Złoty medalista z igrzysk w Sydney i Aten to najbardziej utytułowany zawodnik w dziejach polskiego wioślarstwa. Rok temu przeżył największą porażkę w życiu. Wspólnie ze swym partnerem w dwójce wagi lekkiej Tomaszem Kucharskim nie zakwalifikował się do igrzysk.
- Nie przespałem wielu nocy z tego powodu. Przyczyn porażki było wiele. Nie chcę tego publicznie rozdrapywać - mówił we wtorek Sycz, który zjawił się w Bydgoszczy, bo jego klub RTW Bydgostia podpisał nową umową sponsorską z Lotto. Umowa będzie obowiązywać aż do olimpiady w Londynie.
Sycz z Kucharskim po raz ostatni w wielkich zawodach popłynęli w 2007 roku - na mistrzostwach świata w Monachium. Przerwali wtedy wyścig zaraz po starcie, bo Sycz nie był w stanie wiosłować z powodu bólu kręgosłupa. We wtorek ogłosił, że będzie pływał do 2012 roku. Będzie miał wówczas 39 lat.
- Czuję się jeszcze sportowcem niespełnionym. Zabrakło mi tego trzeciego medalu olimpijskiego. Już nieważne z jakiego kruszcu. Może gdybym wystąpił w Pekinie i zajął tam szóste czy siódme miejsce, nawet dwunaste, dałoby to mi jakąś najmniejszą satysfakcję. Bardzo chcę udowodnić, że jestem w stanie zdobywać jeszcze medale. Chcę to zrobić dla siebie - tłumaczy.
Droga do Londynu jest jednak daleka. Najpierw Sycz musi się zakwalifikować do kadry, potem znaleźć nowego partnera, bo Kucharski zakończył już karierę. Pierwsza niewiadoma rozstrzygnie się już w ten weekend. W Poznaniu odbywają się regaty kwalifikacyjne do reprezentacji. Kandydatów do pływania w dwójce wagi lekkiej jest czterech (z najstarszym Syczem). W sobotę wszyscy wystartują w jedynce. Będzie wówczas wiadomo, kto jest najszybszy i do tego zawodnika trener Jerzy Broniec, twórca największych sukcesów duetu Sycz - Kucharski, dokoptuje drugiego wioślarza.