Liga hiszpańska. Sędziowski rewanż na Barcelonie

Barcelona i Real wciąż idą równym krokiem, wygrały po 1:0 z Getafe i Recreativo. To już ostatnia tak spokojna kolejka w Hiszpanii?

Na siedem kolejek przed końcem sezonu obu uczestników wyścigu po mistrzostwo wciąż dzieli 6 pkt. Sobotnie mecze w Madrycie i Huelvie skończyły się zgodnie z planem, ale nie brakowało w nich sytuacji kontrowersyjnych. Przede wszystkim w pojedynku lidera z Getafe. W Realu bardzo liczono na lokalnego rywala, a wychowany w zespole "Królewskich" Roberto Soldado obiecywał, że drużyna z peryferii stolicy wyciągnie do sąsiadów pomocną dłoń. Wszyscy w Barcelonie pamiętali półfinał Pucharu Króla sprzed dwóch lat, kiedy Getafe rozbiło Barcę w rewanżu 4:0. Pierwszy mecz tych drużyn w tym sezonie na Camp Nou zakończył się remisem 1:1 - tym razem taki wynik był dla drużyny Pepa Guardioli nie do przyjęcia.

Dlatego trener Barcy wystawił najsilniejszy skład z Messim, Henrym i Eto'o. Na ławce został tylko defensywny pomocnik Yaya Toure. Lider zaatakował z pasją, ale bramkarz gospodarzy Stojković wygrał dwa pojedynki sam na sam z Henrym. Pokonał go dopiero w 19. min Messi. Do tego momentu goście byli przy piłce przez 76 proc. czasu gry. W meczu wyjazdowym! - To wyglądało tak, jakby piłkarzy Barcy było na boisku więcej - przyznał trener Getafe Victor Munoz.

Goście chcieli szybko zdobyć drugą bramkę, ale wtedy do akcji wkroczyli sędziowie. Najpierw nie podyktowali karnego po faulu na Messim, potem przerwali akcję, w której był sam na sam, dopatrując się spalonego, aż wreszcie anulowali gola prawidłowo strzelonego przez Argentyńczyka. Za te wyczyny dziennik "Marca" przyznał Turienzo Alvarezowi 1 pkt w skali dziesięciostopniowej. A przecież tydzień temu ta sama gazeta nazwała Barcę "mistrzem zadekretowanym", gdy arbitrzy mylili się na jej korzyść w pojedynku z Recreativo na Camp Nou.

Prezes Joan Laporta był tak wściekły na pracę sędziów, że opuszczając lożę honorową, odmówił podania ręki gospodarzom. Guardiola cieszył się jednak, bo drużyna nie straciła gola w szóstym z kolei meczu ligowym, co znaczy, że nie tylko w ofensywie gra perfekcyjnie. Piłkarze też byli szczęśliwi. Prasa donosi, że podczas lotu do Barcelony stoper Pique wcielił się w rolę DJ, a w rytm muzyki, którą puszczał przez głośniki w samolocie, tańczyli, Abidal, Keita i Henry.

W tym czasie w Huelvie wicelider i obrońca tytułu Real Madryt toczył bój o 15. zwycięstwo w 16 ostatnich meczach. I dopiął swego po golu Marcelo w 48. min. Wydawało się, że piłkarze Juande Ramosa stracili szanse w połowie grudnia, tymczasem biją się do końca z pasją godną mistrza. Tylko rywala mają niewiarygodnego.

Jednak dla Barcy zaczynają się schody. Już za tydzień zmierzy się z trzecią w tabeli Sevillą na Camp Nou. - Wierzę, że będzie remis - przewiduje Marcelo. Gracze Ramosa muszą wierzyć, że Barca pęknie w meczach z Sevillą, Valencią, z nimi na Santiago Bernabeu bądź Villarrealem. Sami jednak mają tych samych przeciwników. Drużyna Guardioli ma o tyle trudniej, że zagra jeszcze dwumecz z Chelsea w półfinale Champions League. Jeśli nie pęknie, wciąż może mieć sezon z trzema najważniejszymi trofeami, czyli najlepszy w historii.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.