Lech nie tylko sprzadawał, ale też kupował?
Jeżeli klub potrafiłby udowodnić, że rzeczywiście nie wiedział o nieuczciwych działaniach odosobnionego piłkarza, oczywiście nie powinien ponosić konsekwencji. Ale z drugiej strony sprawowanie funkcji nadzorczej nad drużyną polega właśnie na tym, że prezesi powinni wiedzieć, że mecz był puszczony. Jeżeli nie mają o tym pojęcia - można mówić, że sami zaczynają być współwinni. Piłkarze to przecież też klub, oni nie żyją w oderwaniu. A w Poznaniu ten związek był o wiele mocniejszy. Piotr R. jest prawdziwą instytucją w Lechu. To nie tylko zawodnik, ale i właściwie działacz. W dodatku jeden z ważniejszych. Czyli w jego przypadku część winy za to, że sprzedawał mecze na własną rękę - i tak automatycznie spada na klub. To są oczywiście rozważania wyłącznie teoretyczne, ale od strony prawnej bardzo ciekawe.
Po zatrzymaniu Piotra R. - jakie konsekwencje mogą spotkać Lecha
Równie skomplikowany jest temat odrzucania przez Lech wszelkiej odpowiedzialności za czyny z przeszłości w przekonaniu, że od prawie trzech lat chroni go zgłoszenie do rozgrywek na licencji Amiki Wronki. Sportowo i etycznie nie ma żadnych wątpliwości - Lech jest Lechem, a nie Amicą. Na odpowiedzialność prawną nijak się to nie przekłada, też zgoda. A więc pod względem czysto formalnym Lech rzeczywiście może mieć rację, ale... nie do końca. Bo licencja, czyli faktycznie świstek papieru, to jedno, a tradycja, logo, barwy, historia - to drugie. Nie pamiętam, by Lech w ciągu tych trzech lat w jakikolwiek sposób utożsamiał się z tymi wartościami Amiki, z tzw. dobrem tego klubu...
Tę sprawę już bym zostawił, niech sobie Lech będzie Amicą, kiedy czuje się zagrożony. Ale na przyszłość proponowałbym jasne zapisanie w przepisach PZPN, co oznacza przejęcie licencji innego klubu. Co bierzemy? To, co jest wygodne, czy wszystko?
Oni mają nadzieję, że zatrzymanie R. to nieporozumienie - czytaj tutaj ?