Polska - Brazylia, czyli wielki weekend siatkarzy

- Gramy z wielką drużyną, w miejscu, z którego Polacy mogą być dumni, i przed najwspanialszą publicznością - zapowiada mecze siatkarzy z Brazylią trener Daniel Castellani. Początek sobotniego i niedzielnego meczu o godz. 16.30 (transmisja w Polsacie i Polsacie Sport oraz na Sport.pl).

Tegoroczna Liga Światowa jest szczególna. Po raz pierwszy w 12-letniej historii występów reprezentacja nie traktuje rozgrywek priorytetowo. Wcześniej bez względu na to, co później czekało kadrę, występowali w niej najlepsi. Mimo to nigdy nie udało się osiągnąć znaczącego sukcesu. Pod wodzą Raula Lozano Polacy zdołali wygrać wszystkie spotkania grupowe, by w finałach zająć czwarte miejsce (w 2005 i 2007 roku).

Castellani do 19-osobowej kadry wziął tylko czterech wicemistrzów świata - Pawła Zagumnego, Wojciecha Grzyba, Michała Bąkiewicza i Łukasza Kadziewicza. Pozostali albo dostali wolne, żeby odpocząć po kilku latach grania bez przerwy (m.in. Piotr Gruszka, Daniel Pliński, Michał Winiarski, Piotr Gacek czy Sebastian Świderski), albo są kontuzjowani (Grzegorz Szymański czy Mariusz Wlazły).

Nawet rezygnując z wicemistrzów świata, Castellani nie mógł stworzyć takiej kadry, jakiej chciał.

- Kilku zawodników gra w mistrzostwach świata juniorów [Fabian Drzyzga i Karol Kłos], kontuzjowani są Marcin Wika czy Łukasz Perłowski, teraz doszedł do nich Kadziewicz - mówi argentyński szkoleniowiec.

Ten ostatni urazu doznał w piątek, godzinę po zgłoszeniu "14" siatkarzy na mecze z Brazylią. Podczas treningu zgłosił, że nie może stanąć na nodze. - To chyba uraz stawu skokowego, podobny miał jeszcze w czasie występów w Mediolanie - mówi Castellani.

W drużynie, która tydzień temu pokonała dwa razy Wenezuelę, zaszła jedna zmiana. Dołączył do niej drugi libero, młody Paweł Zatorski z AZS Częstochowa.

Castellani podkreśla, że w tym roku najważniejsze są sierpniowe eliminacje do mistrzostw świata (o dwa miejsca rywalizujemy z Francją, ze Słowenią i Słowacją) oraz wrześniowe mistrzostwa Europy, ale zdaje sobie sprawę, że jego drużynę czeka wyjątkowy weekend. - Po pierwsze, gramy z wielką drużyną. Po drugie, w szczególnym miejscu, które powinno Polaków napawać dumą. Po trzecie zaś, przed naszymi wspaniałymi kibicami - podkreśla Argentyńczyk.

Siatkarze jako pierwsi zagrają na najnowocześniejszym, zbudowanym za 286 mln zł obiekcie sportowym w kraju - nowej hali w Łodzi. Każde z dwóch spotkań obejrzy po 13,5 tys. ludzi. To rekord Polski. Z zazdrością wypowiadał się o nim nawet Bernardo Rezende, selekcjoner Brazylii. - Gratuluję Łodzi. Gdyby Brazylia utrzymała organizację igrzysk olimpijskich w 2016 roku, to może doczekamy się u nas takiej hali - mówił.

Bernardinho, bo tak nazywają Rezende rodacy, przywiózł silniejszy skład od tego, który dwa tygodnie temu nie dał szans naszej drużynie. Są w nim dwaj kolejni gracze z drużyny, która do igrzysk w Pekinie wygrywała wszystko, co tylko mogła - Giba oraz Rodrigao. Co ciekawe, z brazylijskich reprezentantów za granicą gra już tylko sześciu. Pozostali wrócili do kraju. - To nie ma większego znaczenia, choć przed igrzyskami olimpijskimi w Londynie będę mógł ich obserwować z bliska - mówił selekcjoner "Canarinhos".

Początek LŚ pokazał, że o Brazylii trudno powiedzieć, iż wystawia rezerwowy skład. Z nieobecnych szansę na grę mają atakujący Andre Nascimento, przyjmujący Dante czy środkowy Gustavo Endres. Selekcjoner ostatecznie zrezygnował już ze słynnego rozgrywającego - skłóconego z nim Ricardo - dając szansę synowi Bruno. - Przed nikim nie zamykam drogi do kadry, ale najważniejsze są chęci zawodnika i nastawienie mentalne - skomentował brak gwiazd Rezende.

To dla niego żaden kłopot, Brazylia na każdej pozycji ma kilku równorzędnych siatkarzy. Przeciwko Polsce znakomicie zagrali 23-latkowie - środkowy Lucas Saatkamp czy skrzydłowy Thiago Alves. Jedynym niezastąpionym jest już chyba tylko fenomenalny libero Sergio.

W Sao Paulo Polska urwała rywalom jednego seta, ale kolejny występ mistrzów świata pokazał, że można z nimi powalczyć. Finlandia przegrała 2:3 i zdobyła punkt. - Giba i Rodrigao dopiero od tygodnia z nami trenowali, więc nie wszystko dobrze funkcjonowało. Dzień później było już lepiej [3:0] - tłumaczył Rezende. Tyle że w rewanżu obaj doświadczeni siatkarze już nie wystąpili.

Mecze Polaków pokazały, że i my nie musimy się martwić, co będzie, gdy zabraknie utytułowanych reprezentantów. Marcin Możdżonek przez ostatni rok zrobił ogromny postęp, co widać choćby w rankingu dla najlepiej blokujących (jest pierwszy). W drugim pojedynku z Wenezuelą aż 20 punktów zdobył Bartosz Kurek, nowy lider kadry w ataku. Nie ustępuje mu Jakub Jarosz, który udanie wyręcza Wlazłego. Dobrze przyjmujący zagrywkę Krzysztof Ignaczak i Michał Bąkiewicz. Ten ostatni, a także Kurek i Jarosz w ostatnim sezonie mało grali w Skrze prowadzonej przez Castellaniego.

- Oni wyczuli, że gra w kadrze jest dla nich ogromną szansą. I ją wykorzystują - chwalił ich selekcjoner.

Polacy ostrożnie mówią o szansach. - Ostatni pojedynek z Wenezuelą [oba siatkarze wygrali] wyglądał całkiem nieźle, więc chyba będziemy w stanie powalczyć z mistrzami świata - uważa Bąkiewicz.

Według Castellaniego słabszą postawę w debiucie wywołało zdenerwowanie kadrowiczów. - W Brazylii odbyli przyspieszony kurs, jak zostać wielkim siatkarzem. Dla większości był to pierwszy poważny mecz w reprezentacji, w dodatku przeciwko tak silnej drużynie. Nic dziwnego, że zagrali nerwowo. Teraz powinno być lepiej.

O co grają Polacy? Brazylię wyprzedzić będzie trudno, a szansą na występ w Final Six w Belgradzie jest zajęcie drugiej pozycji. Argentyńczyk cały czas jednak przypomina, że LŚ to tylko etap przygotowań do ważniejszych imprez.

W tabeli grupy B prowadzi Brazylia (11 pkt) przed Polską (5), Finlandią (4) i Wenezuelą (4).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.