Jacek Bąk: Czuję to po ocenach, nie tylko w "L'Equipe", ale w lokalnych gazetach. Na meczu byli obserwatorzy z różnych klubów - głównie angielskich. Mówili o mnie pochlebnie. Nie chcę przez to powiedzieć, że interesują się mną, ale uznali, że zagrałem dobrze.
- I nie robiłem tego źle, stąd dobre recenzje. Ale przyznam, że było to trudne zadanie. Gallardo jest mały, ruchliwy, nie czeka na piłkę, tylko dużo biega. Przeciw nam oddał jednak tylko jeden strzał na bramkę, przewrotką.
- Trener Santini nie widział mnie w pierwszej drużynie Lyonu. Ale przez ten czas występowałem w rezerwach, trener Engel powoływał mnie do reprezentacji. Musiałem utrzymywać formę, nie tylko dlatego że mam to zapisane w kontrakcie, ale również dlatego, że nie pogodziłem się z decyzją Santiniego. Robiłem więcej niż zawodnicy, którzy grali. Dziś to przynosi efekty.
- Czuję się dobrze w drużynie i mieście. W drużynie dlatego, że grupa jest fajna. Nie ma gwiazd. W Lyonie byli Brazylijczycy, którzy trzymali się razem - były nieczyste układy. W Lens nie ma podziałów i trener jest normalny: gra ten, kto jest najlepszy. Polubiłem też miasto. Mieszka tu dużo ludzi polskiego pochodzenia.
- Jeszcze zanim piłkarze z Afryki wyjechali, mieliśmy rozegrać mecz z Metz [został przełożony - przyp. ok.] i trener chciał mnie w nim wystawić w pierwszym składzie. Oczywiście zobaczymy, jak to dalej będzie. Rozumiem, że w każdym dobrym klubie, czy to francuskim czy włoskim, musi być konkurencja i trzeba walczyć o swoją pozycję. Ja będę walczył. Byleby sytuacja była normalna, uczciwa - nie tak jak w Lyonie.
- Gdybym miał typować na podstawie składów, jakie mają Lens i Lyon - postawiłbym na Lyon. Na papierze oni są lepsi, na boisku jest inaczej. Ale poczekajmy. Zostało jeszcze 11 meczów do końca, a w każdym z nich trzy punkty do zdobycia. Bardzo bym chciał zdobyć tytuł mistrza Francji. Grając przez sześć lat w Lyonie, byłem albo drugi, albo trzeci.