Akt desperacji trenera Guardioli. Co oznacza remis Barcelony?

Liga hiszpańska. 33. kolejka. Gol Henry'ego na 5 minut przed końcem meczu na Mestalla uratował Barcelonie remis z Valencią 2:2.

W siedmiu poprzednich meczach ligowych Barca nie straciła gola. Victor Valdes ustanowił swój osobisty rekord - nie dał się pokonać przez 675 minut, co jest drugim wynikiem w całej historii klubu z Katalonii. Dłużej bez gola wytrwał w sezonie 1972-73 Miguel Reina, ojciec bramkarza Liverpoolu Pepe Reiny.

W 43. min pojedynku z Valencią, po rzucie rożnym skaczący do piłki Puyol w ostatniej chwili usłyszał: "moja!" i zostawił ją bramkarzowi. Ten nie trafił jednak rękami w futbolówkę, dzięki czemu Maduro wbił wyrównującą bramkę.

To był przełomowy moment meczu, bo dwie minuty później po fantastycznej akcji Pablo Hernandez zdobył dla gospodarzy prowadzenie. I Valencia, która przez niemal całą pierwszą połowę miała kłopoty, mogła wreszcie grać tak, jak lubi. Czekała na akcje Barcelony, kontrolowała je, a potem zabierała piłkę i wyprowadzała groźne kontry.

40 minut drugiej części gry można było potraktować jak instruktaż, w jaki sposób radzić sobie z zawodnikami Guardioli. Barca wymieniała sporo podań, ale daleko od bramki Cesara i nie zagrażała mu zupełnie. Bezradny był Xavi, bezradny Messi, Eto'o nie dostawał piłki, bo nawet najlepszy w pierwszej części Iniesta nie mógł w drugiej połowie zdziałać nic. Zanosiło się na porażkę lidera.

W 62. min Guardiola wpuścił na boisko Henry'ego zdejmując Keitę. Na kwadrans przed końcem trener Barcy zrobił coś, co robi tylko wtedy, gdy drużyna wysoko wygrywa. Zdjął z boiska Xaviego, wprowadzając Gudjohnsena. To był już akt desperacji.

Henry kilka razy uderzał na bramkę Cesara - bez efektu. Bramkarz Valencii został zmuszony do błędu dopiero w 85. min. Za krótko wybił piłkę, a Francuz uderzył do pustej bramki i było 2:2.

Po meczu trener Valencii Unai Emery powiedział, że życzy Barcy wszystkiego dobrego. On w wyścigu po tytuł kibicuje Katalończykom.

Piłkarze Guardioli wyglądali na zadowolonych. Ich trener chwalił niezłomny charakter drużyny. "Lider przeżył zasadzkę w Walencji" - skomentował dziennik "Marca", a ukazujący się w Barcelonie "Sport" ogłosił, że to punkt na wagę zwycięstwa.

Czy rzeczywiście? To się okaże po meczu Realu w Sewilli w niedzielę wieczorem.

Nie da się ukryć, że w Walencji Barcelona zagrała słabiej, choć do 43 minuty zdawało się, że kontroluje mecz. W 24. min po fenomenalnej akcji Iniesty Messi zdobył bramkę. Tym razem Barca gorzej grała jednak w defensywie (Yaya Toure odpoczywał przed meczem z Chelsea w Lidze Mistrzów). Lider, który zwykle stosował agresywny presing starając się odzyskać piłkę w tym samym miejscu, w którym ją stracił, tym razem pozwalał grać Valencii i w posiadaniu piłki nie miał wyraźnej przewagi. To musiało się skończyć kłopotami.

Barca nigdy nie umiała grać z Valencią, ale w ostatnich trzech meczach miała z nią rewelacyjny bilans (6 pkt, bramki 13:0!). W sobotę wszystko wróciło do normy.

Za pięć dni Gran derbi na Santiago Bernabeu. Już w minionym tygodniu w dwie godziny władze Realu sprzedały ostatnie 4 tys. biletów. Tym razem hit sezonu ma wielka stawkę i elektryzuje cały kraj. 12 miesięcy temu królewscy świętowali mistrzostwo. Najpierw gracze Barcy utworzyli tradycyjny szpaler, by uhonorować najlepszą drużynę sezonu, a potem przegrali 1:4. Teraz, dzięki remisowi w Walencji mogą być pewni, że tym razem Santiago Bernabeu opuszczą na pierwszym miejscu w tabeli. Tylko z jaką przewagą?

Gracze Guardioli o Gran derbi na razie myśleć jednak nie mogą. Na Camp Nou podejmują przecież Chelsea w pierwszym meczu półfinału Champions League.

O dalszych losach Barcelony i Realu czytaj na blogu Dariusza Wołowskiego ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.