Gdy rok temu fizjolog sportowy przekonywał naszego dziennikarza, że Boruc ma problem z alkoholem, byliśmy zszokowani. Jego zdaniem bronił świetnie, bo młody organizm radził sobie z nałogiem.
- Do czasu... - twierdził fizjolog.
Niedawno gruchnęła plotka, że szkocki brukowiec ma opublikować zdjęcia polskiego bramkarza zażywającego narkotyki. Odpowiedzią Boruca był doskonale widoczny na szyi tatuaż "addicted" - uzależniony...
W ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy Artur Boruc zatracił się w życiu prywatnym i zaczął popełniać koszmarne błędy na boisku. Przestał być jednym z najlepszych bramkarzy świata, a po fatalnym występie z Irlandią Północną Leo Beenhakker wyprosił go z reprezentacji Polski.
Wzruszenie ramionami i machnięcie ręką na pytanie zaniepokojonych jego losem kolegów jest dla Boruca znamienne. Pokazał, że - jak zwykle ostatnio - wszystko i wszystkich ma gdzieś. Czy to jednak prawdziwe oblicze bramkarza, czy raczej poza, którą kiedyś przyjął i za którą kryje się prosty chłopak z Siedlec.
"Co byś robił w życiu, gdybyś nie został piłkarzem? Pił piwo z kolegami w Siedlcach" - z ankiety na internetowej stronie piłkarza.
Wydawało się, że Boruc to dziecko szczęścia. Wiosną 2002 roku stanął w bramce Legii, bo kilka dni przed początkiem rundy sprzedano do Rosji Bułgara Radostina Stanewa. Miał wtedy 22 lata.
W 2005 roku wypożyczył go Celtic. Miał być rezerwowym Davida Marshalla, ale nadzieja szkockiego futbolu zawaliła kwalifikacje do Ligi Mistrzów (0:5 z Artmedią Petrżałka) i Boruc wszedł do bramki "The Bhoys". Został w niej legendą klubu i najlepiej opłacanym zawodnikiem ligi szkockiej - zarabia netto 1,2 mln funtów rocznie.
Na mundial do Niemiec pojechał jako numer jeden, bo Paweł Janas nieoczekiwanie zrezygnował w ostatniej chwili z Jerzego Dudka. Tam jako jedyny z polskich piłkarzy nie zawiódł.
U Beenhakkera najpierw bronił Dudek, potem Wojciech Kowalewski. Ale Kowalewski dostał żółte kartki w dwóch kolejnych meczach eliminacyjnych do Euro 2008 i od czwartego spotkania kwalifikacyjnego bronił Boruc. Na Euro znowu był najlepszy z Polaków. Ba, był po Cassillasie i van der Sarze najlepszym bramkarzem mistrzostw. To apogeum jego formy. W czerwcu nikt nie przypuszczał, że również początek końca.
Bramkarze uchodzą za dziwaków, ale Boruc uparcie twierdził, że nie interesuje się piłką, a meczów w ogóle nie ogląda. Piłkarzy innych drużyn nie zna, więc nawet jak czeka go mecz z Barceloną, to on nic powiedzieć nie może. Na pytania o transfer do Milanu czy Bayernu odpowiadał "pomidor".
Nawet śmieszna była ta poza. Gdy wchodził na boisko, zrzucał maskę. W wielu meczach grał jak natchniony, dzięki niemu Celtic awansował do Ligi Mistrzów, a potem wychodził z grupy.
Jego reakcje na porażki reprezentacji były godne postawy wielkich sportowców. - Mundial jest raz na cztery lata, a my go totalnie spieprzyliśmy - mówił ze łzami w oczach po porażce z Niemcami w 2006 roku. Jako jeden z nielicznych kadrowiczów był autentycznie załamany.
Zazwyczaj z autentyczną postawą miał jednak problem. W targanym religijnym konfliktem Glasgow manifestował swoją wiarę i podziw dla polskiego papieża, ale po trzech latach w Szkocji nie potrafił odpowiedzieć, do którego kościoła chodzi w Glasgow.
Na piłkarskich butach ma napis "Aluś", ale z synem nie widuje się często, a jak już jest, to wpada jak po ogień. Z reklamówką pełną najdroższych kosmetyków dla dzieci.
