Tour de France. Contador zaatakuje już w piątek?

Jeden z najlepszych polskich kolarzy Sylwester Szmyd nie żałuje, że na drużynowym etapie Lance Armstrong nie zdołał wywalczyć żółtej koszulki lidera. - To pozwoli na swobodne ataki jego kolegi z grupy Alberto Contadorowi - twierdzi.

Radosław Leniarski: Nie żałuje pan, że Armstrong nie zdobył koszulki lidera?

Sylwester Szmyd: Broń Boże, bardzo chciałem, aby nie wygrał o 41 sekund z Fabianem Cancellarą. Gdyby został liderem Tour de France, zmieniłoby to obraz całego wyścigu. Dzięki ułamkom sekundy rywal Amerykanina w zespole Alberto Contador nie ma związanych rąk, może spokojnie atakować, bo przed nim w klasyfikacji generalnej jest po prostu kolega z zespołu, a nie lider wyścigu. Spodziewam się, że w piątek, w pierwszym etapie w Hiszpanii i pierwszym, gdzie meta jest pod górę, Contador zaatakuje. Armstrong pokazał w Giro d'Italia, że jest świetnym góralem, ma mocne nogi, ale jednak od Contadora w górach jest słabszy.

Jednak gdyby liderem został Armstrong, byłby to światowy hit, jeden z najwspanialszych powrotów sportowców. Zabrakło ułamków sekundy. Czy szefowie Astany nie wiedzieli, że tak mało brakuje? Nie mogli nic zrobić, jeszcze bardziej zmobilizować kolarzy przez radio?

- Wiedzieli. Wszyscy jechali na 100 procent, więcej się nie da. Jeśli na kilka kilometrów przed metą od grupy odpada tak świetny kolarz jak Jarosław Popowycz, to znaczy, że tam naprawdę nie było hamowania.

Grupa Saxo Bank Cancellary też wiedziała, że może sobie pozwolić na 40 sekund straty i ani ciut więcej. Pod koniec wiedzieli, że Astana jedzie niewiarygodnie szybko i że muszą na ostatnich kilometrach cisnąć na pedały do granicy możliwości. Ale widziałem, że Cancellara piękną obronę żółtej koszulki lidera najbardziej zawdzięcza sobie. Jest najlepszym na świecie czasowcem i to właściwie on sam wyciągnął drużynę za uszy.

Może lepiej było dla Astany od razu pojechać na maksimum możliwości trasy wiodącej na początku pod górę, wykorzystać kilku zawodników, a potem pokonać resztę trasy mniejszą grupką - droga była wąska i kręta?

- W takiej grupie jak Astana nie ma słabych. Wszyscy od początku pracują na maksymalnych obrotach i z czasem odpadają ci, którzy nie mają sił. Każdy równo jedzie z przodu i nadaje tempo - Armstrong, Contador, Leipheimer, Kloeden czy Zubeldia. Taktyka wchodzi w grę, gdy w drużynie są tacy kolarze, którzy lepiej jadą w górach, a trochę gorzej na czas, na dodatek trasa na początku jest pod górę. Można ich poświęcić. Tak zrobiło kilka zespołów, między innymi Garmin, drużyna, która była faworytem niemal równie mocnym jak Astana. Ale szybko straciła czterech ludzi. Widać było, że Astana też pracuje bardzo mocno pod górę w pierwszej części trasy, stąd wypadnięcie dwóch zawodników.

Etap był pasjonujący, poprzedni był pasjonujący, cały wyścig jest pasjonujący i zapowiada się jeszcze bardziej ciekawie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.