Ursynów Cup - bratobójcza walka Polek

Od pierwszego dnia pierwszej rundy wszystko wskazywało na to, że w finale spotkają się najwyżej notowane tenisistki - Iveta Gerlova i Karolina Kosińska. Każdy kolejny dzień zwiększał prawdopodobieństwo takiego zakończenia, ponieważ żadna z pozostałych rozstawionych nie dotrwała nawet do ćwierćfinału. Aż tu nagle, w sobotę rano, Katarzyna Kawa zawetowała takie rozstrzygnięcie.

Dopiero co o niej pisaliśmy, opowiadając jak dzielnie broniła meczboli w pojedynku z Alice Balducci. Kosińska, numer 2 turnieju, albo nie wyciągnęła wniosków, z tego co zdążyła zobaczyć, albo przez noc zapomniała, że ta niespełna 17-letnia dziewczyna z drugiej strony siatki biega do każdej piłki, dopóki ta na nie odbije się dwa razy.

Faworytką, choćby z powodu zmęczenia Kawy piątkową prawie 2,5-godzinną walką w pełnym słońcu, była Kosińska. Potrafi być bardzo samokrytyczna, wręcz autoironiczna, więc nie obrazi się na stwierdzenie, że w sobotę przed południem pokazała przeciwniczce, jak w tenisa grać nie należy. Trzeba przyznać, że Kawa okazała się bardzo pojętną uczennicą i prawie wszystko robiła odwrotnie. Dlatego wygrała, choć jednak chyba trochę za łatwo.

Drugi półfinał nie był łatwy ani dla zwycięskiej Ivety Gerlovej (numer 1), ani dla pokonanej Pauli Kani, ani dla publiczności. Kibice zwykle lubią mecze długie, zacięte, takie, w których prowadzenie często się zmienia. Zakończenie tej ponad 2,5-godzinnej wymiany błędów przyjęli jednak z wielką ulgą. Same zawodniczki chyba też.

Więcej informacji o turnieju ?

Copyright © Agora SA