Jego luz był ostentacyjny, czasem przeradzał się w arogancję i bezczelność. Był w Legii rezerwowym, gdy przed meczem kwalifikacji Ligi Mistrzów na Camp Nou zapytał Tomasza Kiełbowicza (jednego z najbardziej doświadczonych), czy zmienił pampersa.
Bliscy znajomi zarzucają mu narcyzm i nieprzyjmowanie krytyki. Jeśli ktoś był winny gola, to nigdy on. Potrafił obrazić się na dziennikarza tylko za to, że ten powiedział o nim dosłownie jedno niepochlebne zdanie w telewizji.
- Jak nie układa się w rodzinie, nie może być dobrze na boisku - mówił niedawno były piłkarz Legii Marek Jóźwiak. Borucowi nie układa się.
Syn urodził mu się po meczu z Austrią na Euro. Beenhakker dał mu wolny dzień. Boruc był już zdecydowany odejść od żony do innej, ale poleciał do Polski. Do szpitala wpadł na kilkadziesiąt minut. Z kolegami.
Kiedy był z Katarzyną, odciągała go od kumpli. Żona, psycholog z wykształcenia, dbała o dom i męża. Podsunęła Arturowi kilka - jak sam opowiadał - "mądrych książek". Skierowała na konsultacje do psychologa, które pomogły mu w sporcie. Teraz tej kontroli nie ma. Kupił dom w Szkocji za ponad milion funtów. Mieszka w nim z nową partnerką i jej córką. Ojciec dziecka siedzi w więzieniu.
Są przy nim koledzy. Nie są to absolwenci szkółki niedzielnej. Oni mają na niego największy wpływ. Im Boruc nie potrafi odmówić. Przede wszystkim towarzystwa i gościnności.
W Glasgow dom Boruców zawsze był otwarty dla kumpli. - Nawet gdyby chciał im odmówić, nie zrobi tego. Nie zniósłby zarzutu, że "obiła mu sodówa" i "zmieniły pieniądze" - mówi jeden z jego dawnych kolegów. Wciąż chce być "swoim" chłopakiem, lojalnym wobec kumpli. W ich towarzystwie czuje się najlepiej.
Jest członkiem Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa, skonfliktowanego z właścicielami klubu. Podobno na zgrupowaniach kadry można usłyszeć Boruca mruczącego pod nosem: "ITI, spie...". Kiedyś na meczu w Płocku wdrapał się na płot i stamtąd prowadził doping. Wyznał kiedyś, że po powrocie do Polski jego zajęciem mogłyby być wyjazdy z kibicami na mecze Legii.
Boruc wyznaje teorię, że jest piłkarzem tylko do końca meczu lub treningu. O jego nikotynowym nałogu wiedzą wszyscy - w ogóle się z tym nie krył. W pełnym ludzi centrum handlowym dał się sfotografować z kuflem piwa w ręku i papierosem w ustach.
Celtic ukarał go 50 tys. funtów grzywny za picie podczas zgrupowania w Portugalii. Trener Gordon Strachan nakazał mu dodatkowe treningi. We wrześniu za pijaństwo Beenhakker wyrzucił go z kadry.
Jeszcze rok temu byliśmy zszokowani, gdy jeden z fizjologów przekonywał dziennikarza "Gazety", że Boruc ma problem z alkoholem. Jego zdaniem bronił świetnie, bo młody organizm radził sobie z alkoholem. - Ale do czasu - złowrogo zakończył fizjolog.
Teraz Boruc wpuszcza "szmatę za szmatą. W ostatnich miesiącach popełnił więcej spektakularnych błędów niż w całej karierze. Upadek jest błyskawiczny i bardzo bolesny. Pobił kolegę z Celticu, a niedawno głośna była plotka, że szkocki brukowiec ma opublikować zdjęcia polskiego bramkarza zażywającego narkotyki.
Co na to Boruc? Wytatuował sobie na szyi doskonale widoczne słowo "addicted" - uzależniony.
Szkoda, że nie jest uzależniony od piłki. Ale kumplom się pewnie podobało.
Ile strzelił Smolarek? - FIFA: Cztery - to ostateczne ?