Kiedy na toruńskiej Motoarenie - najbardziej nowoczesnym stadionie żużlowym świata -Tomasz Gollob i jego mechanicy byli już pewni, że zdobędzie mistrzowski tytuł, kilka osób zaczęło podrzucać legendę polskiego speedwaya. A on cieszył się z tego nie jak weteran z 20-letnim stażem na torach, ale debiutant, który właśnie pierwszy raz zapewnił sobie złoto.
Dlaczego? - Strasznie mi zależało na tym, by jeszcze raz potwierdzić, że ciągle jestem w formie. Że wiek to sprawa drugorzędna, a liczy się czucie żużla - mówił po triumfie. I miał rację. Gollob na początku sezonu był krytykowany. W niektórych meczach popadał w przeciętność, przegrywał z zawodnikami teoretycznie słabszymi. Zaczęto nawet mówić o tym, że najlepszy polski żużlowiec dwóch ostatnich dekad jest już bliski zakończenia kariery, że wszystko to, co wcześniej osiągnął, teraz rozmienia na drobne.
Wystarczył jeden wieczór, pięć jego wyścigów w Toruniu, by wszystkiemu zaprzeczyć. Kiedy większość rywali na błotnistym po deszczu torze zachowywała się, jakby ślizgała na lodowisku, Gollob z gracją, spokojem i tradycyjnie po zewnętrznej części toru mijał przeciwników jak tyczki. Był za szybki, za sprytny, za mądry. I to do tego stopnia, że oczarował nawet część 14-tysięcznej publiczności w większości złożonej z torunian. Gollob dla nich od lat jest symbolem żużlowej Bydgoszczy - największego rywala. Kiedy zdobył mistrzostwo, znów słyszał gwizdy. Ale było też sporo braw. Zwyciężył ponad podziałami.
Dla Golloba był to ósmy tytuł mistrzowski w karierze. - Bardzo cenny, bo musieliśmy sporo pracować przy motocyklu, by dopasować się do specyficznego toru - powiedział po zwycięstwie.
Miał podwójne powody do satysfakcji - wicemistrzem Polski został Krzysztof Kasprzak z Unii Leszno. To cichy protegowany Golloba: przed tygodniem ten ostatni właśnie na motocyklu pożyczonym od Kasprzaka wygrał kluczowy wyścig w Drużynowym Pucharze Świata. W sobotę był czas na rewanż. Tuż przed dodatkowym wyścigiem o srebro Gollob podbiegł do Kasprzaka i wyjaśniał mu, jak najlepiej pojechać na mokrym niczym gąbka torze. Żużlowiec z Leszna zrobił dokładnie to, co pokazywał mu bardziej doświadczony partner z kadry. A potem, na podium, mógł mu niespodziewanie zdjąć czapkę i polać głowę Golloba szampanem.
Brązowy medal zdobył Janusz Kołodziej z tarnowskiej Unii. To też zaskoczenie - na co dzień ściga się nie w ekstralidze, ale na jej zapleczu.
Więcej o żużlu w specjalnym serwisie Sport.pl - czytaj tutaj ?