Fruwając pod koszem: Jaki Stan, taki kram

Jeśli nie zdarzy się cud i Magic nie wygrają trzech meczów z rzędu, to wspominając tę serię, zawsze wracać będą do meczu numer 4. Meczu, który przegrali, prowadząc 5 punktami 40 sekund przed końcem. Przegrali przez nietrafione wolne i błędne decyzje człowieka, który jest być może najsympatyczniejszym bohaterem tych finałów. Trenera Stana Van Gundy'ego.

Zobacz Gortata na żywo - weź udział w konkursie ?

Relacja na żywo od ok. 1:30 w Sport.pl. Blogujcie, komentujcie, twitujcie, blipujcie i mailujcie na zczuba.pl i zczuba@g.pl - zróbmy relację z meczu razem!

Van Gundy: Grubawy 50-latek w pomiętych ciuchach, które wyglądają, jakby kupił je w Tesco na przecenie, z poczochraną głową i wąsikiem, który wyszedł z mody ponad ćwierć wieku temu. Sobowtór Rona Jeremy'ego - gwiazdy porno z tamtych czasów.

Hiperenergetyczny złośnik przez cały mecz podskakujący na ławce i pokrzykujący na swoich zawodników. Świetny taktyk - nikt w tym roku nie gra bardziej przemyślnych akcji w ataku niż Orlando - i psycholog, który nie boi się wziąć na siebie ciężaru odpowiedzialności za porażkę.

Pasjonat: "Niektórzy myślą, że jestem świrem, ale większość wie, że wariuję, tylko gdy trenuję". Kochający mąż i ojciec, który twierdzi, że cała ta kariera w NBA jest szkodliwa dla jego rodziny i powinien wkrótce rzucić to w diabły, "znaleźć małą szkołę i tam osiąść na dobre".

"Phil Jackson pewnie więcej wydaje na fryzjera niż Van Gundy na całą garderobę" - napisał jeden z amerykańskich blogerów. Bo Van Gundy to everyman.

Ale ludzie zwyczajni nie są doskonali. Van Gundy'ego ponoszą nerwy. "Jest tak żywiołowy, że może zaszkodzić swojej drużynie" - mówi Charles Barkley. A Shaq, który pracował z Van Gundym w Miami, nie lubi go i maczał swe grube paluchy w jego zwolnieniu z Heat, nazywa trenera "mistrzem paniki", który "w decydujących momentach sprawi zawód swoim graczom".

I w meczu numer 4 mistrz paniki powrócił.

Najpierw, w czwartej kwarcie, nie wpuścił na boisko rozgrywającego Rafera Alstona, który dwa dni wcześniej rzucił Lakersom 20 punktów. Zastępujący Alstona, wracający po kontuzji Jameer Nelson niczym się nie wyróżniał - do czasu

Jedenaście sekund przed końcem, po dwóch pudłach Howarda z linii rzutów wolnych i 3-punktowej przewadze Magic, Lakersi wyprowadzali piłkę. Van Gundy nakazał swym graczom nie faulować. Statystyki są bezlitosne: przy trzypunktowym prowadzeniu faulować trzeba, bo nawet jeśli rywal oba rzuty trafi, to nadal ma się punkt przewagi, a sekundy płyną

Van Gundy bał się, że 11 sekund to mnóstwo czasu, a na linii rzutów wolnych jego gracze całkiem się rozkleją. Pozwolił więc Lakersom grać - a stary lis Derek Fisher (w pierwszych 47 minutach 0/5 za 3 punkty) rzucił 4,6 sekundy przed końcem nadzwyczajną "trójkę" prowadzącą do dogrywki. Fishera bronił - niemrawo i na dystans - malutki Jameer Nelson.

"Myślałem o tym i myślałem, i myślałem" - mówił dzień później Van Gundy reporterom. "Teraz łatwo jest powiedzieć: chciałbym, żebyśmy wtedy faulowali. Zawsze się czegoś żałuje".

Pół minuty przed końcem dogrywki Jameer Nelson pobiegł podwoić Kobe Bryanta, nadział się na jego łokieć, wylądował na ziemi - a piłka w rękach niekrytego Dereka Fishera. Czyściutka "trójka", 3-punktowe prowadzenie LA, gem, set, mecz, mistrzostwo.

"Ten mecz będzie prześladować mnie na wieki" - powiedział Van Gundy.

Kronika towarzyska

Najsmutniejszym wydarzeniem związanym z finałami było dla Van Gundy'ego to, iż nie mógł obejrzeć występu tanecznego jego najmłodszej córeczki, 9-letniej Kelly. "To dla niej wielki dzień. Mówiła o tym przez wiele miesięcy. Miała łzy w oczach, gdy powiedziałem, że mnie nie będzie. To niewiarygodnie ciężkie" - opowiadał Van Gundy.

