Malarz, który zachwyca Francję

O cudownym golu, jakiego w sobotnim meczu przeciw Paris Saint Germain zdobył dla Auxerre Ireneusz Jeleń, mówi cała Francja. Polski napastnik, który jeszcze kilka lat temu za grę w piłkę zarabiał 200 złotych miesięcznie, jest dziś jednym z najlepszych zawodników słynnej Ligue 1

>> Przepis na rozmowę ze zwierzakiem. To działa!

28-letni dziś Irek Jeleń niewiele różni się od Irka Jelenia sprzed lat. W 2001 roku, gdy przenosił się z Beskidu Skoczów do grającej wówczas w ekstraklasie Wisły Płock, chciał tego samego, co teraz: po pierwsze, zapewnić wszystko co najlepsze swej rodzinie, i po drugie, wykorzystać talent, który dostał od Boga.

- Grzechem byłoby go marnować - twierdzi snajper Auxerre.

Ale samego talentu, by dostać się na szczyt, nie wystarczyłoby. Piłkarz poparł go ciężką pracą. Choć na początku nie była to harówka tylko na treningach. - Kiedy grałem w Skoczowie, pracowałem w fabryce anten satelitarnych należącej do prezesa klubu. Spędzałem tam każdy dzień, od siódmej do piętnastej. Dopiero po pracy trenowałem. Kilka razy opuściłem treningi, bo nie miałem już na nie siły. W końcu postawiłem jednak na piłkę. Zrezygnowałem z pracy, a utrzymywali mnie rodzice. Z klubu dostawałem jedynie 200 złotych stypendium - wspomina Jeleń, z zawodu malarz-tapeciarz.

Ryzykowali i skorzystali

Wkrótce zaryzykował po raz drugi. - Gdy dostałem propozycję z Wisły Płock, długo zwlekałem z podjęciem decyzji. Zwyczajnie się bałem. Kiedy całe życie spędza się w domu, nie wyjeżdżając choćby na kolonie, ciężko jest nagle przenieść się do obcego miasta. Ale zaryzykowałem, bo zawsze marzyłem o takiej szansie - mówi Jeleń. Opłaciło się. Szybko stał się w Płocku gwiazdą, z poziomu kilkuset złotych jego zarobki wzrosły do kilku tysięcy euro. O Jeleniu zrobiło się głośno. Po mistrzostwach świata w 2006 roku na Irka postawiło Auxerre. Francuzom ryzyko też wyszło na dobre. Dziś trener AJA, Jean Fernandez, mówi otwarcie: "w Auxerre jest Jeleń i reszta". A działacze robią wszystko, by uszczęśliwić Polaka. Dowód? W 2006 roku Irek dostał kontrakt, na mocy którego zarabiał 40 tysięcy euro miesięcznie. Teraz, po przedłużeniu umowy do 2011 roku, inkasuje blisko trzy razy więcej. Auxerre, które kupiło Polaka za 900 tys. euro, mogłoby go sprzedać nawet za dziesięciokrotność tej sumy. Nie chciało, bo Jeleń to piłkarz kluczowy, idol kibiców, którzy co miesiąc regularnie uznają go najlepszym piłkarzem drużyny. - Przedłużyłem kontrakt, bo to była najlepsza oferta, jaką dostałem - nie kryje Irek. - Działacze nalegali, żebym został, obiecali wzmocnienia, które mają pozwolić nam walczyć w przyszłym sezonie o europejskie puchary. Zgodzili się też wpisać do mojego kontraktu kwotę odstępnego mniejszą od tych, jakie padały przy moim ewentualnym transferze - dodaje.

Schabowy zamiast ślimaków

Jeszcze ważniejsze od spraw sportowo-finansowych jest to, że w Auxerre dobrze czuje się cała rodzina Jeleniów, która wkrótce się powiększy. - Jestem szczęśliwym mężem i ojcem - cieszy się piłkarz. - Żyjemy tu już od trzech lat i wszystkim nam jest dobrze. Żona zadowolona, synek rośnie zdrowo, ma już sześć lat, chodzi do przedszkola, bardzo dobrze mówi po francusku. Ja co prawda nadal nie piję wina i nie jem ślimaków, ale Ania jest kucharką, więc dba o mój żołądek racząc mnie polskimi specjałami.

Jeleniowie mają w Burgundii dom, samochód Audi Q7, którym jeżdżą na wycieczki, a przede wszystkim szacunek mieszkańców niewielkiego Auxerre. - Nie jestem żadnym idolem. Takim był np. pan Andrzej Szarmach. Do niego strasznie dużo mi brakuje. On w lidze w francuskiej strzelił 96 goli. Żeby dorównać jego klasie, muszę jeszcze ciężko harować - mówi skromnie Irek. Na razie jest na dobrej drodze. W tym sezonie strzelił dla klubu już 13 goli. W zestawieniu najlepszych strzelców jest czwarty, ze świetną średnią 0,52 gola na mecz.

Masz temat dla reportera Metra? Napisz do nas: metro(at)agora.pl

 

Pies może zostać malarzem!

Copyright © Agora SA