Jakub Wawrzyniak: Moja grecka radość

- Nie patrzę na to, że koledzy nie grają w swoich zagranicznych klubach. Na zgrupowaniu kadry, mimo wszystko, widać różnicę między nimi, a tymi grającymi w polskiej lidze. I tak są lepsi - mówi Sport.pl 25-letni obrońca reprezentacji Polski.

Zamieszanie wokół kadry. Lato interweniował ?

Pod koniec stycznia Panathinaikos Ateny kupił go z Legii za półtora miliona euro, Wawrzyniak podpisał trzyletnią umowę. Za tydzień Polak może nawet zagrać w 1/8 finału Ligi Mistrzów z Villareal.

Robert Błoński: Jest pan jedynym polskim piłkarzem, który tej zimy wyjechał z Ekstraklasy do naprawdę wielkiego klubu.

Jakub Wawrzyniak: Też byłem zaskoczony i wręcz zszokowany, że wszystko potoczyło się tak błyskawicznie. Cztery godziny negocjacji i było po sprawie.

Jak Grecy wpadli na pana trop?

- Nie mam pojęcia i jakoś się o to nie dopytywałem. To nie ma znaczenia. Mój menedżer, Martin Wiesner, niewiele miał z tym wspólnego. Na końcu pomagał mi w negocjacjach indywidualnej umowy. Rozumiem, że mój transfer wzbudza ciekawość. Tym bardziej, że ostatnio tendencja jest inna: piłkarze raczej wracają z zagranicy. Ale nie mam pojęcia, jak Panathinaikos wpadł na pomysł, by mnie kupić. "Ojców" tego sukcesu na pewno paru się znajdzie. Ostatnie dni były dla mnie bardzo intensywne. W kilka godzin całe moje dotychczasowe życie zostało wywrócone do góry nogami. Choć, czy to w Grecji czy Polsce czy gdzie indziej będę grał w piłkę, bo to kocham. Ale żona była w szoku, niedługo do mnie dojedzie z 14-miesięczną córką. Zostawiamy w Polsce znajomych, rodzinę, wszystko. I to z dnia na dzień. Ale jak przyjedzie, to z tego szoku wyjdzie i będzie zadowolona. Ateny są piękne.

Czy był moment, w którym do transferu mogło nie dojść?

- Nie. Wszystko było za szybko. Jak tylko dostałem pytanie, czy chcę odejść do Aten, odpowiedziałem "tak". Nie zastanawiałem się chwili, Panathinaikos to większy i lepszy klub od Legii, gra regularnie w Lidze Mistrzów. A ja chcę zawsze robić postęp, dlatego pojechałem w nieznane, tam gdzie o miejsce będzie mi zdecydowanie trudniej niż w Legii.

Zagrał pan w dwóch meczach na środku obrony.

- Na tę pozycję zostałem kupiony. I dobrze to fukcjonowało, szczególnie w niedzielnym meczu z wiceliderem, PAOK-iem Saloniki. Nie stworzyli sobie żadnej sytuacji, wygraliśmy 3:0. Z tego się rozlicza środkowych - nie dopuściliśmy rywala pod swoją bramkę.

Greccy dziennikarze twierdzą, że może pan grać i z lewej strony, bo trener chce przesunąć z jednej strony na drugą reprezentanta Grecji Spiropoulosa.

- Jak klub sprowadza zawodnika, dziennikarze wybierają mu miejsce. Od pierwszego treningu dano mi do zrozumienia, że moje miejsce jest w środku obrony. Nie starałem się przekonywać trenera, że wolę lewą obronę. Jego decyzja.

Kiedy trener Urban ustawił pana kiedyś na środku obrony, nie był pan zadowolony.

- Bo to był piąty z kolei mecz, w którym zagrałem na innej pozycji. Dziś, w bloku defensywnym, potrzeba piłkarzy uniwersalnych. My wolimy mieć stałą pozycję, ale ja sobie radzę.

Urządził się pan już w Grecji?

- Na razie mam pokój w hotelu, ale wyszedłem z niego dotąd tylko raz. Żeby wybrać mieszkanie. Zdecydowałem się na nadmorską dzielnicę, bo tam mieszka większość piłkarzy ateńskich klubów. Michał Żewłakow też, ale to ogromna dzielnica. Większa niż warszawski Ursynów.

Jak pierwsze dni w Grecji?

- Zatęskniłem za polskimi mediami. Naprawdę. Tamtejsi dziennikarze są strasznie nachalni. Po meczu z PAOK-iem telefon zadzwonił po północy! Nie znałem numeru, więc nie odbierałem. Za trzecim razem podniosłem słuchawkę. Okazało się, że to dziennikarz. Chciał porozmawiać o meczu. Zapytałem, czy wie która jest godzina i wyłączyłem komórkę. Oni nie znają chyba żadnych zasad, dziennikarz był zdziwiony że próbuję usnąć. Nie wiem, skąd mają mój numer. Ale nic mnie nie zdziwi. Kiedy ważyły się losy mojego transferu byłem z Legią na zgrupowaniu w Mijas. Po treningu miałem na swojej polskiej komórce 30 nieodebranych połączeń. W tym ponad 20 z Grecji.

Jak się pan porozumiewa?

- Znam angielski. To znaczy więcej rozumiem niż mówię, dlatego już po przeprowadzce poproszę o nauczyciela tego języka. Greckiego raczej uczyć się nie będę, chyba że podstaw. Ale najpierw angielski.

