Transfery w PlusLidze. Gwiazdy wciąż za drogie

W PlusLidze płaci się coraz więcej, co podnosi jej atrakcyjność w Europie. Magnesem jest też coraz wyższy poziom sportowy. Jednak to wciąż za mało, aby przyciągnąć największe gwiazd

W Polsce brakuje przyjmujących i atakujących, dlatego kluby PlusLigi, zwłaszcza czołowe, szukają zawodników za granicą. Jest też inna sprawa, średniej klasy gracze z innych krajów są po prostu tańsi od czołowych Polaków. Ponieważ 100 tys. euro to dla byłego lub obecnego reprezentanta Polski stawka nie do przyjęcia, a dla Kanadyjczyka, Bułgara czy Fina wysoka. Dlatego bliski przenosin do Polski jest bułgarski olimpijczyk z Pekinu Danail Miluszew (teraz Halkbank Ankara). Podobno interesuje się nim Zaksa Kędzierzyn-Koźle, która straciła na rzecz Skry Jakuba Novotnego.

Jednak prawdziwe gwiazdy kosztują znacznie więcej. Dante, o którym marzyły i Skra, i Resovia, prawdopodobnie zostanie w Dynamie Moskwa, które zaoferowało mu blisko 600 tys. euro rocznie (ok. 2,5 mln zł). Tyle wynosi budżet najsłabszych polskich zespołów. Tymczasem najwyższy kontrakt w PlusLidze to podobno - bo nikt nie publikuje takich danych - ok. 1,5 mln zł.

Mało tego, takich stawek nie ma nawet we Włoszech, gdzie najlepsi zarabiają po 350 tys. euro. Dlatego przed tym sezonem z najsilniejszej ligi w Europie wróciło do ojczyzny kilku słynnych Brazylijczyków (Sergio, Andre Heller, Andre Nascimento, Andreson). W swoim kraju dostali porównywalne pieniądze, a na dodatek rodzima federacja płaci im tzw. kadrowe. W podobnej sytuacji są też włoscy kadrowicze, którzy dostają po siedem, osiem tysięcy euro miesięcznie.

Widać po tym, że na przyjazd do Polski czołowych Włochów czy Brazylijczyków będziemy musieli jeszcze poczekać. Poza tym drogie euro sprawia, że nawet bogate kluby są bardzo ostrożne w podpisywaniu umów. Skrze czy Resovii ciężko bowiem rywalizować z zespołami z Rosji, Włoch czy nawet Grecji. W tej ostatniej płaci się tyle, że zawodnicy z najwyższej półki odrzucają propozycje z silniejszych lig. Występują tam takie gwiazdy jak Marcus Nilsson, Simon Tischer czy Ivan Milijković. Ten ostatni w Olympiakosie zarabia 400 tys. euro, czyli więcej niż dostawał we Włoszech. Podobno słynny Serb dostał propozycję z Rzeszowa, którego sponsor jest w stanie zapłacić mu ponad 300 tys. euro.

Jeśli Asseco zdecyduje się tyle wyłożyć, to ma wielkie szanse, bo trudno przypuszczać, aby Milijković wrócił do Włoch. Tam coraz głośniej mówi się o porozumieniu klubów w sprawie obniżenia kontraktów, nawet o 20 proc. Powodem jest kryzys i kłopoty finansowe drużyn, dlatego czołowi zawodnicy wstrzymują się z podpisywaniem umów. Do wzięcia jest m.in. najlepszy siatkarz poprzedniego sezonu - Belg Wout Wijsmans z Cuneo.

Większą konkurencję w zespole będzie miał jednak Sebastian Świderski, ponieważ do Maceraty przychodzi Brazylijczyk Murillo Endres. Może łatwiej mu będzie podjąć decyzję o powrocie do Polski (chce go Resovia). Skra z otwartymi rękami przyjęłaby Michała Winiarskiego, który będzie miał w zespole konkurenta - Kubańczyka Juantorenę. Jednak najlepszego polskiego przyjmującego chce także Sisley Treviso. Akurat z tym klubem mistrz Polski jest w stanie rywalizować pod względem finansowym, ponieważ w Treviso nigdy nie płacono rewelacyjnie, a magnesem była renoma klubu.

Przy budowaniu silnego zespołu problemem są Polacy. Dlatego taką przewagę ma Skra, która niemal na każdej pozycji ma po dwóch czołowych obecnych lub byłych reprezentantów kraju. Gdyby Michał Bąkiewicz zdecydował się zmienić klub, zapewne ustawiłaby się po niego kolejka. Tak samo jak po Bartosza Kurka, ale obaj zostają w Bełchatowie. Chyba że zdecyduje się wrócić Winiarski, wtedy Kurek może podzielić los Jakuba Jarosza i zostać wypożyczony.

Kto, gdzie, za ilę? Sezon transferowy rozpoczęty  ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.