Michał Rutkowski, Paweł Wujec: Dziki Wschód

Potęgi NBA: Miami Heat, New York Knicks wloką się w ogonie. Wieczni outsiderzy: New Jersey Nets, Washington Wizards - kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa.

Michał Rutkowski, Paweł Wujec: Dziki Wschód

Potęgi NBA: Miami Heat, New York Knicks wloką się w ogonie. Wieczni outsiderzy: New Jersey Nets, Washington Wizards - kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa.

Zeszłoroczny finalista ligi: Philadelphia 76'ers - nie jest pewien nawet awansu do play off. Totalnego przemeblowania, które ma miejsce w Konferencji Wschodniej, nie przewidywali nawet najwięksi znawcy NBA. Dzięki temu, choć Wschód jest słaby, a jego zwycięzcę czeka zapewne pogrom w czerwcowych finałach, rywalizacja w tej konferencji jest porywająca.

Dziś o największych niespodziankach na Wschodzie:

NA SZCZYTY!

New Jersey Nets (22-11).

Przyczyna: rozgrywający Jason Kidd. Chodzący (a przy okazji podający i zbierający) dowód na to, że jeden zawodnik może diametralnie zmienić oblicze drużyny. Nets mieli być czarnym koniem Wschodu właściwie co roku. I co roku zawodzili. Latem władze klubu podjęły pokerową decyzję i błyskotliwego, ale samolubnego Stephona Marburego wymieniły na najlepszego rozgrywającego w lidze - Jasona Kidda. Kiedy Kidd zapowiadał, że Nets wygrają w tym sezonie połowę spotkań, nie brano tego poważnie. Na razie wygrali dwie trzecie, a Kidd jest jednym z poważnych kandydatów do nagrody MVP (najlepszego gracza ligi).

Boston Celtics (20-13).

Przyczyny: trenerzy Jim O'Brien i Dick Harter. Kiedy rok temu z Bostonu odszedł przereklamowany trener Rick Pitino, pod okiem jego asystenta Jima O'Briena drużyna zaczęła wygrywać. Na awans do play off Celtom nie starczyło jednak czasu. Latem O'Brien zatrudnił Hartera, jednego z największych speców od defensywy w NBA (wcześniej pracował m.in. w New York Knicks i Indiana Pacers). Para trenerska O'Brien i Harter sprawiła, że Celtowie zaczęli wreszcie dobrze bronić, a dwie największe gwiazdy drużyny Paul Pierce i Antoine Walker stały się boiskowymi twardzielami.

Indiana Pacers (20-15).

Przyczyna: menedżer Donnie Walsh. Walshowi udała się rzecz nadzwyczaj trudna - bezbolesna przebudowa drużyny. Półtora roku temu, po awansie do wielkiego finału NBA, z drużyną pożegnało się trzech graczy z pierwszej piątki: Rik Smits, Dale Davis i Mark Jackson. Nie zmienia się zwycięskiego składu? Otóż zmienia się. Błyskotliwe transfery i udane wybory w drafcie spowodowały, że Pacers w osobach młodziutkich Jermaine'a O'Neala, Ala Harringtona, Jonathana Bendera i Jamaala Tinsleya mają szkielet znakomitej drużyny. Drużyny, która przy wsparciu weteranów Reggie Millera i Jalena Rose'a już teraz częściej wygrywa, niż przegrywa. I ani na rok nie wypadła poza play off.

Washington Wizards (18-14).

Przyczyny: hmmm, zastanówmy się czyżby Doug Collins, Richard Hamilton i Brendan Haywood? Wizards mają wybitnego trenera (Collins), który potrafił z grupki przeciętnych zawodników uczynić zespół. Mają młodą gwiazdkę (Hamilton) z dużym talentem snajperskim. W drafcie wybrali młodego siłacza (Haywood), który potrafi twardo walczyć na tablicach i świetnie blokuje. To chyba te trzy brakujące ogniwa sprawiają, że drużyna, która jeszcze w zeszłym roku była pośmiewiskiem ligi, bez żadnej przyszłości, dzisiaj wygrywa mecz za meczem. Bo przecież kluczem do sukcesów nie może być obecność w drużynie pewnego stetryczałego, łysego, grubawego 39-latka?

