polak i zgarnął prawie wszystko. W tym sezonie to Małysz był faworytem, to on musiał radzić sobie z presją i oczekiwaniami swoich kibiców. Na mnie przed Turniejem Czterech Skoczni nie stawiał nikt i dlatego było mi łatwiej. Pokonanemu faworytowi bardzo trudno się podnieść.
- Absolutnie będzie jednym z głównych faworytów, choć niejedynym. A może czeka nas niespodzianka i któryś ze złotych medali zdobędzie ktokolwiek z pierwszej 40.
- Nie potrzebuję psychologa. Raczej sam dla siebie jestem najlepszym psychologiem. Wiem, jakie mam problemy i sam sobie muszę z nimi poradzić. Bo ja sam jestem swoim największym rywalem. Często zbyt wiele myślę, kiedy idzie mi źle, aż od tego tracę rozum.
- W porządku. Teraz już ochłonąłem, choć nie było to łatwe. Udało mi się odnieść naprawdę wielki sukces, który mogę chyba tylko porównać z tytułem mistrza świata i złotym medalem olimpijskim. Wszyscy byli zaskoczeni, ale ja sam najbardziej. Nie marzyłem o takim sukcesie, bo o takich rzeczach się nie marzy. Ja zresztą zawsze staram się żyć z konkursu na konkurs. Najbardziej byłem dumny, że część tych zwycięstw odniosłem przed własną publicznością. To było dla mnie niezwykle ważne.
- To nieprawda. Denerwowałem się bardzo - po drugim, trzecim konkursie nie mogłem spać w nocy. Nawet tuż przed skokiem, nawet czasami w locie gotowało się we mnie. Na szczęście w niczym mi to nie przeszkodziło.
- Nie, bo nie ma takiego zwyczaju. Każdy musi sam sobie poradzić z samym sobą.
- Cóż, mogę tylko powiedzieć, że nie czuję swoich 27 lat. Mam wrażenie, że dopiero co obchodziłem 20. urodziny i nadal jestem najmłodszy w drużynie. Co do popularności, będę sobie z nią musiał poradzić jak pozostali. A sam na razie nie mam czasu na szukanie żony, więc to bardzo ciekawe, że ktoś robi to za mnie.