Da się zauważyć, że Krzysztof Warzycha jest jedną z legend Panathinaikosu?

- Nie znam żadnego polskiego klubu, który traktowałby któregokolwiek ze swoich piłkarzy tak, jak tam szanują "Gucia". Panathinaikos ma z Polakami wyłącznie dobre wspomnienia. Jego zdjęcia wiszą dosłownie na każdym kroku, na każdej ścianie. Książki? Na każdej stronie. Jest najlepszym napastnikiem w historii klubu. Kibice ciągle mi powtarzają: "christof, christof".

Leo Beenhakker ucieszył się z pana transferu?

- Powiedział, że to dobry wybór, żebym skupił się na graniu, że zrobiłem duży krok wprzód. Zresztą on zna się z Henkiem Ten Cate i wiem, że mój trener klubowy rozmawiał z Leo o moich możliwościach. Jak będzie trzeba, to w kadrze poradzę sobie na lewej stronie, a w klubie na środku. Ważne, żeby drużyna miała z tej mojej gry pożytek.

W środę mecz z Walią.

- Niezależnie z kim gramy, wszyscy musimy zasuwać i być odpowiednio zorganizowani. Z nikim nie da się wygrać na stojąco.

Jakie wrażenia po pierwszych meczach w Grecji?

Gra się dużo szybciej niż w Polsce. Piłkarze nie boją się podejmować ryzyka. Są świetnie wyszkoleni technicznie, dlatego szybciej podejmują decyzji. Przyjmują ją i od razu mogą odegrać. Nie potrzebują do tego dwóch-trzech dotknięć. Jedno wystarczy. Gram w parze z Luką Vendrą, ostatnio strzelił dwa gole PAOK-owi. Rzadko się to zdarza. Ja dostałem żółtą kartkę, ale niesłusznie. Trafiłem w piłkę.

Greccy kibice?

- Fanatycy. We czwartek podpisałem kontrakt, a w piątek już robiono sobie ze mną zdjęcia na lotnisku.

Nie ma pan obaw, że straci miejsce? Większość kolegów z kadry to rezerwowi.

- Wszystko się może zdarzyć. Ale ja staram się myśleć pozytywnie. Na razie chyba nie dałem trenerowi żadnego powodu, bym usiadł na ławie. Koledzy są w wielkich klubach, nie ma co się przejmować, że nie grają. Przez większość pobytu na Zachodzie byli ważnymi postaciami w klubach, grali ważne role. Mimo, że niektórzy nie grają to i tak wyróżniają się na treningach, są lepsi od tych z ligi polskiej.

Wyjechał pan do Grecji w połowie okresu przygotowawczego.

- Sam jestem ciekawy, jak zareaguje mój organizm. Prawie wcale nie miałem przygotowań. Z Legią byłem na obozie dwanaście dni, z czego cztery przeleżałem w łóżku chory. Wcześniej miałem urlop świąteczno-noworoczny. Staram się dobrze prowadzić, sporo wypoczywać. A najlepiej się czułem, kiedy graliśmy co trzy dni.

Jest coś takiego, że polski piłkarz wczesną wiosną gra słabiej niż np. jesienią?

- Za długą mamy zimową przerwę. Lech Poznań robi furorę, wyszedł z grupy Pucharu UEFA w niezłym stylu. Ale ostatni mecz zagrał w połowie grudnia, z Udinese zmierzy się w połowie lutego po dwóch miesiącach tylko obozów i sparingów. Oby nie padli ofiarą tego kalendarza. Początek rundy wiosennej zawsze był słaby, pierwsze dwie-trzy kolejki są słabe. To trzeba zmienić, na Zachodzie gra się najpóźniej od początku lutego.

W Legii nawet się pan nie pożegnał.

- Jeszcze nadrobię zaległości. Nie miałem czasu zastanowić się, czy dobrze robię. Wątpliwości nigdy mnie nie naszły. A na pożegnanie będzie jeszcze czas.

Jakie wspomnienia z Legii?

- Same dobre. Życzę jej mistrzostwa kraju. Nie tylko dlatego, że dostałbym premię. No, chyba że o mnie zapomną... Ale zagrałem w 16 meczach ligowych, więc na pewno jakąś cegiełkę dołożyłem do tytułu. Świetnie się w Warszawie czułem, kupiliśmy w stolicy dom i nie zamierzamy teraz go sprzedawać. Ostatnio wiodło mi się w Legii dobrze, choć na początku, po transferze z Widzewa grałem mało. Byłem powoływany do reprezentacji, a w klubie siadałem na rezerwie. Wszystko zmieniło się w 2008 roku. Po Euro stałem się podstawowym zawodnikiem i Legii i kadry. Duża w tym zasługa trenera Urbana. Wyeliminował moje złe nawyki, zwrócił uwagę na błędy, przekonał do innego grania. Dużo mu zawdzięczam. Nie chcę mówić o swoich błędach. Wolę mówić o miłych chwilach czyli zdobyciu Pucharu Polski. Legia wywalczyła go po 11 latach, a ja wykonywałem decydującego karnego. Liczę na mistrzostwo, w połowie to będzie także mój sukces. W maju zamierzam przyjechać do Warszawy i spotkać się z kolegami z Legii. Mam nadzieję, że będzie co świętować.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.