NA DNO!

New York Knicks (14-20).

Przyczyna: menedżer Scott Layden. Ten geniusz koszykarskiej strategii zapłacił 100 mln dolarów przeciętnemu obrońcy Allanowi Houstonowi, kolejne 70 mln gorzej niż przeciętnym Howardowi Eisleyowi oraz Shandonowi Andersonowi, a na okrasę jeszcze 20 mln przeciętnemu skrzydłowemu Clarence'owi Weatherspoonowi. Podstawowego problemu - jakim było pozyskanie nieprzeciętnego gracza podkoszowego - nie rozwiązał. Tak oto absolutnie przeciętna drużyna Knicks ma jeden z najwyższych budżetów w lidze oraz związane ręce na przyszłe lata (bo przepłaconych graczy nikt nie będzie chciał kupić). Gdy Knicksów prowadził Jeff Van Gundy, wszystko było jeszcze jako tako. Od czasu gdy zrezygnował, nowojorczycy mają bilans 4-11.

Orlando Magic (18-18).

Przyczyna: kostka Granta Hilla, która - już drugi rok z rzędu - całkowicie wyłączyła z gry tego niegdyś wyśmienitego skrzydłowego. Tracy McGrady jest wielkim graczem, ale w pojedynkę meczów się nie wygrywa. Zespołowi z Orlando nie pomogły też decyzje sprzed sezonu: w drafcie nie wzięli (choć mogli!) szalejącego dziś w Indianie Jamala Tinsleya. Wzięli, ale zaraz oddali do Waszyngtonu centra Brendana Haywooda. Zamiast niego pojawił się w Orlando dinozaur Patrick Ewing, który naprawdę powinien już przestać grać w koszykówkę, bo bycie dublerem niejakiego Andrew DeClercqa jest żenujące.

Miami Heat (8-24).

Przyczyna: trener Pat Riley. To nie jego wina, że najważniejszy i najodważniejszy gracz Heat Alonzo Mourning boryka się z ciężką chorobą nerek. Ale od jednego z najlepszych coachów w historii ligi należałoby oczekiwać, że będzie umiał zmienić strategię: że odkryje nowe talenty, że ustawi drużynę wokół Eddie Jonesa, że zdecyduje się rozbić i odmłodzić skład... cokolwiek. Pat Riley ma wielu wrogów, ale akurat o przeciętność i niedecyzyjność nikt go dotąd nie posądzał.

Philadelphia 76ers (15-29).

Przyczyna: Derrick Coleman. Ściągnięty z Charlotte skrzydłowy miał być "drugą opcją" w ataku Sixers. Teoretycznie jest, ale filadelfijczycy przegrywają, i brakuje im zaciętości, z której słynęli w poprzednich latach. Wytłumaczeń może być wiele: naszym zdaniem to "klątwa Colemana". Od wielu lat drużyny, w których gra ten zawodnik, przegrywają. Chyba że Coleman się kontuzjuje (???)- wtedy nagle o zwycięstwa jest łatwiej.

Niezłe numery

2750 - tyle rzutów wolnych z rzędu trafił doktor Tom Amberry, były ortopeda. Wydarzenie to miało miejsce w 1992 roku i zostało odnotowane w Księdze Rekordów Guinnessa. Bill Cartwright, nowy trener Chicago Bulls, drużyny najgorzej rzucającej osobiste w lidze, zatrudnił Amberry'ego, aby potrenował z zawodnikami.

Złota myśl

"Czy istnieje ktoś, kto potrafiłby powstrzymać Shaqa? Tak, tylko że ten ktoś mieszka gdzieś w Tybecie i jeździ sobie na jaku" - tak menedżer Indiana Pacers Donnie Walsh ocenia szanse swojej drużyny w konfrontacji z Lakers.

Copyright © Agora SA