Nikt nie chce spaść z ekstraklasy, niemal wszyscy mogą

O ile w czołówce tabeli ekstraklasy jest niespotykany od lat ścisk, o tyle walka o utrzymanie jest... trzy razy bardziej zacięta.

Na dobrą sprawę wszystkie drużyny, które dziś zajmują miejsca poniżej 6., nie mogą być jeszcze pewne uratowania ligi. Popatrzmy na dół tabeli:

Sytuację dodatkowo komplikuje to, że Jagiellonia Białystok jest w tej chwili formalnie zdegradowana za korupcję. Jeśli kara zostanie utrzymana (odwołanie klubu trybunał piłkarski PZPN rozpatrzy w środę), a Jagiellonia zajmie w końcowej tabeli miejsce wyższe niż 14. - nie będzie barażu, a nie licząc zespołu z Białegostoku, z ekstraklasą pożegnają się dwie ostatnie drużyny.

Duża liczba drużyn i kolejek do końca sezonu uniemożliwia jakąkolwiek racjonalną ocenę szans poszczególnych zespołów. Kto wie, czy nie będziemy zmuszeni czekać do ostatnich dwóch kolejek, w których odbędą się cztery ważne mecze między zainteresowanymi: Cracovia - Górnik, Odra - Piast, Piast - Lechia, Arka - Odra.

W 25. kolejce poprawiła swoją pozycję zwłaszcza Lechia - kosztem pokonanej w derbach Trójmiasta Arki. Konsekwentnie stacza się Ruch, nic nie odrobiły Cracovia i Górnik.

Lechia i Arka od niedawna mają nowych trenerów. Ale efekt przyniosła na razie tylko zmiana w Gdańsku. Tomasz Kafarski wygrał derby z Markiem Chojnackim. Kafarski ma 34 lata i jest najmłodszym trenerem w ekstraklasie. W trzech meczach nie tylko zdobył cztery punkty, ale też sprawił, że biało-zieloni stali się inną drużyną: biegającą, walczącą o każdą piłkę. Jak mu się to udało? - Na razie tego nie zdradzę. Opowiem o tym po ostatniej kolejce, kiedy będziemy pewni, że zostajemy w lidze - mówi. Jak ratować tonącą Arkę - tego nie wie nawet Chojnacki, który zmienił Czesława Michniewicza, ale gdynianie konsekwentnie są najsłabszą drużyną wiosny. - Przegraliśmy bitwę, ale jeszcze nie wojnę. Mamy problem, ale do końca zostało jeszcze pięć spotkań i wierzę, że się utrzymamy - mówi nowy trener Arki.

Zbawieniem Cracovii też miał być trener - Artur Płatek. Tymczasem drużyna gra dużo słabiej niż za czasów Stefana Majewskiego, co wydawało się niemożliwe. Zimą klub przeprowadził tyle transferów co nigdy wcześniej. Płatek dostał prawie wszystkich zawodników, których zapragnął. Był pewny siebie, ręczył za utrzymanie. Pierwsze trzy spotkania wiosną jeszcze nie zapowiadały kataklizmu, ale wysokie porażki z Wisłą i Legią osłabiły morale drużyny, a nic niedające remisy z Ruchem i Śląskiem uwięziły na miejscu spadkowym. Już wtedy Janusz Filipiak, prezes Cracovii, zamroził premie za zwycięstwa. - Było mi wstyd zejść z boiska i podać rękę licznie przybyłym kibicom. Nasze szanse na utrzymanie są iluzoryczne - przyznał po porażce w Bytomiu Bartosz Ślusarski.

Henryk Kasperczak zagrał pierwszy mecz ligowy na stadionie Wisły od czasu zwolnienia go z tego klubu w 2004 roku. Przed meczem szkoleniowiec przyznał, że w Krakowie w pełni satysfakcjonuje go remis. Do osiągnięcia celu zabrakło mu 18 minut. A porażka oznacza, że jego Górnik wciąż zamyka ligową tabelę.

Ratunek zabrzanie widzą w tym, że z pięciu ostatnich meczów trzy grają u siebie, ponadto w czterech potykać się będą z zespołami z dołu tabeli. Ewentualne wygrane pozwolą więc nie tylko powiększyć własne konto, ale też nie dopuszczą do wzbogacania kont rywali.

Gdyby Maciej Małkowski wykorzystał rzut karny w 90. min, Odra wygrałaby z Polonią Warszawa i... właściwie utrzymała się w ekstraklasie. Niestety, rzuty karne są w tym sezonie przekleństwem wodzisławian - zmarnowali już trzeciego w tym sezonie.

- Na treningach jestem bezbłędny, ale jakie to ma teraz znaczenie? Żadnego. Zmarnowałem najważniejszą okazję w meczu. Zawsze strzelam karne w środek. Tym razem uderzyłem inaczej i bramka, niestety, nie padła. Zamiast cieszyć się ze zwycięstwa, płaczemy po remisie - rozpaczał Małkowski.

Piłkarze Jagiellonii przemierzają Polskę wzdłuż i wszerz, ale od 21 wyjazdowych spotkań, czyli od 1 grudnia 2007 roku, nie potrafią wrócić do Białegostoku ze zwycięstwem. W sobotę przegrali 0:2 we Wrocławiu ze Śląskiem, a trener Jagiellonii Michał Probierz podsumował: - Graliśmy dobrze jak zawsze na wyjazdach, przegraliśmy jak zwykle.

Ruch tradycyjnie przegrał na wynajmowanym Stadionie Śląskim. Gdyby nie udana runda jesienna, dziś drużyna mogłaby się już przygotowywać do gry w pierwszej lidze. 14-krotny mistrz Polski zdobył wiosną raptem cztery punkty (wszystkie na wyjeździe) i z każdą kolejką jest bliżej dna. - Nie potrafimy strzelać bramek, nie zdobywamy punktów, a nasza sytuacja pogarsza się z każdym spotkaniem - smucił się po porażce z PGE GKS Bełchatów Łukasz Janoszka.

Wielki krok do uratowania ligi zrobił Piast, który zaskakująco wygrał wczoraj w Łodzi. Szanse gliwiczan na zostanie na drugi rok w tej samej klasie są tym większe, że beniaminek wyprzedza dziś aż sześć zespołów - co przy zaciętej walce między odbierającymi sobie nawzajem punkty w ostatnich kolejkach drużynami z dołu tabeli może oznaczać, że ktoś Piasta wyprzedzić po prostu fizycznie nie da rady.

13

tyle meczów (czyli ponad połowa) z udziałem Piasta w tym sezonie kończyło się wynikiem 1:0. Sześć razy gliwiczanie wygrali, 7 przegrali

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.