Tenis. Jak Izraelczyk w Emiratach zagrał

Sędzia, zapowiadając mecz, nie mógł użyć słowa ?Izrael", a arbitrzy liniowi nie mogli być Arabami. Na dachu czekali snajperzy, a garstkę kibiców policja przeszukiwała godzinę - tak wyglądał historyczny mecz Izraelczyka Andy'ego Rama w Zjednoczonych Emiratach Arabskich

O Ramie pisały media na całym świecie. Izraelski tenisista jako pierwszy obywatel swojego kraju dostał wizę do ZEA. Organizujący imprezę z pulą nagród 2,2 mln dol. arabscy szejkowie ugięli się pod presją federacji ATP, że zabierze im turniej, i dali zgodę na jego przyjazd.

Wizyta Rama na kortach przypominała jednak wojskowe manewry. Izraelczyk wszędzie poruszał się z obstawą, a jego mecz wyznaczono na kort, gdzie była tylko jedna trybuna. Garstka kibiców była przeszukiwana godzinę przez policję. Na okolicznych dachach byli też uzbrojeni ochroniarze. Francuski sędzia dostał polecenie, by prezentując zawodników, nie wymieniać nazwy "Izrael". Żaden z arbitrów liniowych nie mógł być Arabem. Ze względów bezpieczeństwa po meczu nie było konferencji prasowej. Z Ramem mógł porozmawiać tylko jeden dziennikarz. Rozmowę spisano i rozdano pozostałym. Innego kontaktu z Ramem nie było, bo na czas pobytu w ZEA zabrano mu telefon komórkowy.

- I tak cieszę się, że mogłem tu zagrać. Wygrał sport - stwierdził Ram.

Kolejnych manewrów w Dubaju już nie będzie, bo Ram i jego deblowy partner Kevin Ullyett z Zimbabwe przegrali w I rundzie z Rosjaninem Maratem Safinem i Davidem Ferrerem z Hiszpanii 3:6, 6:3, 8:10.

Wszystko o tenisie - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.