Grand Prix Malezji już jest ciekawe, choć jeszcze się nie zaczęło. Z powodu skandalu związanego z poprzednim wyścigiem.
Trzy okrążenia przed końcem Grand Prix w Melbourne Sebastian Vettel zderzył się z Kubicą i na tor wjechał samochód bezpieczeństwa. W tym czasie kierowcy nie mogą się wyprzedzać, wzdłuż toru powiewają odpowiednie flagi. W pewnym momencie jadący jako trzeci Włoch Jarno Trulli z Toyoty zjechał z prawidłowej linii jazdy i został wyprzedzony przez Hamiltona. Ale niedługo potem sytuacja wróciła do pierwotnego porządku.
Sędziowie zauważyli manewr, w którym Trulli odzyskał swoje miejsce w szeregu samochodów. Uznali, że złamał przepisy. Włocha, który zdążył już wrócić z konferencji prasowej dla zwycięzców i przebrać się w suche rzeczy po opryskaniu się szampanem na podium, ukarano 25 sekundami straty, przez co bardzo spadł w klasyfikacji. Na trzecie miejsce awansował Hamilton.
Kara dla Trullego była tym bardziej dotkliwa, że on i jego kolega Timo Glock z powodu zastosowania nieprzepisowej części w samochodzie ruszali do wyścigu jeszcze za Hamiltonem (18. pozycja startowa), bo z alejki serwisowej. Kierowcy Toyoty musieli zaczekać, aż wszyscy rywale miną wyjazd z alejki, i dopiero wtedy wystartować. Trzecie miejsce Trulli uznał więc za cud.
Wczoraj okazało się, że przesłuchiwany przez sędziów godzinę po zakończeniu Grand Prix Australii Hamilton skłamał. Zataił mianowicie, że miał polecenie z zespołu, aby przepuścić Włocha. Trulli przez cały niedzielny wieczór powtarzał: - Lewis zwolnił i puścił mnie. No to pojechałem przodem.
Ale brak było dowodów.
Toyota w tych delikatnych i skomplikowanych okolicznościach zachowała się rozważnie (jako jeden z trzech zespołów używa kontrowersyjnego dyfuzora, więc czeka z napięciem na wynik apelacji przed Trybunałem Arbitrażowym, który rozstrzygnie o legalności tych części 14 kwietnia, no i złamała przepis w sprawie skrzydeł tylnych). Zespół zakazał Trullemu mówić o zdarzeniu, zakazał oceniać postępowania Hamiltona i nie oprotestował kary.
O zdyskwalifikowaniu Brytyjczyka zdecydowały nowe dowody. Najważniejszy był zapis rozmowy między Lewisem a zespołem na dwóch ostatnich okrążeniach wyścigu w Melbourne. W zapisie polecenie o przepuszczeniu Trullego słychać wielokrotnie. Mało tego, sędziowie weszli w posiadanie nagrania wywiadu, w którym Hamilton przyznaje, że przepuścił Trullego z rozmysłem.
McLaren zarzeka się, że nie kłamał ani przedstawiciel zespołu na przesłuchaniu w niedzielę, ani sam Hamilton. Ale niniejszym stanął w jednym rzędzie z innymi ukaranymi swojego czasu przez sędziów mistrzami: Alonso i Schumacherem.
W Malezji na czołówki trafił też Kubica, który stwierdził, że przesunięcie startu wyścigu na 17. lokalnego czasu zmniejsza bezpieczeństwo kierowców. - Już w Australii [gdzie też wyścig rozpoczął się później niż zazwyczaj w Europie] widoczność była słaba, zwłaszcza przy końcu wyścigu. To było niebezpieczne. Nawet bardzo niebezpieczne - powiedział Kubica. - Tutaj wyścig może opóźnić deszcz. Będzie pochmurnie, na pewno bardzo ciemno. A nawet jak będzie słońce, to tak nisko, że powtórzy się problem z Australii [gdzie oślepiało].
Kierowcy zrzeszeni w organizacji GPDA już zaprotestowali, ale godzina rozpoczęcia GP Malezji się nie zmieni. Ruszy o 11. polskiego czasu. Magazyn F1: Kubica świetnie przygotowany do sezonu! Wygra w Malezji?
Najnowsze wieści z Malezji - sprawdź w specjalnym serwisie Sport.pl ?