Van Gundy często żartuje z dziennikarzami ze swego wyglądu ("Wiem, jak wyglądam. Mam lustra w domu"). Pewnego razu jednak pochwalił się, że jego zdjęcie trafiło do modnego magazynu dla mężczyzn: "Jestem w" GQ ", strona 69, wydanie czerwcowe. Ja i mój brat". Dziennikarze sprawdzili - to nie był "GQ", lecz "Esquire", a fotce Jeffa i Stana Van Gundych towarzyszył podpis: "Ludzie, którzy wyglądają, jakby pili".

Mistrz motywacji Phil Jackson przed spotkaniem numer 5 uciekł się do najprostszych technik: "Powiedziałem swoim graczom, że jest szansa na to, że sobotni trening będzie ostatnim w tym sezonie. To ich bardzo podekscytowało".

Dzień przed meczem numer 4 Jackson zwołał obowiązkową zbiórkę o wpół do ósmej wieczorem i zabrał swych podopiecznych do kina na nowy thriller z Denzelem Washingtonem. Jak donosi w swoim blogu Luke Walton, takie wycieczki zdarzają się Lakersom kilka razy w sezonie: "W Waszyngtonie pojechaliśmy autobusem na wycieczkę objazdową po mieście. Podczas obozu treningowego na Hawajach Phil zabrał nas na poligon i graliśmy w paintball kilka godzin (). Zazwyczaj te wycieczki są całkiem fajne".

Za to Marcin Gortat jest mistrzem autopromocji. Dwie historie, które opowiedział dziennikarzom - najpierw ta o złej firmie Reebok, która nakazuje mu ukrycie tatuażu z Jordanem, a następnie ta o podrasowanej beemce, najszybszej bryce w NBA - uczyniły z polskiego centra króla blogów. Wiadomo, każde finały muszą mieć swoje ciekawostki, i w tej kategorii Gortat okazał się niezastąpiony. Niemal nikt nie znał Gortata, a już nikt nie wiedział, że ktokolwiek go sponsoruje - dziś w sieci rządzi jego kształtna łydka z frunącym MJ-em. Na hasło: "Marcin Gortat tattoo", Google wyświetla 11 tys. wyników. No a tytuł: "Marcin Gortat - najszybszy zawodnik w NBA"? Przyznacie, bezcenny.

Niezłe numery

Dwight Howard w meczu numer 4 - 16 pkt, 21 zbiórek i aż 9 bloków (rekord finałów NBA). Ale też: 6-14 z wolnych I to właśnie wszyscy zapamiętają.

Ciekawostki

Gdy Lakersi mają piłkę w decydujących sekundach meczu, wiadomo, że ich pierwszą opcją jest podać do Bryanta, a już on coś wymyśli. Choćby był podwajany i potrajany, da radę. Ale w drugim meczu finałów nie dał - dostał potężną czapę od Hedo Turkoglu. A serwis 82games.com obliczył, że generalnie reputacja Kobe jako superstrzelca w najważniejszych chwilach jest mocno przereklamowana.

W ciągu ostatnich sześciu lat (nie licząc ostatnich play-off) najwięcej zwycięskich rzutów oddał LeBron James - 17. Najcelniej z czołówki rzucał Carmelo Anthony - 13 trafień na 27 rzutów. A najgorzej - właśnie Kobe. Przez sześć lat miał 14 zwycięskich rzutów, ale spudłował aż 56-krotnie, co daje skuteczność ledwie 25%.

Na pocieszenie: Kobe miał też w takich sytuacjach jedną asystę. Jedną. Ciekawe, prawda?

Tako rzecze Shaq

"Gdy życie zwali cię z nóg, próbuj upaść na plecy. Bo jeśli możesz spojrzeć w górę, to możesz wstać" - złota myśl w serwisie Twitter.com.

"Jeśli inni czują twój zapach, sam też powinieneś go czuć. Pfffffffffffff. Puściłem bąka. Aggggh. Czujesz go? Lol" - inna myśl, nieco mniej złota.

Złota myśl

"Założenie, że dziś w nocy spałem, jest mocno nietrafne" - trener Magic Stan Van Gundy zapytany, czy zdołał odpocząć po emocjach meczu numer 4.

Wieści prosto z Orlando - na blogu Łukasza Ceglińskiego ?

Ewing: Chcemy Gortata w Orlando - czytaj tutaj ?

Copyright © Agora SA