Od 1995 roku, gdy stargardzianie występują w ekstraklasie koszykarzy, Spójnia potrafiła nawiązywać bardzo wyrównaną walkę ze Śląskiem Wrocław. W dwóch ostatnich sezonach, pomimo zaciętych pojedynków, górą byli wrocławianie.
W czwartek spotkanie rozpoczęło się po myśli gości, którzy szybko objęli prowadzenie 4:0 i w zasadzie taki dystans udawało im się utrzymać przez całą pierwszą kwartę. Spójnia w tym czasie dokonała jednak rzeczy niezwykłej. Na 21. zdobytych punktów jej gracze cztery razy celnie rzucali za trzy, a trzy akcje były trzypunktowe (2 plus 1). W tym ostatnim elemencie celował zwłaszcza Artur Robak, który bezlitośnie ogrywał Rafała Bigusa. Widząc nieporadność podopiecznego Andrej Urlep szybko dokonał zmiany, a center nie pokazał się już na parkiecie do końca meczu. - Po takich błędach musiał usiąść na ławce - skomentował Urlep.
Gdyby gospodarze nie uparli się na wykonywanie trzypunktowych akcji w drugiej kwarcie, to może przewaga Śląska nie wzrosłaby do kilkunastu punktów. Tymczasem kilka nieudanych akcji i rzutów spowodowało, że w 18. minucie goście prowadzili już 42:29.
Po zmianie stron stargardzianie rzucili się do odrabiania strat. W 27. minucie był remis 48:48. I znów powtórzył się scenariusz z drugiej kwarty. Spójnia chciała rzutami za trzy rozstrzygnąć mecz, a każda ich nieudana akcja kończyła się kontrą gości. Efekt? W 35. minucie koszykarze Idei-Śląsk znów wygrywali 60:53.
Zawodnicy Miodraga Gajicia, nie mając nic do stracenia, ponownie przyspieszyli grę. Na 30. sekund przed końcem spotkania indywidualną akcję przeprowadził Delibor Petrovie i było już tylko 68:69 dla Śląska. Jednak w kolejnej akcji w nieprawdopodobnej sytuacji punkty zdobył dla gości Dominik Tomczyk. Był przy tym faulowany i trafił jeszcze rzut osobisty. Petrovie po chwili zmniejszył przewagę do dwóch punktów (70:72). Do końca pozostało sześć sekund i wiadomo było, że stargardzianie będą kogoś faulować. Zdecydowali się na Dainiusa Adomaitisa, ale ten dwukrotnie celnie wykonał rzuty osobiste, przypieczętowując sukces swojego zespołu.
- Każdy zna nasze kłopoty z obsadą centra i dziś to było widoczne - mówił Urlep. - Dodatkowo Spójnia miała dobrą skuteczność w rzutach za trzy i dzięki temu było tyle emocji. Na szczęście w końcówce Tomczyk zdobył decydujące punkty.
- Pozostaje niedosyt, bo dla nas to kolejna porażka, gdy jesteśmy tak blisko wygranej - żalił się Gajie. - Zabrakło odpowiedniej skuteczności w rzutach nawet spod samego kosza.
- Rzeczywiście, uciekło nam kilka punktów - stwierdził Łukasz Żytko, rozgrywający i najlepszy gracz Spójni. - Ja jednak cieszę się, że mogłem dziś tak dużo pograć. Trener dał mi szansę i chyba ją wykorzystałem.
W dobrym nastroju był też Paweł Wiekiera, rezerwowy skrzydłowy Śląska, który w poprzednim sezonie grał w Spójni. Stargardzka publiczność przywitała go gwizdami, a każde dojście do piłki kwitowała buczeniem.
- Przykro mi trochę z tego powodu, bo trochę zdrowia i serca zostawiłem grając w Spójni - mówił Wiekiera. - Raz się jest jednak oklaskiwanym, raz wygwizdanym. Trzeba się przyzwyczaić.
Spójnia Stargard - Idea-Śląsk Wrocław 70: 74. Kwarty: 21:24, 12:20, 18:9, 19:21.
Gracz meczu: Łukasz Żytko - pochodzący z Wrocławia rozgrywający Spójni rozegrał najlepszy mecz w sezonie.
Spójnia: Żytko 20 (4), Robak 14, Petrović 13 (2), Morkowski 5 (1), Nizioł 3 (1) oraz Miszczuk 12 (1), Ignatowicz 3 (1), Nowak 0.
Idea: Zieliński 12, Adomaitis 11 (2), Wright 10, Hawkins 8, Bigus 4 oraz Tomczyk 16 (1), Wiekiera 13, Adamek 0, Skibniewski 0.