Porażka Idei w Stambule

Koszykarze Idei Ślaska przegrali wczoraj w Stambule dziewiąty z rzędu mecz w Eurolidze. Nikt nie spodziewał się wygranej, ale chociaż walki i dobrej gry. Walki nie zabrakło, dobrej gry nie było.

Porażka Idei w Stambule

Koszykarze Idei Ślaska przegrali wczoraj w Stambule dziewiąty z rzędu mecz w Eurolidze. Nikt nie spodziewał się wygranej, ale chociaż walki i dobrej gry. Walki nie zabrakło, dobrej gry nie było.

Nikt, kto choć średnio orientuje się w europejskiej koszykówce, raczej nie oczekiwał od wrocławian zwycięstwa w Stambule. Kibice liczyli jednak chociaż na udany występ, jeżeli porażkę, to już po walce. Walki zespołowi mistrzów Polski odmówić nie można. To jednak, co zaprezentowali w ataku, było żenujące. Sztuką jest bowiem przegrać mecz, w którym zdecydowanie wygrywa się walkę na tablicach (aż 47:31 dla Śląska), jeszcze większą - zdobyć zaledwie 51 punktów.

Oba zespoły zakończyły mecz z podobnymi statystykami w skuteczności rzutów (za trzy punkty Śląsk trafił tylko 3 z 21 rzutów, Efes 3 z 20). Wrocławianie mecz przegrali stratami. Już po kwadransie wypełnili normę meczową (15), a w całym spotkaniu mieli ich aż 21 przy zaledwie 10 rywali. Niestety, większość błędów Śląska nie była wymuszona jakąś specjalnie mocną obroną gospodarzy. Mimo to wrocławianie uparcie wpychali się zawsze akurat tam, gdzie było najmniej miejsca, lub w kilku kolejnych akcjach potrafili oddać piłki prosto w ręce rywali. Można było odnieść wrażenie, że praktycznie wszystkie akcje Idei są przypadkowe, gdyż naprawdę trudno było dopatrzyć się w nich zamierzonych zagrań.

Tylko początek meczu w wykonaniu Śląska był udany. Mistrzowie Polski nawet kilkakrotnie prowadzili, ale nie więcej niż jednym punktem (po raz ostatni 11:10). Słabą grę w ataku nadrabiali niezłą obroną i walką na tablicach, gdzie dominował Rafał Bigus. Środkowy Idei do przerwy zaliczył siedem zbiórek, ale w kolejnych dwóch kwartach grał już niewiele.

Tragedia rozpoczęła się od początku drugiej kwarty, kiedy to goście przez siedem minut zdobyli zaledwie dwa punkty. Słabe zmiany dali rezerwowi. Fatalny debiut zaliczył Oleg Kożeniec. Białorusin być może w niedługim czasie okaże się przydatnym zawodnikiem, jak to obiecuje trener Andrej Urlep, ale wczoraj niczym się nie wyróżnił. Zagubiony w ataku, natomiast w obronie za łatwo dawał się ogrywać znakomitemu Kasparsowi Kambale.

Efes szybko odskoczył na ponad dziesięć punktów i później kontrolował wydarzenia na parkiecie. Nawet nie musieli za bardzo się wysilać ani Marcus Brown, ani Saulius Stombergas, ani Mehmet Okur, którzy w sumie do przerwy zdobyli osiem punktów. Brown pokazał, na co go stać, dopiero po przerwie. Gdy w 25. minucie po raz pierwszy trafił z dystansu, zrobiło się już 43:26. Przy beznadziejnie grających w ofensywie wrocławianach jasne się stało, że nic wicemistrzom Turcji już w tym meczu nie grozi.

W Śląsku nawet trudno kogokolwiek wyróżnić. Nieźle rozpoczął mecz Michael Wright, ale później dostroił się do poziomu kolegów, niezłe momenty (ale nic więcej) mieli Bigus, Maciej Zieliński, Michael Hawkins i Dainius Adomaitis. I tyle. Przy tak skromnej kadrze trudno nawiązać wyrównaną walkę w Europie.

- Jedyne z czego mogę być zadowolony to nasz obrona - powiedział po meczu Urlep. - Tylko z Kambalą mieliśmy problemy. Zagraliśmy natomiast bardzo źle w ataku, na słabej skuteczności, przy bardzo wielu stratach, zwłaszcza do przerwy. Nie mogę być jednak załamany. Choć to środek sezonu, to my wciąż budujemy zespół. Wierzę, że będzie lepiej, jeżeli tylko zawodnicy pojmą system gry, jaki staramy się wprowadzić.

EFES PILSEN STAMBUŁ - IDEA ŚLĄSK WROCŁAW 61:53

Kwarty: 15:13, 16:10, 16:15, 16:13.

Idea Śląsk: Hawkins 12 (1), Adomaitis 9 (1), Zieliński 10, Wright 14, Bigus 4 oraz Wiekiera 2, Kożeniec 0, Adamek 0, Skibniewski 0.

Efes Pilsen: Arslan 2, Brown 17 (3), Stombergas 3, Okur 4, Kambala 25 oraz Peker 6, Tunceri 4, Onan 2, Yilmaz 0.

Copyright © Agora SA